Ludzie mówią, że najstarsi nie pamiętają takiej zimy. W dzień 12ºC powyżej zera, w nocy 5ºC.
Obudziły się niedźwiedzie, borsuki i pszczoły. Zakwitł wawrzynek i pojawiły się bazie - znaki wiosny.
Psycholog w radiu narzeka: - Od dawna nie miałem w gabinecie takiego tłoku. To wina aury. Jesteśmy ludami północy. Mamy w genach zakodowaną zimę, jakby rodzaj hibernacji ze śniegiem i mrozem. Zwalniamy wtedy tempo codzienności, więcej śpimy, jest szansa na uspokojenie wewnętrzne. Ale gdy ciśnienie skacze jak szalone, a za oknem szarość i deszcz - narodowym schorzeniem Polaków staje się depresja.
Dziadkowie przesiadujący ciepłe popołudnia w parku mają inne spojrzenie na problem anomalii klimatycznych. Rzec można - internacjonalistyczne.
- Od kiedy Ruskie poleciały w kosmos, nic w pogodzie nie pasuje, pan zauważył?
- Bo jak oni do czegoś rękę przyłożyły, to uchowaj Boże! Same katastrofy.
- Jak tak dalej pójdzie, to będziemy wnukom tłumaczyć, co to znaczy, że śnieg skrzypi pod butami. Bo on skrzypi prawidłowo dopiero przy niskich temperaturach, pan zauważył?
Starsi panowie zadumali się przez chwilę, ja na ławce obok - także. Jakoś zatęskniłam nagle w tym miejskim parku, który wyglądał jak poczekalnia dworca kolejowego w listopadzie, za zimą sprzed lat.
- Widzi pan, ja już teraz opowiadam wnukowi o niegdysiejszych zimach. O zawiejach i zamieciach śnieżnych. O tym, jak świętej pamięci babcia w takie noce wstawiała w okna gromnice, bo wiatr wył za oknem jak potępieniec. Opowiadam o drzewach pękających na mrozie i jak w księżycowe wieczory wychuchiwało się w oknach kółka, by popatrzeć na śnieg obsypany diamencikami. Jak trzaskał ogień pod blachą kuchni. Że dzieci nosiły wtedy rękawiczki na sznurku i szalik, z którego przy buzi zwisały małe lodowe sople.
- A o awariach węzłów ciepłowniczych - wtrącił się sarkastycznie sąsiad - o przerwach w dostawach prądu, o nieprzejezdnych drogach, trudnościach z dowiezieniem towarów do sklepów, o pijakach pozamarzanych w przydrożnych rowach, o wsiach i miasteczkach odciętych od świata - o tym też pan wnukowi opowiada?
Starszy pan zmieszał się nieco, ale płynnie wybrnął z opresji.
- O tym dzieciakowi nie mówię, bo, uważa pan, ja preferuję rzeczywistość w jej ładniejszej, lepszej wersji. Jestem w wieku, gdy takie dziwactwa są bezkarne. Od tego, moim zdaniem, są dziadkowie, żeby opowiadać o świecie, którego następcy już nie zobaczą albo zobaczą jego byle jaką wersję. O tej prawdziwszej stronie - niezbyt miłej - dowie się sam w stosownej chwili albo mu tacy jak pan, praktyczni, rozsądni i akuratni, powiedzą.
I tak oto rozmowa o pogodzie przerodziła się w dysputę filozoficzną. Starsi panowie, odrobinę skłóceni, co zapewne stanowiło objaw zimowej depresji, zniknęli z ławki. Wygoniła ich do domów ciepła styczniowa noc, która nadspodziewanie szybko zagościła nad parkiem.
Termometry wskazywały + 8ºC.
Pomóż w rozwoju naszego portalu