Powtarzając z nadzieją słowa „demokracja”, „unia”, „globalizacja” itd., kończymy kolejny rok historycznej drogi „nowego wieku”, zaniepokojeni łunami absurdalnych pożarów, które niszczą człowiekowi niezbędne uwarunkowania jego ziemskiej egzystencji: wolność, sprawiedliwość, bezinteresowność, zaufanie... „Skąd te łuny biją?” Kto wznieca destruktywne pożary egoizmu, pychy, nienawiści, pogardy i obojętności? Zagadkowym paradoksem „wspólnej egzystencji” ludzkości XXI wieku jest jej „fragmentaryzacja”. Dostrzegając ten niepokojący objaw, Papież Jan Paweł II ubolewał nad dzielącymi ludzi kryzysami rodzinnymi, konfliktami etnicznymi, napięciami światopoglądowymi, egocentryczną rywalizacją i znieczulicą, spychającą najsłabszych na społeczny margines itd. („Ecclesia in Europa”, 8).
Czy można zlokalizować źródło tych egzystencjalnych pożarów, których łuny nas niepokoją, powodując, że „bardziej boimy się przyszłości, niż jej pragniemy?” („Ecclesia in Europa”, 8). Na to pytanie Papież daje wyraźną odpowiedź: odbierająca ludziom nadzieję destrukcja życia społecznego ma swoje źródło w alienacji człowieka, który „nie uznając wartości i wielkości osoby w samym sobie i w bliźnim”, nie jest w stanie nawiązać „relacji solidarności i wspólnoty z innymi ludźmi” („Centesimus annus”, 41). Ilu ludzi ulega dzisiaj atrakcyjnym pokusom bagatelizowania refleksji nad własną tożsamością? Zlekceważone pytanie: „Kim jestem?” pozostaje często bez odpowiedzi, ponieważ nie ma czasu i ochoty na jej poszukiwanie. Lecz naiwnie beztroski człowiek nie jest często świadomy tego, że sam staje się przedmiotem „światopoglądowej troski” różnych środowisk, które mają swoje powody, aby dążyć „do narzucania antropologii bez Boga i bez Chrystusa” („Ecclesia in Europa”, 9). Uzurpując sobie monopol definiowania stylu obowiązującego myślenia, współcześni „humaniści” podejmują próby usunięcia z historii zainteresowania tą Tajemnicą, której znakiem stała się łuna, dostrzeżona przez betlejemskich pasterzy. Czy uprzedzenie do tej Tajemnicy nie ma także praktyczno-społecznego wymiaru? Z tym pytaniem można się przenieść do I wieku i rozważyć rewolucję społecznego myślenia, jaką zapoczątkowało to tajemnicze Dziecię, urodzone w odległej prowincji Imperium Rzymskiego. Na szczycie piramidy uporządkowanych warstw społecznych tego Imperium stał cesarz August Oktawian, w którego „boskich” przywilejach władzy i bogactw uczestniczyły bliskie mu kręgi społeczeństwa, podzielonego na wyższe i niższe stany, sięgające szarego plebsu i niewolników. Prawo i wojsko strzegły tego uporządkowania, które izolując ludzi, sankcjonowało ich społeczną nierówność. Religijne obrzędy, szerzące boski kult cesarza, były wyrazem poddania i lojalności wobec monarchy.
W tym samym czasie wiara w objawioną w betlejemskim żłóbku tożsamość człowieka tworzyła na terenie Imperium nowe wspólnoty, łączące ludzi wszystkich społecznych warstw „dobrą nowiną” o równości „dzieci jednego Ojca-Boga”, braci i sióstr Jezusa Chrystusa. Prawo noszenia tytułu „boski” przestało być cesarskim przywilejem, wpisane w „naturę” każdego człowieka (por. 2 P 1,4). O to prawo upomina się sam Bóg: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Ta „dobra nowina” weszła z nami w XXI wiek, któremu nie wolno zapomnieć o tym, że wszyscy ludzie zmierzają „ku przebóstwieniu”, to znaczy „do udziału w życiu trynitarnym” („Novo millennio ineunte”, 23). Łuna Betlejemskiej Nocy świeci nadal, przypominając, że „Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się z każdym człowiekiem”, przy czym jest On „w szczególny sposób obecny w ubogich” („Novo millennio ineunte”, 49).
Okres Bożego Narodzenia nie jest czasem wypoczynkowej przerwy w odpowiedzialnym myśleniu. Nieodpowiedzialnie przeżywają te święta ludzie, którzy konsumując ich bajkową atmosferę, zapominają chwilowo o swych troskach, aby po świętach rozpocząć narzekania na szarość i beznadziejność codziennego życia. Tymczasem „rzucony” z nieba na ziemię „ogień” betlejemskiej nadziei ma „płonąć” (por. Łk 12,49) społeczną miłością, cierpliwą i czynną troską o postęp jakości naszego wspólnego życia.
W nowe stulecie weszliśmy z „demokratycznymi” projektami budowy „nowej kultury”. Skąd biją łuny kuszące do „pominięcia” w tym budowaniu „wkładu chrześcijaństwa” („Ecclesia in Europa”, 9)? Rozważcie starannie wybór „fundamentu” tej budowy - ostrzega nas Apostoł Narodów (por. 1 Kor 3, 10). Kto jest w stanie przewidzieć skutki zlekceważenia betlejemskiego objawienia boskiej godności człowieka? Czy można mówić o „nowoczesnym stylu życia” i wracać do barbarzyńskiej tolerancji podziału społeczeństwa na „panów” i „niewolników”? Czy wskaźnikiem kulturalnego postępu są mury izolujące „biednych” od „bogatych”, szukających spokoju w uzbrojonych „ochronach”? Idziemy „razem” (por. Ef 4,13) do Boskiej Jedności Wiecznego Życia, skąd przyszedł Ten, którego historyczną obecność oznajmiła betlejemska łuna. Lecz pewność dojścia do tego celu jest warunkowana pamięcią o Łunie skupiającej uwagę na tym „Ogniu”, którym płonęła „góra przykazań” (por. Pwt 4,11). Kształtowanie codziennego życia „pełnieniem tych przykazań” stanowi społeczną odpowiedź miłości ludzkiej na „leżący w żłobie”, zapraszający znak Bożej miłości (por. 1 J 5, 3). Kto „wytrwa do końca” (Mk 13,13) w realizowaniu „wierną miłością” zaufania temu znakowi, ten zrozumie ostatecznie Tajemnicę (por. Mdr 3,9), z której „biła” betlejemska łuna...
Ks. dr hab. Jerzy Cuda jest profesorem Wydziału Teologicznego UŚ w Katowicach, kierownikiem Zakładu Teologii Fundamentalnej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu