Rozmowa z Włodzimierzem Blajerskim, działaczem podziemnej „Solidarności”, byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, a także prokuratorem krajowym, przeprowadzona przez o. Jana Króla CSsR na antenie telewizji TRWAM i Radia Maryja
O. Jan Król CSsR: - Zna Pan działania Służby Bezpieczeństwa, doświadczył Pan represji. Jest Pan człowiekiem kompetentnym, mogę więc zapytać, co myśli Pan o opublikowanym przez IPN raporcie na temat o. Konrada Hejmy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Włodzimierz Blajerski: - Ten raport jest obrzydliwie tendencyjny, nieprofesjonalny, opracowany pod z góry przyjętą tezę o agenturalności o. Konrada Hejmy i głęboko go krzywdzący. To jest najkrótszy komentarz do opracowania, które liczy kilkadziesiąt stron. Weźmy zdanie ze strony 4: „Fakt, że TW (tajny współpracownik) Dominik był prowadzony przez centralę, mimo iż mieszkał w Poznaniu, świadczył o wysokiej ocenie przydatności tego właśnie OZI (osobowe źródło informacji) w skali całego kraju”. Warto tu wyjaśnić, że centrala interesowała się o. Hejmą, dlatego że Zakon Dominikanów był uznawany za wroga ustroju. SB zdawała sobie sprawę z roli, jaką Zakon odgrywał w kształtowaniu formacji środowisk, zwłaszcza akademickich. O. Hejmo ze względu na swą duszpasterską rolę stanowił wyzwanie dla SB, która cały Kościół traktowała jako swego wroga. W tej sytuacji jest oczywiste, że strategia zwalczania Dominikanów i wysokiej rangi duchownych należała do kompetencji departamentu IV, i to zdanie świadczy o olbrzymiej manipulacji.
Uważa się, że o. Hejmo naruszył pewne instrukcje, bo Episkopat Polski wzywał, aby nie prowadzić nieformalnych rozmów, żeby księża nie godzili się na takie rozmowy. Autorzy raportu całkowicie zapominają w tym momencie, że to było zalecenie, a nie żadna instrukcja wewnętrzna. W tamtych czasach normalną rzeczą było, iż ważne osoby duchowne, księża budujący kościoły, sprawujący funkcje kierownicze, np. w takim ważnym miesięczniku, jak W drodze, mieli tzw. swoich opiekunów, czyli funkcjonariuszy SB, którzy kontrolowali ich działalność, aby nie zagrażała interesom komunistycznego państwa. I te rozmowy musiały się odbywać.
- Nikt w Kościele w Polsce za czasów komunistycznych, żaden proboszcz czy nawet biskup, nie mógł objąć swojego urzędu bez zgody władz komunistycznych.
- Budowanie więc tezy, że o. Hejmo spotykał się z osobami, od których zależał los miesięcznika, nakład, przydział papieru i wiele innych potrzeb wydawnictwa, a zatem jest agentem - jest manipulowaniem opinią publiczną.
Kolejnym przykładem tendencyjności, ale i insynuacji, jest zestawianie informacji, że podobno jakaś, nie wiadomo jaka, informacja była wykorzystana - też nie wiadomo, w jaki sposób - przez tzw. grupę dezinformacji, zakonspirowaną również w wydziale VI departamentu IV - tego do walki z Kościołem, tego, którego ludzie wzięli udział w zabójstwie ks. Jerzego. Zestawiono tu informacje, które w ogóle nie mają żadnego ze sobą związku. Podobnie jest z cytowaniem archiwów KGB, że jest głęboko zakonspirowany agent i są inni agenci, że SB ma duży i poważny wpływ na Watykan. To też służy określonej tezie - która nigdzie nie została w jakikolwiek sposób udowodniona - że tą osobą jest właśnie o. Konrad. Były enuncjacje, że zdrada Zakonu, zdrada Kościoła, zdrada samego Ojca Świętego. W ogóle nie ma jakiegokolwiek związku między, jak się mówi, poważnymi szkodami, jakie niby wyrządzał, a informacjami. Tego nie ma w raporcie.
Reklama
- Z ostatniego oskarżenia się wycofano. Jeszcze przed opublikowaniem raportu mogliśmy przeczytać, że o. Hejmo „nie donosił na Ojca Świętego”.
- No właśnie, a jednocześnie ciągle mówi się, jak straszne były uwikłania. W dalszym ciągu jest w raporcie próba budowania, pod z góry założoną tezę, klimatu zdrady, który nie ma związku z postawą o. Hejmy. I na koniec dochodzimy do sprawy świadomości TW. Otóż o. Hejmo został tak zarejestrowany i to jest fakt niezbity. Natomiast autorzy piszą, że można było być TW w ogóle bez zgody. Według raportu, czasami SB odstępowała od sporządzenia pisemnego zobowiązania. W tej sytuacji mamy do czynienia z naruszeniem przez SB swojej instrukcji. Według jej pkt. 4, spotkanie, na którym uzyskano zgodę kandydata na współpracę, powinno być zakończone przyjęciem informacji o zakresie zadań, do których realizacji został on pozyskany, oraz przyjęciem zobowiązania o zachowaniu w tajemnicy współpracy, w zależności od potrzeby i zgody pozyskanego; i ustaleniem jego pseudonimu. Tego nie ma w dokumentach, i ja się nie dziwię, że SB, naruszając swoją instrukcję, mogła robić, co chciała, sporządzając dokumentację. Natomiast, że autorzy raportu ani słowem nie wspomnieli tej tak ważnej kwestii z punktu widzenia formalnych ówczesnych reguł - to już jest dla mnie co najmniej dziwne.
Reklama
- Gros polskiego społeczeństwa dostępu do raportu jeszcze nie ma. Jest on na stronach internetowych, ale internet nie jest jeszcze tak bardzo powszechny w Polsce. Ludzie budują swoją opinię na bazie tego, co usłyszą w mediach, a te odsądziły już o. Konrada Hejmę od czci i wiary.
- Autorzy raportu przypisują o. Hejmie w swoich enuncjacjach zdradę i Kościoła, i samego Zakonu, nawet Ojca Świętego. Jedyną zdradą, jaką dostrzegłem w raporcie, jest zdrada prawdy, jakiej dokonali autorzy tego opracowania, a w jakimś sensie i w jakimś stopniu również kierownictwo IPN, głęboko krzwydząc o. Konrada. Co może tłumaczyć, bo nie usprawiedliwiać, twórców raportu? Może to, że prawdopodobnie nigdy poza lekturą dokumentów i opracowań SB nie mieli tego typu osobistych doświadczeń. Nie znali gry i uwikłań tamtych czasów. Nie znali metod i sposobów działania. Ważność tego dokumentu polega na tym, że pokazuje podłe metody osaczania i niszczenia ludzi Kościoła, w szczególności walczących o niepodległość.
- Dziękuję za rozmowę.