Wobec prawa wszyscy powinni być równi… No, może oprócz równiejszych i najrówniejszych.
Człowiek od dziecka ma zmysł sprawiedliwości i wierzy tym, którzy uczą go: „Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe”; że za złe się karze, a za dobre wynagradza; że święte przykazania i zasady
dotyczą każdego bez wyjątku… Choć coraz częściej zauważa (częstokroć na sobie samym), że wcale tak nie jest, a jeśli już, to strasznie tu dużo wyjątków i pokrętnych tłumaczeń. Ale jeszcze czasem
dopomina się o sprawiedliwość, bo czuje w sobie coś takiego jak sumienie. Jednak człowiek coraz częściej słyszy, że nie sumienie, ale prawo określa, co jest dobre, a co złe. Jednak to prawo zmienia się
z dnia na dzień i już nie wiadomo, co/kogo bronić, co/kogo potępiać, bo o wszystko trzeba pytać prawników. A ci często sobie wzajemnie przeczą w interpretowaniu prawa, zwłaszcza gdy dotyczy ono dziwnie
bezkarnych, wobec których jest ono bardzo łagodne, okazując nagle srogość wobec innych, czasem Bogu ducha winnych… Może tak wygląda deprawacja?
M. idzie późnym wieczorem przez park. Świeci się tam tylko jedna latarnia. Podchodzi więc do niej, by spojrzeń na zegarek. Nagle chwytają go za ramiona dwaj miejscy strażnicy i zakładają mu kajdanki.
„To ty jesteś sprawcą napadu i rabunku sprzed pół godziny” - mówią, dość brutalnie wykręcając mu ręce. „Ależ ja dopiero wszedłem do parku - broni się M. - Widziałem
w krzakach jakichś podejrzanych typów, słychać ich zresztą… Dlaczego ich tam nie szukacie i nie chwytacie, tylko mnie?”. Na to jeden ze strażników: „Bo tu jest światło, a w te ciemne
zakamarki włazić nie będziemy. Po co nam to? A ty jesteś sprawcą - obaj o tym zaświadczymy. Jedziemy do aresztu”.
To trochę jak z Procesu F. Kafki, ale obrazuje bardzo dobrze, jak jest ze sprawiedliwością, ze ściganiem i karaniem winnych, z ofiarami i sprawcami napadów, gwałtów, rabunków, morderstw… Istnieje
bowiem ogromna strefa cienia i ciemności, w której bezkarnie i dostatnio żyją sobie ludzie mafii, wielokrotni zdrajcy stanu, dawni funkcjonariusze aparatu represji, wciąż uniewinniani złodzieje ogromnych
sum pieniędzy państwowych, handlarze narkotyków, skorumpowani posłowie i politycy (z lewej)… O nich milczą prokuratorzy, moralne autorytety oraz dziennikarze, którzy z pasją sępów rzucają się na
ludzi, za którymi nikt nie stoi, a którym można nagle rzucić w twarz oskarżenie o molestowanie, o stosowanie przemocy wobec dzieci, o jakieś niejasne nadużycia… I od razu - bez sprawdzenia,
bez sądu, bez możności obrony - postawić pod pręgierz milionów telewidzów, którzy wyrażają wobec nich jedynie słuszne oburzenie i potępienie. Mniejsza potem o proces, o taki czy inny wyrok czy uniewinnienie.
Sąd się dokonał. Obywatele mają poczucie, że sprawiedliwość ma się jeszcze dobrze, bo się osądza, wsadza do więzień, publicznie potępia… Tym ostrzej, im bardziej się przemilcza i uniewinnia wielkie
przestępstwa, wielkich przestępców. I większość telewidzów o tym nie myśli i nie wie, bo widzi tylko publiczny pręgierz w pełnym świetle i jazgocie oskarżycieli. Są po prostu tłumem, który lubi samosądy.
Na niektórych dworach, zwłaszcza tam, gdzie były królewskie dzieci, bywał sobie taki chłopiec do bicia. Ponieważ częstokroć królewskiego dziecka nie wolno było uderzyć, nawet za ciężkie przewinienia,
to cięgi za nie zbierał ów chłopiec - żeby sprawiedliwości stało się zadość, czyli że kara została wymierzona, mniejsza już o to komu.
W wielu społecznościach, kiedy narastało poczucie zbiorowej winy, rozpasania, bezkarności - w pewnym momencie pojawiało się zapotrzebowanie na kozła ofiarnego, na którego można byłoby zrzucić
winy i grzechy wszystkich, i w nim je przykładnie, publicznie uśmiercić (tak się stało z chrześcijanami po pożarze Rzymu za Nerona). Ciekawe, czy teraz medialni specjaliści-detektywi nie dokonują czegoś
podobnego - starannie wyszukując owych chłopców do bicia i kozłów ofiarnych wśród nauczycieli, duchownych, bezradnych rodziców, katechetów… I grając na nastrojach telewizyjnej gawiedzi, nie
robią swoimi samosądami zasłony dymnej dla niebotycznej niesprawiedliwości innych, których nadal każdy tknąć się boi.
Sprawiedliwość to nie tylko jej zmysł, ale jeszcze sumienie, chłodny osąd, a nade wszystko odwaga. Bez niej - to prawo deprawuje, a skazuje tchórz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu