Spotykam nieraz takich kierowców, którzy jadą bardzo powoli - dużo wolniej, niż wymaga tego sytuacja na drodze. Blokują ruch, tworzą korki, ale gdy nagle widzą, że na skrzyżowaniu, do którego się zbliżają, zapala się żółte światło, gwałtownie przyspieszają, by "jeszcze zdążyć". Zwykle nie zdążają - przejeżdżają na świetle czerwonym, powodując całkiem poważne zagrożenie dla siebie i innych użytkowników drogi. Czemu tak nagle zaczyna się im spieszyć? Co sprawia, że z nadto spokojnych kierowców zamieniają się w istnych piratów drogowych? Bezmyślność? Dziwny pęd "by zdążyć"? Nie wiem, nie rozumiem.
Spotykamy nieraz ludzi, którzy większość praktyk religijnych traktują "z przyzwyczajenia" raczej, niż z wewnętrznej potrzeby. Do kościoła raczej chodzą, choć nierzadko to "chodzenie" doprowadza ich jedynie do muru kościelnego, a nie do wnętrza świątyni. Spowiadają się - a jakże - ale nie tyle z wewnętrznej potrzeby, co raczej "z okazji".Kapłana po kolędzie przyjmą, ale nie dlatego, by faktycznie pragnęli błogosławieństwa dla swego domostwa - chodzi raczej o wzgląd "co ludzie powiedzą". Niech no jednak przyjdzie właśnie jakaś "okazja" - ślub w rodzinie, Pierwsza Komunia dziecka, pogrzeb - wtedy pragną nadzwyczajnych wystawności, specjalnych ceremonii, świateł i dekoracji, niecodziennych śpiewów. O co w tym wszystkim chodzi? Jaki jest tego motyw? Tego nie wiedzą chyba nawet oni sami. Bezmyślność? Powierzchowność wiary?
Opowiadał mi znajomy kapłan, jak to strażacy poprosili go o poświęcenie sztandaru. Oczywiście odbyła się stosowna uroczystość, Msza św. z kazaniem okolicznościowym, przemarsze i fanfary. Gdy jednak doszło do Komunii św. zaledwie kilku strażaków przyjęło sakramentalnego Zbawiciela. Jaki więc był sens robienia całej "pompy", gdy to, co najbardziej wartościowe, zostało zapomniane, pominięte. Czy nie dzieje się nieraz podobnie z naszymi odpustami parafialnymi? Przygotowania, uroczystości, śpiewy, a potem tylko część parafian przyjmuje Chrystusa w Eucharystii. A reszta? Nie potrzebuje odpustu? Nie potrzebuje darowania kary za zaciągnięte winy? A może już zapomnieli, co to naprawdę jest odpust. Może dla nich odpust to kramarze sprzedający już coraz częściej tylko plastikowe karabiny i zabawkowe telefony komórkowe.
Nie chciałbym jednak, by owocem tego felietonu było tylko jakieś przygnębienie, załamanie zupełnym upadkiem naszej religijności. Na szczęście nie jest aż tak źle. Jeśli zaś wspominam o tym wszystkim, to raczej dlatego, by przestrzec przed mogącą zakraść się do naszego życia obojętnością, i ze zrozumieniem spraw wiary, bezmyślnością w wypełnianiu praktyk. Chodzi po prostu o to, by mieć świadomość czyhających niebezpieczeństw i tak przeżywać swą wiarę, by podobnych problemów się ustrzec. Chodzi o to, by nasza wiara była przeżywana dojrzale, świadomie, z pełnym zrozumieniem.
Wspomniałem na początku o kierowcach przejeżdżających skrzyżowania na czerwonym świetle. Kilka razy się uda, kiedyś jednak musi dojść do tragedii. Jeśli udało się kilka razy - wcale nie znaczy, że również kolejny raz taki będzie. Podobnie - jeśli odnaleźliśmy siebie samych w podanych powyżej przykładach bezmyślności religijnej - niech będzie to dla nas sygnał, że trzeba się zastanowić i coś zmienić. Nie chcę tu straszyć jakimś "czerwonym światłem" do nieba, chodzi mi raczej o uświadomienie, że tolerowanie złych przyzwyczajeń, obojętności, ignorancji może się kiedyś fatalnie skończyć dla naszej wiary. Nie dajmy zmarnować tego, co Pan Bóg w nas tak pielęgnuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu