Świątynie jako magazyny
Reklama
Komunizm, a zwłaszcza stalinowski, z upodobaniem zamieniał świątynie na magazyny. Magazyn materiałów budowlanych, nawozów sztucznych, soli... Im bardziej żrąca substancja, tym lepiej, bo szybciej zacierała ślady świętości tych miejsc. Inżynierom dusz wydawało się, że jeśli zniszczy się świątynie - źródła życia dla chrześcijan - to człowiek zostanie nareszcie wyzwolony i szczęśliwy.
Nasze czasy są świadkami innych pomysłów na wyzwolenie człowieka. Jeśli komunizm chciał zamienić świątynie z kamieni i cegieł w magazyny, to konsumpcjonizm wziął na celownik świątynie ludzkich serc. Dziś z nas chce się uczynić magazyny - z naszej wyobraźni, z naszej pamięci, z naszych serc.
Ksiądz na kolędzie zapytał małe dziecko, jak zwykle księża to czynią: - Czy ty chodzisz do kościoła? - Tak, z rodzicami. - A gdzie? Do którego kościoła? - Tu, niedaleko, taki kolorowy. - Jak się nazywa? - Nie wiem. Tata mówi zawsze: Jedziemy do Carrefoura…
Nowe współczesne sanktuaria.
W niedziele przy centrach handlowych zapełniają się parkingi, ludzie głodni wrażeń spieszą po nową dostawę marzeń, iluzji, plastikowych namiastek, szczęśliwego życia. A potem wracają do domu; bagażniki pełne, ale smutne serca. Dlaczego tak pusto, skoro tak pełno?
Jest głód, którego się nie oszuka. Kiedy rodzina traci z oczu ołtarz, przestaje doceniać zwykły stół jako miejsce spotkania, przy którym karmi się i odnawia wspólnota rodzinna. Rodzina, która się nigdy nie spotyka, to tak jakby nie istniała. Jej członkowie są bliscy i jednocześnie bardzo dalecy. Żyją pod jednym dachem jak w schronisku. A w schronisku ludzie nie rosną. Tam się ludzi nie wychowuje, tylko daje się im schronienie.
Stąd jest w nas bałagan wartości. Magazyn, w którym sprawy Boże pomieszały się z ludzkimi. Tak jak w hipermarkecie książki sprzedaje się z makaronem. A najważniejsze pytanie to nie tyle co, ale - za ile?
Dlatego kiedy nadchodzi niedziela, rodzina nie wie, co ze sobą zrobić - tyle propozycji, a tak mało pieniędzy. Co jest ważne, a co najważniejsze? Gdzie się tego uczyć? Gdzie szukać porządku serc?
Czy nie po to jest ta godzina święta - godzina Mszy św., kiedy jesteśmy z Bogiem, który wybiera to, co najważniejsze - kocha swoich przyjaciół i za nich umiera?
A więc wracamy do pytania: Czy wiem, co jest ważne, a co najważniejsze?
Po co Msza św.? Co mi ona może dać?
Dziś młodzi ludzie na szyi mają amulet zamiast medalika, w ręku telefon komórkowy, na biurku - komputer wpięty w światową pajęczynę. A wieczorem - dziesiątki telewizyjnych programów. Cały świat pod ręką. Oto jest życie.
Powiesz: Co mi jeszcze potrzeba? Tu tętni życie!
Jeśli tak, to dlaczego płaczesz, kiedy wszyscy śpią?
Dlaczego wegetujesz bez marzeń, bez nadziei, bez radości...?
Dlaczego przez łzy wypowiadasz: Nie chce mi się dłużej żyć?
Jeśli masz wszystko, co ważne, a brak ci tego, co najważniejsze - rzeczywiście nie chce się żyć.
A Kościół co dzień sprawuje Mszę św., abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości.
Skarb na wyciągnięcie ręki. Nadprzyrodzone źródło bije życiem.
Powiesz: To nie dla mnie. Ja tego nie czuję. Msza św. mnie nudzi.
Przychodzimy ze świata, który jest spektaklem atakującym zmysły, wyobraźnię, intelekt. Coraz większe billboardy chcą nas powalić na kolana.
Ktoś, kto wchodzi do kościoła, jest tak oślepiony światem, że nie widzi białego chleba, i jest tak ogłuszony, że nie słyszy: To jest Ciało Moje …; Bierzcie i jedzcie…; Czyńcie to na Moją pamiątkę.
Msza św. jest skromna - bogactwem jest sam realnie obecny Pan Jezus.
Przez wieki Kościół strzeże tego, co najistotniejsze, w taki sposób, aby nie przysłonić tego kawałka chleba.
Msza św. nie będzie Cię bawić, nie będzie też wykładem argumentów intelektualnych, nie będzie atrakcją jedną z wielu. Tu rozdaje się pokarm na życie wieczne. Tu wraca się do tego, co najważniejsze.
Kto spożywa ten Chleb, będzie żył na wieki.
Na billboardzie w środku Warszawy widnieje obraz pustyni i butelka soku. Obraz tak realistyczny, że niemalże zaczynamy czuć pragnienie. I napis: Pełnia życia. Czy naprawdę tak mało potrzeba, żeby żyć w pełni, żyć jak człowiek, żyć jak Boże dziecko?
Ten napis powinniśmy wywiesić na wszystkich kościołach: Tu jest pełnia życia! Tu jest źródło źródeł...
Pełnia życia
Msza św. nie jest tylko obrzędem, który dzieje się obok mnie. Jeśli pozwolimy - staje się ona wydarzeniem, które wciąga nas do swego wnętrza. Nadaje sens wszystkiemu, co ze sobą wnosimy, co nas wewnętrznie przekształca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak żyć Mszą św. na co dzień?
Wśród młodych chrześcijan w Ameryce rozpowszechnia się zwyczaj noszenia specjalnej bransoletki. Gdy podnosi się rękę jak do modlitwy, przed oczyma staje wygrawerowany na tej bransoletce napis: Co zrobiłby Jezus?, tzn.: jak zachowałby się w sytuacji, w której ja się właśnie znalazłem.
Kilka lat temu zdarzyło się, że niezrównoważony psychicznie człowiek wtargnął do pewnej amerykańskiej szkoły z bronią w ręku i zaczął strzelać do wszystkich. Jeden ze świadków tego wydarzenia, który cudem przeżył, opowiadał, że wtedy każdy usiłował ratować siebie przed kulami. Jego zasłoniła koleżanka z klasy. Dlaczego to zrobiła? Dlaczego przyjęła kulę przeznaczoną dla niego? Trudno mu było na to odpowiedzieć, dopóki nie przypomniał sobie, że w krytycznym momencie dziewczyna trzymała rękę podniesioną do góry. Miała więc przed oczami słowa wyryte na noszonej przez siebie bransoletce: Co zrobiłby Jezus?. Jej zachowanie było odpowiedzią - tak, zrozumiała miłość Jezusa.
Żyć jak Jezus
Każda Msza św. przypomina nam najmocniej, jak tylko się da - co zrobił Jezus dla mnie, dla Ciebie, dla każdego człowieka na ziemi.
Wychodząc z kościoła, nie możemy tego stracić z oczu. Wiem, co uczynił Jezus, i wiem, co ja mam czynić: kochać jak On, przebaczać jak On, walczyć jak On, umierać jak On, zmartwychwstawać jak On.
Kochać jak On. Przecież to na Mszy św. powiedzieliście sobie kiedyś: ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Skąd brać do tego siły dzisiaj - po pięciu, dziesięciu czy trzydziestu latach?
Czy nie stąd właśnie - od Chrystusa, którego miłość nigdy się nie starzeje?
Rodzina bez miłości ofiarnej i wiernej, bez zgody na krzyż i samozaparcie rozpadnie się. Nie da się z kimś żyć bezboleśnie latami. W rodzinę wpisany jest krzyż.
A świat podpowiada: Nie odpowiada ci - oddal ją; nieużyteczny - wyrzuć.
Im bliżej jesteśmy Boga, tym bardziej możemy być wierni ludziom. Bliskość Boga przybliża nas do człowieka.
Walczyć jak On - kiedy ojciec musi budować dom, kiedy trzeba szukać nowej pracy, kiedy trzeba syna nauczyć, jak być mężnym.
Idziemy do Jezusa - bojownika sprawy Ojca, który nie dosypia, który jest ciągle w drodze, który poci się krwawym potem, który był wierny aż do końca.
Zmartwychwstawać jak On - kiedy wszystko się kończy, miłość stygnie, dzieci nie są takie idealne, kiedy życie przecieka przez palce - czuje się, że wszystko już za nami, nasze marzenia przygniecione kamieniem grobowym. Wtedy trzeba umieć powiedzieć: Oto wielka tajemnica wiary. Głosimy śmierć Twoją, Jezu, ale przecież wyznajemy Twoje Zmartwychwstanie.
Każde życie ludzkie - mówiła Marta Robin - jest Kalwarią i każda dusza jest Golgotą, na której każdy musi wypić w milczeniu kielich własnego życia. Każde życie chrześcijańskie jest Mszą, każda dusza na tym świecie jest hostią. Nie szukajcie na zewnątrz hostii, której potrzebujecie. Tę hostię znajdziecie w was samych.
Msza św. dobrze przeżywana nigdy się nie kończy.
Kiedy wychodzimy z kościoła, rozpoczynamy liturgię naszego życia. Jak powiedział kiedyś Jan Paweł II, kończąc Mszę św. na Stadionie Dziesięciolecia: Niech się ta Msza św. niesie, niech się ona niesie...
A siostra Nulla w swoim tomiku poezji pisze: Msza św. się skończyła. Msza św. się zaczyna.
Co to znaczy?
Św. Leon Wielki napisał: Uczestnictwo w Ciele i Krwi Chrystusa sprawia, że przemieniamy się w to, co przyjmujemy.
Za wielką cenę zostaliśmy nabyci…
A dzięki komu żyjemy?
Cieszymy się naszym życiem, nie zawsze świadomi tego, komu je zawdzięczamy. Jak dzieci, które nie znają swoich rodziców.
Kościół, sprawując Eucharystię, mówi nam, Kto za nas zapłacił własną śmiercią. Jak cenne musi być moje życie, skoro Jezus zapłacił za mnie swoją śmiercią. Jezus żyje we mnie.
Zostań z nami, Panie - prosili uczniowie idący do Emaus.
Dziś Jezus idący pośród nas prosi pokornie: Zostań ze mną, człowieku. Ze mną się nie zgubisz, ze mną znajdziesz siebie, ze mną zwyciężysz.
Jeśli tak kochasz nas, Panie, to my Tobie mówimy: Mane nobiscum Domine.