Reklama

Bratni Kościół...

Bratni Kościół? Oczywiście, chodzi o Kościół na Ukrainie, Kościół rzymsko- i greckokatolicki, metropolię lwowską i Ukraiński Kościół Autokefaliczny na Ukrainie, diecezję lwowską ze Lwowem i przyległymi do niego Żółkwią, Samborem, Chyrowem, Gródkiem Jagiellońskim oraz wieńcem parafii i duszpasterskich punktów dojazdowych. Ale Lwów jest centrum, stolicą, soczewką, która jak w pigułce skupia wspaniałość, dramatyzm, ból, poczucie dumy etc...
„Niedziela” była tam przede mną i opisała to pięknie, ale w określonej perspektywie, koncentrując uwagę na „wyjściu z katakumb” tego Kościoła. Pominęła jednak fakt o epokowym znaczeniu, jakim była dla niego pielgrzymka Papieża Jana Pawła II, która miała miejsce dokładnie pięć lat temu. Dlatego żywię przekonanie, że może uda się dopełnić szeroką panoramę tego Kościoła w kolejnym tekście na łamach „Niedzieli”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przede wszystkim Lwów - Urbs celeberima

Już z daleka i przestrzennie widziany, był miastem ważnym, zwłaszcza w końcowej fazie czasu zaborów. Wiedziało się, że jest wspaniałą wschodnią stolicą potężnej ongiś Polski pojagiellońskiej, wiedziało się o wspaniałych pomnikach architektury, widziało się go przez pryzmat doniosłego wydarzenia religijnego i politycznego - Ślubów Jana Kazimierza. A potem, z perspektywy XIX i XX wieku jawił się jako pulsujące życiem, zwłaszcza sfer wyższych, miasto wielkiej nauki, wszechstronnie uprawianej sztuki, z osiągającą szczyty literaturą i wspaniałym teatrem. Wieści o tym wyczytywało się w podręcznikach literatury, historii, medycyny, techniki, filozofii.
Ale przede wszystkim Lwów znany był z wyjątkowej, jeżeli nie jedynej w swoim rodzaju, gęstwy żyjących obok siebie społeczności religijnych i etnicznych: polsko- i greckokatolickiej, ormiańskiej, no i żydowskiej. Bardzo zróżnicowane, żyły we względnej harmonii; owszem, zdarzały się chwile napięć, ale bez dramatycznych finałów. Do tego wszystkiego dochodził owiany glorią bohaterstwa Cmentarz Orląt, a wreszcie dominująca nad całym krajem radością, zdrową ironią i humorem „Lwowska Fala”.
A na końcu była wojna z apokaliptycznymi konsekwencjami, z których najboleśniejsza była hiobowa wieść: Lwów przestał należeć do Polski.
To wszystko wiedziało się o Lwowie z daleka i tęskniło się, żeby go zobaczyć z bliska.

Ze Lwowem oko w oko

Reklama

Tak widziany i doświadczany Lwów to w rzeczywistości nowy świat. Albo może tamten sprzed wieków i lat, ale obleczony w realne kształty, szokujący co krok nowymi elementami swego tętniącego życiem oblicza, Lwów zmuszający do zadumy, wyciskający łzy głębokiego wzruszenia, narodowej dumy i radości, pomieszanej z dojmującym bólem.
Progiem, który prowadzi Polaka katolika do tego miasta-legendy, jest leżąca w samym jego sercu rzymskokatolicka katedra pw. Najświętszej Maryi Panny. Od wejścia jak magnes przyciąga ku sobie wspaniały wielki ołtarz, perełka rokoka, z jej centrum, jakie stanowi cudowny obraz Matki Bożej Łaskawej. Przelotny rzut oka na mieniącą się bogactwem wystroju kaplicę Najświętszego Sakramentu (Wiśniowieckich) i już nogi same gną się przed głównym ołtarzem. Myśli gwałtownie wracają do tego, co tu miało miejsce 350 lat temu. Wyobraźnia, posiłkowana przez malarstwo Matejki i pisarstwo Sienkiewicza, próbuje odtworzyć, jak to było, kto brał udział w tym wydarzeniu, co było przedtem w dziejach Polski i co potem. A w tym czasie wzrok pada na płaskorzeźby mensy ołtarza z postacią bł. Jakuba Strzemię, scenę historycznych Ślubów Jana Kazimierza i tę z przekazaniem sztandaru Orlętom Lwowskim przez św. abp. Bilczewskiego. Trudno od tego wszystkiego oderwać oczy, jeszcze trudniej nie poddać się wzruszeniu.
I cudowna reszta tej skarbnicy sztuki religijnej i historycznych pomników. Imponujący doskonałością komentarzy i wspaniałością zdjęć album zatytułowany Katedra lwowska obrządku łacińskiego tę „resztę” wspaniałego wyposażenia malarsko-rzeźbiarskiego katedry lwowskiej ukazuje. Co krok napotyka się tu na pomniki, epitafia, fragmenty polskiego malarstwa klasyków, takich jak Axentowicz, Matejko, Mehoffer. Dochodzą do tego przepiękne kaplice, wśród których dwie wysuwają się na czoło: wspomniana już kipiąca od złota kaplica Najświętszego Sakramentu oraz imponująca, fascynująca ornamentyką kaplica Boimów.
Apogeum jednak katedry lwowskiej widzianej dzisiaj, po mrocznych czasach reżimu komunistycznego, stanowi fakt innego duchowo-religijnego wymiaru. Przez długie cmentarne dni bezpardonowego ucisku społecznego i religijnego katedra lwowska była otwarta i funkcjonowała duszpastersko dzięki odpowiedzialnemu za nią o. Rafałowi Kiernickiemu, franciszkaninowi, mianowanemu biskupem po odejściu z Ukrainy brutalnego rosyjskiego komunizmu. W tym heroicznym okresie była dla Ukrainy jedynym ośrodkiem katolickiego duszpasterstwa. Przez te długie, mroczne lata bolszewickiej niewoli katolicy z całego obszaru skazanej na ateizm Rosji - napływali do tej jedynej urzędowo czynnej przystani religijnego orzeźwienia. A byli to nie tylko katolicy rzymscy, wręcz przeciwnie, byli to w lwiej części zapędzeni urzędowo i bezwzględnie w podziemie katolicy obrządku greckokatolickiego: księża, zakonnice i zwyczajni wierni. I to bez żadnej różnicy, bez żadnych przywilejów jednym i drugim umożliwiono dostęp do Boga, pomagano żyć wiarą, dochowywać wierności Kościołowi i Papieżowi. Słowem, błogosławiony czas, gdy katolicyzm polski i ukraiński żył w braterskiej, niezmąconej sporami symbiozie. A grunt do tego i sprzyjający klimat stanowiło wspólne, śmiertelne zagrożenie. Arcywymowne to i arcypouczające.
Ale Lwów to nie tylko dumna katedra katolicka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Inne kościoły majestatycznego Lwowa

Na czoło wysuwają się dwa kościoły katedralne: obrządku bizantyńsko-ukraińskiego - św. Jura oraz dawny katolicko-ormiański - pw. Zaśnięcia Maryi Panny.
Jedna i druga katedra to arcydzieła kultury i obrosłe historią pomniki. Pierwszy pod względem stylu stanowi oryginalną mieszankę czystego baroku i architektury wschodnio-prawosławnej, z elementami współczesnych ozdobników o charakterze ludowym. Dominującym jednak elementem jest imponujący barok. Katedra żyje tłumami odwiedzających, ale przede wszystkim pobożnych wiernych, między którymi są stojący przy konfesjonale penitenci.
Naprzeciw wspaniałej katedry wznosi się imponujący gmach rezydencji arcybiskupa lwowskiego, metropolity obrządku bizantyńsko-ukraińskiego. Przywodzi to na myśl autorytety kościelne tej miary, co Andrzej Szeptycki, Josyf Slipyj, Myrosław Lubacziwski czy Lubomyr Huzar. Ci ludzie tworzyli wielką, niepozbawioną dramatyzmu historię Kościoła greckokatolickiego ubiegłego i obecnego wieku. Rezydencja prezentuje się wspaniale, ale przywodzi na myśl jakżeż kontrastującą z nią rezydencję arcybiskupa metropolity Kościoła rzymskokatolickiego. Ta ostatnia bowiem to sypiące się z zewnątrz widzialne mury i ściskająca za serce ruina wnętrza gmachu. Oddana w związku z wizytą we Lwowie Ojca Świętego, powoli jest restaurowana, ale ciągle widać, że była skazana na zagładę, i dużo, ogromnie dużo trzeba włożyć jeszcze pracy i pieniędzy, ażeby i tę perłę Lwowa doprowadzić do stanu pełnej używalności.
Druga, co prawda dużo mniejsza rozmiarami, ale fascynująca wystrojem wnętrza jest katedra ormiańska. Ongiś katedra lwowskiego giganta kościelnego - abp. Józefa Teodorowicza, dziś oddana Ormiańskiemu Kościołowi Apostolskiemu. Wciśnięta w ciasną, ulegającą ruinie zabudowę architektoniczną, na zewnątrz wygląda niepozornie, ale gdy wejdzie się do środka, zastyga się w zadumie i podziwie. Przecudne marmurowe, o wyraźnym profilu, prezbiterium z obrazem Jana Henryka Rosena, przedstawiającym ustanowienie Najświętszego Sakramentu, z Panem Jezusem i wyraziście zarysowanymi jedenastoma Apostołami oraz z Judaszem bez twarzy - wyraźnie widać tylko jego ramię. Obraz urzekający świeżością i bogactwem.
Zachwycające wyposażenie katedry obejmuje jeszcze wypełniona cudowną mozaiką kopuła. Projektodawcą tego cudu był autor drogi krzyżowej w kościele Ojców Franciszkanów w Krakowie, witraży czy polichromii we Fryburgu Szwajcarskim - Józef Mehoffer. Napatrzeć się nie można na centralną mozaikę kopuły, w ozdobnym kole znajdujący się obraz Trójcy Przenajświętszej z trzema centralnymi postaciami Ojca, Syna i Ducha Świętego oraz Matki Bożej w postaci Piety. Po bokach tego głównego fragmentu, promieniującego hieratycznością i głęboką wiarą, stoją figury urodziwych kobiet o wyraźnych rysach orientalnych, ormiańskich. Głębia wspaniałej kopuły obwiedziona jest piękną mozaiką przedstawiającą Chrystusa wśród Apostołów u bram królestwa Bożego. A wszystko to jest Mehofferowe, a więc bliskie, nasze, polskie, a przy tym wspaniałe i urzekające.
I parę słów już tylko o trzecim wymiarze tej skarbnicy sztuki i przybytku Bożego, w którym chce się zatopić w Bogu, w nastroju głębokiego zachwytu i religijnego uniesienia. A więc ściany boczne głównej nawy z malarstwem wielkiej sławy polskiego malarza - Jana Henryka Rosena. Cała polichromia katedry jest jego autorstwa, poczynając od wspomnianego obrazu ustanowienia Eucharystii w prezbiterium, przez ekstatyczny obraz Golgoty nad tronem biskupim, obraz Zwiastowania - aż do ścian bocznych z przejmującym pogrzebem św. Odilona. Kościół pełen Rosena, prawdziwy skarbiec jego wielkiej artystycznej polskiej twórczości. Czy dziwi to, że chciałoby się tu pozostać długo?

Kościoły niedostępne

A przecież czekają jeszcze inne lwowskie kościoły. Tylko że dla szybko zwiedzających Lwów są to kościoły dla katolików niedostępne, bo po prostu Kościołowi rzymskokatolickiemu zostały zabrane i niezwrócone. I tak - kościół św. Antoniego, kościół Bernardynów, kościół św. Zofii, Benedyktynów i Karmelitów, kościół Dominikanów i św. Marii Magdaleny, ale przede wszystkim potężny, piękny, neogotycki, zbudowany przez świętego tego miasta - abp. J. Bilczewskiego. Boli zabór wspomnianych i innych kościołów wspaniałego Lwowa, ale najbardziej boli zabarykadowanie dla rzymskich katolików tego ostatniego - tak bardzo i jednoznacznie rzymskokatolickiego - kościoła św. Elżbiety. To boli przybysza z Polski, ale jakżeż boleć musi tych, którzy tam się urodzili i tam żyją.
Musimy razem odwiedzić jeszcze lwowskie cmentarze. Pozostają do opowiedzenia święta i patriotyczna przygoda z okolicami tego miasta-legendy. Pozostaje wspomnienie obchodów piątej rocznicy pobytu Ojca Świętego Jana Pawła II.
O tym wszystkim - wkrótce na łamach Niedzieli.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jaskinia Słowa (31. niedziela zwykła)

2024-11-03 07:22

[ TEMATY ]

Ewangelia komentarz

Jaskinia Słowa

Red.

Ks. Maciej Jaszczołt

Ks. Maciej Jaszczołt
Autor rozważań ks. Maciej Jaszczołt to kapłan archidiecezji warszawskiej, biblista, wikariusz archikatedry św Jana Chrzciciela w Warszawie, doświadczony przewodnik po Ziemi Świętej. Prowadzi spotkania biblijne, rekolekcje, wykłady.
CZYTAJ DALEJ

Rada Naukowa nie jest potrzebna ks. Jerzemu

2024-11-03 16:13

[ TEMATY ]

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Milena Kindziuk

Red.

Milena Kindziuk

Milena Kindziuk

Dobrze pamiętam rozmowę z księdzem Grzegorzem Kalwarczykiem, nieżyjącym już kanclerzem warszawskiej kurii, który w imieniu Prymasa Józefa Glempa sprowadził z prosektorium w Białymstoku do Warszawy ciało księdza Popiełuszki, przygotowane już do pogrzebu.

„Uczestniczyłem przy zamknięciu trumny. Myślałem, że jestem mocny, ale to co zobaczyłem, przeszło moje oczekiwania. Nie przypuszczałem, że można aż tak zmaltretować człowieka” – mówił wyraźnie wzruszony. Kiedy – równo 40 lat temu – miały się rozpocząć uroczystości pogrzebowe, przy katafalku siedziało nieruchomo dwoje starszych ludzi: rodzice zamordowanego kapłana. „Mąż głośno krzyczał, a ja milczałam. Każdy na swój sposób przeżywał cierpienie” – mówiła mi po latach pani Marianna Popiełuszko. I dodawała zarazem: „Oboje z mężem przebaczyliśmy mordercom ks. Jerzego. Najbardziej chcieliśmy, żeby oni się nawrócili”. Gdy nieśmiało zapytałam, jak to możliwe, że wypowiada takie słowa, odparła bez wahania: „A co, ty nie znasz Ewangelii? Przecież Pan Jezus kazał miłować nieprzyjaciół. Śmierć dziecka to kamień na całe życie. Tego się nie da zapomnieć. Ale każdego dnia trzeba żyć takim życiem, jakie Pan Bóg daje. Nie można wciąż przykładać ręki do pługa i wstecz się oglądać”. Podobną wymowę miało kazanie prymasa Glempa podczas Mszy żałobnej. „Odpuszczamy zabójcom księdza Popiełuszki….” – mówił łamiącym się głosem. Na parkanie wokół kościoła św. Stanisława Kostki zaś wisiał ogromny transparent z napisem: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom….”.
CZYTAJ DALEJ

Modlitwa za pracowników Słuzby Zdrowia

2024-11-03 18:13

ks.Jacek Kaszycki

Msza św. w intencji posługujacych chorym

Msza św. w intencji posługujacych chorym

Był to przede wszystkim czas modlitewnego dziękczynienia za wszelki trud posługi lekarzy, psychologów, terapeutów, diagnostów laboratoryjnych, pielęgniarek i pielęgniarzy, położnych, farmaceutów, ratowników medycznych, pracowników administracyjnych

Od lat pragniemy i robimy, co możemy, aby zawsze w trakcie modlitwy w Mrowli wybrzmiewało przede wszystkim szczere słowo: „Dziękujemy…” – za wszelkie utrudzenie i zaangażowanie w niesieniu ulgi osobom chorym i cierpiącym.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję