- „Pozdrawiam wszystkich i błogosławię. Wujek” - napisał Ojciec Święty w jednym z listów kierowanych do Pana jako swego kuzyna i do Pańskiej rodziny. Prowadził Pan korespondencję z Papieżem przez 15 lat. Jak bliskie były te relacje?
Bronisław Wojtyła: - Pisaliśmy o wszystkim, tak po prostu. Różnie się Papież do mnie zwracał: Bronisławie, Bronku, Kuzynie. Odpisywał mi na każdy list. Opowiadałem, co ważnego działo się w rodzinie. Pocieszałem Go, a On mnie pocieszał. Pamiętał o każdym ślubie czy Komunii św. w rodzinie. Mam dziesięcioro wnuków i jedenaścioro prawnuków, a On nie zapominał o żadnym z nich. Zawsze na święta przysyłał opłatki. Aż miło czyta się te listy, bo przywołują wspomnienia.
- Czy z treści listów można było odczuć, czy był smutny, czy radosny?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Zawsze był pogodny.
- Ojciec Święty pisał osobiście czy korzystał z pośrednictwa abp. Dziwisza?
- Abp Dziwisz nieraz się do życzeń dołączał. Był dla nas prawie jak członek rodziny.
- Jak wyglądało Pana pierwsze spotkanie z Karolem Wojtyłą już jako Papieżem?
Reklama
- Zaprosił mnie do Watykanu. Wyrobiono mi paszport i wizę, opłacono bilet na samolot. Papież powiedział do mnie: „Bronisławie, zaprosiłem Cię, bo jesteś najmłodszym synem Franka, kuzyna mojego ojca. Będziesz więc moim kuzynem, żebyśmy utrzymali więź naszych ojców”. W Polsce przekazał mi to bp Pieronek, który powiedział, że Ojciec Święty zaprosił mnie do Watykanu, by „przedłużyć” rodzinę.
- Zatem to Ojciec Święty zainicjował to spotkanie po latach?
- Tak. W ten sposób odnowiliśmy kontakt. Ja sam z pewnością nie mógłbym do Niego napisać, mimo że znaliśmy się już przed wojną.
- Jak Pan wspomina ten dziesięciodniowy pobyt w Watykanie?
- Nasze spotkania były uzależnione od czasu Ojca Świętego, bo był bardzo zajęty. Jedliśmy razem kolacje i obiady. Uczestniczyłem też w Jego prywatnych Mszach św.
- Jak Pan zapamiętał młodego Karola Wojtyłę?
- Przed wojną, jako student, przyjeżdżał do nas na wakacje razem z kolegą ze studiów. Nie spał w domu, wolał spać w stodole na sianie. Wstawał wcześnie, podobnie jak mój ojciec, który codziennie jeździł do tartaku. Dużo chodził po górach, lubił uprawiać sport.
- A jak wyglądały relacje Karola Wojtyły z Pana rodziną po wojnie?
- W czasie wojny kontakt się urwał. Ojca wysiedlili, a ja pojechałem na roboty do Niemiec. Po wojnie ponownie nawiązaliśmy kontakt. Gdy umarła moja matka, Karol Wojtyła przyjechał odprawić pogrzeb. Spóźnił się, bo przyjechał pociągiem z Warszawy do Oświęcimia, a z Oświęcimia musiał iść pieszo, bo nie było żadnego połączenia...
- Czy po nominacji biskupiej, a potem kardynalskiej kontakty się rozluźniły?
Reklama
- Karol Wojtyła nadal często, jak tylko miał czas, przyjeżdżał do mojego ojca - raz, dwa razy w miesiącu. Początkowo jako biskup, potem jako arcybiskup i kardynał.
- Pana ojciec stał się dla Karola Wojtyły bardzo bliską osobą...
- Mówili sobie na „ty” - „Karolku” i „Franciszku”. Ojciec był wdowcem. Lubili długo rozmawiać. Raz kard. Wojtyła tak się zasiedział, że spiesząc się na Mszę św., którą miał odprawiać na Wawelu, zahaczył samochodem o płot tartaku. Do Krakowa musiał Go odwieźć taksówkarz, a samochód został u proboszcza do naprawy.
- Kiedy przyszedł ostatni list z Watykanu?
- 26 lutego, gdy Ojciec Święty przebywał w klinice. List ten podpisał abp Dziwisz. Ostatnia kartka z życzeniami świątecznymi była wysłana 30 marca, w czwartek. Papież jakby już czuł, że umrze. Kartka była wysyłana w dużym pośpiechu, bo na drugiej stronie odbiły się jeszcze mokre litery. Na żadnej innej kartce tego nie ma. Jest w tym jakaś tajemnica. To jest znak śmierci, list pożegnalny.
- Pańskie dzieci reprezentowały ród Wojtyłów na uroczystościach pogrzebowych...
- Moja rodzina pojechała na pogrzeb i przekazała od nas list kondolencyjny. Do mnie dzwoniono trzy razy i namawiano na lot do Watykanu samolotem rządowym. Jednak lekarze powiedzieli, żebym absolutnie nie jechał, bo mogę nie wrócić.
- Jak Jan Paweł II zapisał się w Pańskiej pamięci?
- Byliśmy jak bracia. Gdziekolwiek się nie spotkaliśmy, zawsze było wesoło, śpiewaliśmy razem piosenki góralskie. Kard. Macharski powiedział nawet, że jesteśmy do siebie podobni. Smutno teraz będzie. Przeżyłem 18 lat samotności po śmierci żony dzięki temu, że miałem z Nim tak dobry kontakt. Co miesiąc, półtora dostawałem od Niego list. Oczekiwałem też na możliwość spotkania. I tak czas upływał. A teraz to się skończyło. Będę czekał na ostatni list od abp. Dziwisza. Mam tę nadzieję. Po śmierci Ojca Świętego mówiłem, że do środy list przyjdzie. Nikt z rodziny nie chciał wierzyć. Ale mnie się to wyśniło: byłem u Papieża, rozmawialiśmy, chciałem wychodzić, a On powiedział: „Bronek, siadaj na łóżku, pogadamy sobie jeszcze”.