Ks. Wojciech Stasiewicz, kapłan z archidiecezji lubelskiej pracujący jako wikariusz parafii katedralnej w Charkowie i dyrektor Caritas Spes Charków relacjonuje, że w Charkowie od soboty nasiliły się bombardowania. Zdarzają się one w różnych porach dnia i nocy. – Wieczorem najczęściej od godz. 19 do 2 w nocy jest cisza i gdzieś od godz. 2 się zaczyna – wybuchy, wystrzały. Intensywny ostrzał jest także w godzinach przedpołudniowych, od ok. 8 rano do 13 czy 14 – opowiada. – Nie ma dnia i nocy spokojnej ale jakoś się trzymamy. Modlimy się. Cóż innego możemy wobec tego zła i okrucieństwa – podkreśla kapłan.
Reklama
Z żalem wspomina 96- letniego Borysa Romanczenkę, który w czasie II wojny światowej przebywał w niemieckich obozach koncentracyjnych i który zginął od rosyjskiej bomby w Charkowie. - Wczoraj niestety otrzymałem informację o jego śmierci. Dobrze się znałem z tym panem. Odwiedzałem go wielokrotnie, jego oraz grupę 9 innych osób w Charkowie, które przeżyły różne obozy koncentracyjne. Kilka razy w roku byliśmy u nich za pośrednictwem niemieckiej fundacji św. Maksymiliana. Ja również w ramach Caritas dostarczałem im różne produkty spożywcze. Ostatni raz widziałem go w grudniu. W czasie wojny, z uwagi na trudną sytuację nie udało nam się już spotkać – mówi ks. Stasiewicz. – Wiadomość o jego śmierci bardzo mnie dotknęła. Był niesamowitym człowiekiem. Wciąż niezwykle aktywnym. Pomagał innym. W domu miał w kuchni ostrzałkę i ludziom ostrzył bezpłatnie noże, nożyczki, różne narzędzia. Przynosili je mieszkańcy całego bloku… - wspomina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Stasiewicz podkreśla, że mimo ostrzałów i związanego z tym niebezpieczeństwa on i jego współpracownicy starają się normalnie pracować. – Albo gdzieś jedziemy albo np. jestem w socjalnym centrum. Oczywiście słyszymy ten ostrzał. Wiadomo, człowiek się zatrzymuje. Jak jest bardzo blisko to uciekamy. Ale np. teraz – rozmawiamy a ja słyszę, że gdzieś jest wybuch. To już jest 27. dzień wojny, trzeba jakoś funkcjonować – stwierdza.
Zdaniem kapłana najgorsza jest noc. Od godz. 18 do 6 rano obowiązuje godzina policyjna i zalecenie, by nie włączać świateł. – To jest trudne, musimy funkcjonować przy jakichś minimalnych światełkach albo przy świeczkach – opowiada.
Ks. Stasiewicz mieszka w kurii biskupiej w Charkowie. Mieszkańcy kurii mają do dyspozycji piwnicę. – Powiem szczerze, psychicznie trudno jest przebywać w piwnicy. Staramy się więc spać normalnie w budynku ale w bezpiecznych miejscach, daleko od okna, za jakąś szafą, by jakiś odłamek, kawałek szkła w razie czego nie uszkodził człowieka – relacjonuje.
Reklama
Mówiąc o swojej pracy podkreśla, że każdy dzień przynosi coś innego. – Musimy mieć rytm duchowy, czyli modlitwa brewiarzowa, Msza św., modlitwa prywatna. Od godz. 8 już jesteśmy otwarci. Przyjeżdżają wolontariusze i działamy w zależności od konkretnych potrzeb, telefonów. Oprócz tego mamy stałe grupy, które odwiedzamy i wspomagamy, np. ludzi na stacjach metra. Odwiedzamy też pojedyncze osoby – chorych, niepełnosprawnych, niewidzących. Jest to często trudne z uwagi na duże odległości, które trzeba pokonać – mówi kapłan. – Dowozimy w te miejsca to, co jest potrzebne na dany dzień. Wieczorem otrzymujemy zawsze spis potrzebnych rzeczy, w którym obok artykułów codziennego użytku mogą się np. znaleźć konkretne zapotrzebowania na lekarstwa, odzież itp. – dodaje.
Od dziś charkowska Caritas uruchamia nową inicjatywę – posługę mobilną w jednym z parków w centrum miasta. Chleb, konserwy i inne najbardziej potrzebne produkty będą tam udostępniane ze specjalnego busa. Jest to, jak wyjaśnia ks. Stasiewicz, odpowiedź na prośbę z urzędu miasta, który sugerował, by ze względów bezpieczeństwa nie organizować centrum pomocy przy samym kościele. – Ważne jest, by udostępniać pomoc w centrum miasta, gdyż właśnie w centrum nikt jej nie świadczy – zaznacza kapłan.
Jak informuje, wczoraj dotarł do Charkowa trzeci już TIR z pomocą humanitarną z Polski, z archidiecezji lubelskiej. To jest główne źródło zaopatrzenia dla charkowskiej Caritas. – Oprócz tego współpracujemy z różnymi wolontariuszami i organizacjami. Dzielimy się tym co mamy danego dnia. Ja proszę innych o pomoc w tym, czego mi brakuje, inni przychodzą do mnie – podkreśla.
- Cała Ukraina, wszyscy mieszkańcy - wierzący i niewierzący, katolicy i ludzie innego wyznania – bardzo się modlą i liczą na to, że papież Franciszek naprawdę przyjedzie tutaj, na Ukrainę. Tylko on w tym momencie może powstrzymać tę wojnę – stwierdza ks. Stasiewicz.