Nastał nam szczęśliwie rok 2005. Pozostały jednak stare, nabrzmiałe problemy i wyzwania, które trzeba będzie roztropnie podejmować, aby nie utracić tego, co nam jeszcze, oprócz nadziei, pozostało. Życzyliśmy sobie wprawdzie, abyśmy w nowym roku - z Bożą pomocą - otrzymali powyżej oczekiwań, a poniżej obaw, których nam, niestety, nie brakuje, mimo wiary w Opatrzność i prób pozytywnego patrzenia w przyszłość...
Miniony rok, oprócz znanych trosk, jakichś sukcesów, do których w mediach zalicza się triumfalnie wejście do struktur Unii Europejskiej, przyniósł nam gigantyczne afery i skandale; gorszące przetasowania polityczne i odsłanianą publicznie - ku zgorszeniu towarzystwa - agenturalną przeszłość znanych i szanowanych dotąd „osobistości”. Jakby tego było mało, szykuje się w dalszym ciągu - poniekąd w zgodzie z obowiązującym prawem - kolejna, chwilowo zawieszona i wyciszona, niezwykle groźna afera, związana z powziętymi w ubiegłym roku planami sprzedaży polskiego kolportera prasy „Ruch” SA.
Przypominam o tym, mimo że temat został chwilowo odroczony, gdyż zaplanowana prywatyzacja „Ruchu”, związana z próbą sprzedaży jego pakietu większościowego, zapowiada nieuchronnie ostateczny zamach na wolność słowa w Polsce (!). Warto zatem już teraz dmuchać na zimne. Nie wchodząc w szczegóły, o których obszernie informowały swego czasu nieliczne polskie media, oznaczać to może całkowite pozbawienie Polaków własnej niezależnej prasy. Stanowić to też będzie nieomylny znak, o którym pisał przenikliwy Mikołaj Davila, że „oto nadchodzą czasy, w których przeżyje tylko to, co umie pełzać”.
Dawno minęły te czasy, gdy w cywilizowanych państwach, a więc opierających swe rządy na prawie, funkcjonowały obok siebie względnie niezawiśle trzy ośrodki władzy: władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Do tradycji sięgającej czasów, kiedy to lud rzymski wyrażał swymi nastrojami poparcie lub niezadowolenie z władzy patrycjuszy, nawiązuje w swych korzeniach kolejna - czwarta władza reprezentująca, jak się zwodniczo określa, tzw. opinię publiczną, posiadająca od co najmniej dwóch stuleci swój potężny oręż w postaci prasy. Dziś mówimy raczej o mediach, bowiem oprócz prasy i radia największy wpływ na świadomość ludzi posiadła bez wątpienia telewizja. Można domniemać, że od czasu pojawienia się słowa drukowanego zachwiał się tradycyjny podział władzy, ustępując ostatecznie aktualnemu szczególnie dzisiaj nowemu porządkowi, który określany bywa jako: rząd, kasa, prasa. Istniała uzasadniona nadzieja, że w wolnej Polsce społeczeństwo znajdzie w mediach swego sprzymierzeńca. Nowy porządek ustrojowy wyłaniał się bowiem w opozycji do zniewolenia, przemocy i wulgarnego ateizmu, stanowiących realność czasów komunizmu. Na dodatek, demokracja, zgodnie z wypracowanymi w wolnym świecie standardami, wyznaczała mediom rolę instytucji niezależnego arbitra, gwarantującego względną higienę życia publicznego, czyli coś, co można by nazwać umownie ładem moralnym, osadzonym wprawdzie na pluralizmie poglądów i przekonań, niemniej czerpiącym swe pryncypia z katalogu uznanych powszechnie praw człowieka i humanistycznej frazeologii.
Jak jest - widzimy. Dawną indoktrynację zastąpiono z nawiązką ordynarną manipulacją, miejsce cenzury zajęła poprawność polityczna, wpychająca się dziś bez oporów w niemal każdą dziedzinę życia. Można bez większego błędu stwierdzić, że media w Polsce zamiast roli arbitra, do którego są powołane, przyjęły dla siebie samozwańczo wyłącznie rolę władzy. I tak np.: Gazeta Wyborcza ingeruje skutecznie w życie polityczne państwa, a Urbanowe Nie rozstawia po kątach towarzyszy z dawnej kompartii.
Problem mediów, zwłaszcza prasy, stał się szczególnie niepokojący, gdy na polskim rynku prasowym pojawili się zagraniczni inwestorzy, a wraz z nimi prasa „polskojęzyczna”, czyli oficjalna „agentura wpływu”. Dzisiaj prawie wszystkie dzienniki i gazety lokalne są w rękach obcego kapitału, który dyktuje, co i jak należy pisać. Polska niezależna prasa, reprezentująca polski punkt widzenia na sprawy, które są dla nas ważne, wraz z dostępną jeszcze w sprzedaży publicznej prasą katolicką, stanowią w tym oceanie jedynie małą kroplę, która wkrótce, gdy oddamy kolportaż, czyli wszystko, co jeszcze posiadamy, może zniknąć bezpowrotnie. I nadejdą czasy...
Pomóż w rozwoju naszego portalu