„Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” – te słowa Jezusa towarzyszyły mi, podczas mojej obecności na granicy, gdzie byłem z posługą wśród wolontariuszy. Spędziłem wśród nich kilkanaście godzin, godzin, które zmieniły moje myślenie i pokazały inny obraz rzeczywistości.
Od kilku tygodni widzimy tragedię, jakiej doświadcza naród Ukraiński. Widzimy i czynimy wiele, by pomóc tym, którzy dokonują prawdziwie „exodusu”, uciekając do bezpieczniejszego, spokojniejszego świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Moje pobyty na granicy odbywały się w nocy. Mieliśmy sześciogodzinne dyżury, które nigdy nie kończyły się o wyznaczonej porze. Wraz z innymi wolontariuszami nie robiliśmy nic nadzwyczajnego. Po prostu byliśmy. Podawaliśmy kubek ciepłej kawy, herbaty, kakao… Do tego dodawaliśmy kanapki, coś ciepłego do jedzenia, słodycze…
Ale powiem szczerze: nie życzę nikomu takiego doświadczenia. Wzruszenie budzi widok małego dziecka wtulonego w mamę, idącego o trzeciej nad ranem, gdy mogło spokojnie spać w swoim domu… Dziś ucieka przed złem, przed wojną z jednym pluszowym misiem, bo tylko tyle mogło zabrać…
Starsza Pani z trudem porusza się na kulach. Ucieka z domu, w którym spędziła dotychczasowe życie. Pracowała, miała wszystko co potrzebne do życia. Dziś szuka spokojnego kąta, by móc dalej żyć…
Ostatniej nocy przyszło do nas małżeństwo, oboje około siedemdziesięciu lat. Pokazywali zdjęcie domu, w którym mieszkali a w który uderzyła rakieta. Łzy same płynęły do oczu. W takim momencie brakuje słów. Wystarczy gest bliskości i serdeczne przytulenie. Jak sami mówią: musimy zaczynać od nowa.
Widziałem w tych ludziach Jezusa, który doświadczył tułaczki, gdy jako Nowonarodzone Dziecię, uciekał z rodzicami do Egiptu, gdy kosztował „chleba tułaczy”. Trudno nie wyciągnąć dłoni do ludzi, którzy potrzebują pomocy.
Cieszę się, że mogłem być tam obecny i doświadczyć dobra, które się mnoży, kiedy jest dzielone. Jestem pod wielkim wrażeniem wszystkich wolontariuszy, którzy spieszą z pomocą. Cieszę się, że mogłem poznać kleryków z Wyższego Seminarium Duchownego z Włocławka, którzy przez kilka dni posługiwali na przejściu granicznym w Dołhobyczowie wraz ze swoim Rektorem, ks. Ireneuszem Świątkiem. Poznałem też Braci Kapucynów z Krakowa, medyków, strażaków i cały sztab ludzi zaangażowanych w pomoc. Wszyscy służyliśmy Jezusowi obecnemu w tych ludziach. Nie zrobiliśmy nic nadzwyczajnego. Wszystko to, wypływało z potrzeby serca. A tych serc w Polsce, bije naprawdę wiele. I z tego jestem dumny.