Najdroższa Mamusiu!
Wprawdzie nie otrzymałam niewypowiedzianego daru poznania Ciebie w tym życiu, ale Pan Jezus w swym nieskończonym miłosierdziu i dobroci zechciał przygotować dla mnie dar jeszcze większy, wyjątkowy i z niczym nieporównywalny: podarował mi jakby w zamian Mamusię świętą! Czy będę kiedykolwiek umiała Mu za to wystarczająco podziękować?
Poznałam Ciebie, Mamusiu, dzięki bliskim - szczególnie tatusiowi i wujostwu, którzy ciągle mi o Tobie opowiadali jako o kimś, kto bardzo ukochał życie i wszystko, co w nim piękne; jako o osobie cechującej się wyjątkową naturalnością, równowagą wewnętrzną i wytrwałością w każdym momencie swego życia, co też było wspaniałym świadectwem wiary i miłości chrześcijańskiej, przeżywanej konkretnie i w radości każdego dnia: w dzieciństwie, latach młodzieńczych, okresie narzeczeństwa i małżeństwa oraz kiedy byłaś już lekarzem i mamą. Ponadto mówiono mi o Tobie jako o kimś, kto zawsze żył w blasku łaski uświęcającej, kto zawierzył wszystko Panu Bogu i spełniał Jego świętą wolę.
Już jako dziecko, idąc za wskazaniami Twych „świętych rodziców”, odkryłaś i pokochałaś życie jako fantastyczny dar Boży i nauczyłaś się bezgranicznie ufać modlitwie i Boskiej Opatrzności.
Natomiast od dnia Pierwszej Komunii Świętej miłość do Boga przez Niego odwzajemniona stała się centrum Twego życia. Miłość ta znalazła swe ujście w twórczym i niestrudzonym apostolstwie na rzecz bliźnich, w których widziałaś oblicze samego Boga. I myślę, że to właśnie jest sekret Twojej świętości.
W trakcie liceum, studiów, jak również po zdobyciu dyplomu lekarskiego potrafiłaś przełożyć swą wiarę na gorliwą służbę apostolską wobec młodzieży oraz ludzi starszych i potrzebujących, działając w Akcji Katolickiej i Stowarzyszeniu św. Wincentego. „Zapamiętajcie sobie, że apostolstwo realizuje się najpierw i nade wszystko na kolanach” - zwykłaś mówić do swych młodszych współpracowniczek z Akcji Katolickiej. Prócz tego dodawałaś: „Od dobrego spełniania naszego powołania zależy nasze szczęście ziemskie i wieczne...”.
Zawsze miałaś bardzo mocne wewnętrzne przekonanie - jak zaświadczył mój wujek, czyli o. Albert - że ideałem jest służba dla innych, i z tego też powodu wybrałaś zawód lekarza. Uważałaś bowiem tę profesję za jeden z najskuteczniejszych sposobów apostolstwa. O tym, jak traktowałaś i przeżywałaś ten zawód, dałaś wyraz w swoich zapiskach:
„Wszyscy na świecie pracujemy, służąc w jakiś sposób człowiekowi. My (lekarze) pracujemy bezpośrednio jakby «na człowieku»”. Przedmiotem naszej wiedzy i pracy jest człowiek, który ukazuje nam samego siebie, mówi: «pomóż mi» i oczekuje od nas potwierdzenia pełni swojej egzystencji...
Doświadczamy takich sytuacji, których nie ma nawet kapłan. Nasza misja nie kończy się w chwili, gdy ustaje skuteczność lekarstw. Pozostaje jeszcze dusza, którą trzeba doprowadzić do Boga, a nasze (lekarzy) słowo może mieć wielkie znaczenie. Każdy lekarz winien zasugerować choremu spotkanie z kapłanem. O jakże bardzo potrzebni są lekarze katoliccy!
Wielka jest tajemnica człowieka - jest ciałem, lecz także duszą nieśmiertelną. To Jezus mówi: każdy, kto odwiedza chorego, pomaga «Mnie». Zwróćmy uwagę na misję kapłańską - tak jak kapłan może dotykać Jezusa, tak my (lekarze) dotykamy Jezusa w ciałach naszych chorych: biednych, młodych, starych, dzieciach.
Ażeby Jezus mógł się ukazać między nami, niechaj znajdą się liczni lekarze, którzy ofiarują Mu samych siebie. «Kiedy zakończycie powołanie waszej profesji - jeśli je spełnicie - będziecie cieszyć się życiem Boga, ponieważ to Ja byłem chory, a wy Mnie wyleczyliście»”.
Realizując posługę medyczną, którą postrzegałaś i praktykowałaś jako rodzaj misji, zawsze byłaś pilna w podnoszeniu swych kwalifikacji. Troszczyłaś się zarówno o ciało, jak i dusze swoich pacjentów. Własne siły regenerowałaś, grając na pianinie, malując obrazy, uprawiając narciarstwo lub alpinizm. Umiałaś się radować życiem i cieszyłaś się urokami natury.
Gdy otrzymałaś od Pana Jezusa powołanie małżeńskie, przyjęłaś je z ogromnym entuzjazmem. Zaangażowałaś się całą sobą, żeby „stworzyć rodzinę prawdziwie chrześcijańską”.
Umiałaś w prostocie, z wyczuciem i prawdziwą radością życia połączyć obowiązki żony, matki oraz lekarza [mieszkańców] dwóch miejscowości: Mesero i Ponte Nuovo di Magenta. Trwając w tej harmonii i radości, prowadziłaś życie wielkiej wiary, dostosowując do niej własne obowiązki i każdą swą decyzję.
Jako żona i jakże szczęśliwa mama Pierluigiego, Laury i Marioliny byłaś wierna swemu powołaniu macierzyńskiemu aż do najwyższego szczytu miłości. Podczas czwartego, wyjątkowo bolesnego okresu oczekiwania na narodziny dziecka byłaś świadoma, iż z woli Opatrzności Bożej jedynym sposobem, abym mogła przyjść na świat jest przedłożenie nad swoje własne życie mojego. I tak właśnie bez żadnego wahania zdecydowałaś. Dzięki temu uwieńczyłaś swe przykładne życie chrześcijańskie w imię wielkiej i z niczym nieporównywalnej miłości poświęceniem oraz autentycznym świadectwem świętości i szacunku wobec życia ludzkiego.
„Ostateczna ofiara, którą przypieczętowała własne życie - powiedział Ojciec Święty Jan Paweł II podczas homilii 16 maja, kiedy ogłosił Cię świętą - potwierdza, że tylko ten, kto ma odwagę oddać się w całkowitym darze Bogu i braciom, realizuje w pełni siebie samego”.
Najdroższa Mamusiu!
Pomóż mi stawać się - jak to tylko możliwe - godną Ciebie i nadal kieruj mną w mojej profesji lekarza oraz błogosław mi z Nieba. Wstawiaj się i czuwaj zawsze nad nami. Pomóż każdemu lekarzowi i wszystkim pracującym w służbie zdrowia. Pomóż matkom, dzieciom, osobom i rodzinom, które zwracają się do Ciebie powierzając swoje problemy, trudności, decyzje i pragnienia. Wlej we wszystkich, którzy cierpią, Twą siłę ducha, Twą nadzieję, Twą ufność w Opatrzność Bożą, Twą odwagę i Twą radość życia.
Pozostań na zawsze blisko nas i módl się za nas.
Twoja Gianna
Tłumaczenie: ks. Piotr Gąsior
Pomóż w rozwoju naszego portalu