Bywają ludzie, którzy aby coś zrobić, potrzebują jak najlepszych warunków. Zwykle jednak efekt nie jest taki imponujący, jak ich wymagania. Bywają też tacy, którzy jakby na przekór wszelkim brakom możliwości tworzą coś naprawdę wielkiego. Ba, potrafią nawet z wszystkich niedogodności zrobić dobry użytek. Jak to jest?
*
Opowiadano kiedyś o wielkim chrześcijańskim uczonym Erazmie (nie z Rotterdamu). Badał wnikliwie Biblię i każdemu pytającemu udzielał światłych odpowiedzi. Mieszkał w odosobnieniu, w domu zawalonym stertami ksiąg i papierzysk, w których nieładzie tylko on odnajdywał jakiś ład. Był trochę jak mag Bożego i ludzkiego słowa. Z Bogiem żył w zgodzie i w przekonaniu, że nie może być ważniejszego zajęcia w życiu niż zgłębianie i tłumaczenie Bożego słowa. Jednak jego spokój zakłócił nagle wesoły wieśniak Jan, który osiedlił się tuż obok z gromadą różnych zwierzaków. Erazm zajmował się właśnie studiowaniem i medytowaniem nad różnymi rodzajami modlitwy, jej istotą i głębią. Toteż gdy dochodziło do niego już z samego rana pianie koguta, beczenie kóz, szczekanie psa, ryki osła - rozpraszał się i popadał w rozdrażnienie. A do tego jeszcze ów Jan dołączał śpiewane tubalnym głosem wielozwrotkowe przyśpiewki. Erazm był bliski rozpaczy. Postanowił na swoje medytacje i prace przeznaczyć czas nocny, ale Jan zrobił sadzawkę, z której dochodziły takie żabie koncerty, że ani spać, ani myśleć było nie sposób, a co dopiero wchodzić w głębię modlitwy. Któregoś wieczoru nie wytrzymał - stanął w drzwiach i z całych sił krzyknął: „Niech to wszystko wreszcie zamilknie!”. Nawet się nie spodziewał, że taką moc mają jego słowa, bo nagle zapanowała śmiertelna cisza. W pierwszej chwili była ona rozkoszą dla jego uszu, ale potem się jej przeląkł… Nagle zawibrowała ona głosem: „Erazmie, mój głos ci przeszkadza?”. Zaczął więc bełkotliwie wyjaśniać powód rozdrażnienia, ale głos tłumaczył: „Każde stworzenie modli się do Boga w swoisty, niepowtarzalny sposób, a każdy taki głos łączy się z innymi, aż powstaje jeden wspólny, w który wsłuchuje się Bóg. Gdybyś używał nie tylko swojego rozumu, ale i serca, może byś to pojął”. I nagle zostały przywrócone wszystkie głosy i odgłosy, a Erazm słuchał ich jak żadnej muzyki dotąd. Zamknął drzwi, ale szeroko otworzył okna, aby wszystkie zapachy, dźwięki i ostatnie blaski słońca mogły wypełnić i jego dom i duszę. Wziął kartkę, pióro i napisał: „Modlić się to przyjmować zdumionym zachwytem wszystko, co przynosi każda chwila życia”.
*
Nie warto chyba poświęcać życia na tworzenie sobie jak najlepszych warunków do…życia. Trzeba spożytkować te, które są, a życie może stać się jak utwory Szopena, w których pobrzmiewają wiejskie śpiewki - a mu też mogły przecież przeszkadzać…
Pomóż w rozwoju naszego portalu