Anna Wyszyńska: - Specjaliści zapowiadają, że rozwój nanomedycyny oznacza przewrót w dotychczasowych metodach diagnozowania i leczenia. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?
Reklama
Prof. Tadeusz Maliński: - Nanomedycyna otwiera całkowicie nowe możliwości poznawania rzeczywistych procesów biologicznych zachodzących w organizmie. Jest to możliwe dzięki wynalezieniu i zastosowaniu technik badawczych pozwalających wniknąć w procesy dokonujące się na poziomie cząsteczek, z których zbudowany jest organizm ludzki. Trudno to sobie uzmysłowić, bo jest to rząd wielkości ok. tysiąca razy mniejszy od średnicy ludzkiego włosa. Laboratorium badań biomedycznych w Ohio University, którym kieruję, było jednym z pierwszych, które dokonało odkryć medycznych, używając technik badawczych zaliczanych do sfery nanomedycyny. Jednym z naszych osiągnięć jest skonstruowanie specjalnych subminiaturowych sensorów lub inaczej mówiąc czujników, które pozwalają obserwować procesy życiowe zachodzące na nanopoziomie ludzkiego organizmu w mikrosekundowanych odcinkach czasu. Urządzenia, które można wprowadzić do pojedynczej komórki lub nerwu, skonstruowaliśmy we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku. Były to prototypy, które obecnie znalazły już spore zastosowanie praktyczne. Pozwalają one bowiem na precyzyjną i wczesną diagnostykę - śledząc przebieg procesów życiowych, możemy ocenić, czy nie powstają w nich patologiczne odchylenia, będące zwiastunem jakiegoś schorzenia. To daje możliwość znacznie wcześniejszej interwencji niż dotychczasowe metody diagnostyczne, które mogą stwierdzić proces chorobowy dopiero wtedy, gdy jest on już mocno zaawansowany. Obecnie skupiamy się na badaniach dotyczących układu sercowo-naczyniowego i nerwowego - dwóch ważnych układów kontrolujących ludzkie życie. Prowadzimy m.in. badania nad funkcjonowaniem i znaczeniem cząsteczek tlenku azotu w procesach życiowych, bo to właśnie tlenek azotu jest głównym regulatorem pracy układu krwionośnego oraz serca. To on sprawia, że serce pracuje - bez zaopatrzenia w tlenek azotu serce może uderzyć zaledwie 12-15 razy. Prowadzone przez nas badania mają ogromne znaczenie dla wykrywania i leczenia takich schorzeń, jak miażdżyca, cukrzyca, choroba Parkinsona, choroba Alzheimera.
- Co skłoniło Pana do zajęcia się nanomedycyną?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Zawsze pracowałem w wąskodefiniowanych dziedzinach, prowadząc jednocześnie badania interdyscyplinarne. Interesowały mnie zarówno problemy z dziedziny fizyki ciała stałego, jak i analizy obrazów starych mistrzów, poszukiwanie nowych metod bioelektrochemicznych dla badań w medycynie, a także materiałów o nowych właściwościach użytecznych dla symulacji procesów fizjologicznych. To sprawiło, że w pewnym momencie miałem odpowiednie przygotowanie, aby zbudować coś zupełnie niestereotypowego. Myślę o nanosensorach o średnicy mniejszej od setnych części włosa, które muszą „widzieć” tę pojedynczą cząsteczkę ludzkiego organizmu, która nas interesuje, które muszą również przewodzić prąd, co - na pierwszy rzut oka - nie jest zgodne z obowiązującymi teoriami. Była to praca angażująca zespół ludzi, wymagająca ekspertyz z wielu dziedzin, przy tym niezmiernie frapująca. Z biegiem czasu umocniliśmy się w przeświadczeniu, że jest to droga, którą pójdzie współczesna medycyna. Chodzi nie tylko o to, że droga ta daje możliwość znacznie wcześniejszej diagnozy, ale także bardziej skutecznego i ograniczającego uboczne skutki leczenia. Wiele obecnych metod leczenia polega na oddziaływaniu na cały organizm - a mówiąc bardziej kolokwialnie, na jego truciu - z nadzieją, że w ten sposób uda się wyleczyć schorzenie podstawowe. To nie zawsze się sprawdza. Wyrazistym przykładem jest tutaj chemioterapia, o której wiadomo, że jest skuteczna w ograniczonej liczbie przypadków. Tymczasem nanomedycyna pozwala na bardziej precyzyjną terapię, ograniczoną tylko do obszarów, które mają być leczone, np. dostarczaniu leku wprost do komórek guza nowotworowego. To wszystko decyduje, że obecnie nanomedycyna rozwija się bardzo dynamicznie, a w USA na tego rodzaju badania przeznaczane są ogromne nakłady finansowe.
- W jaki sposób nanourządzenia mogą nam pomóc w zapobieganiu chorobom?
- Od dawna wiedzieliśmy, że ludzie mieszkający na obszarach, gdzie jest dużo zanieczyszczeń w powietrzu, częściej zapadają na choroby serca, na schorzenia neurodegradacyjne i inne, a w rezultacie często żyją krócej. Zastosowanie nanotechnik do pomiaru zanieczyszczeń pozwala prześledzić ten mechanizm. Okazuje się, że najgroźniejsze dla zdrowia i życia ludzkiego są nie te cząsteczki, które widać np. przy użyciu mikroskopu, ale nanocząsteczki, które są zbyt małe, aby mogły zostać zatrzymane przez płuca, one wnikają do układu krwionośnego i powodują w organizmie ogromne zniszczenia, a gromadzone przez dłuższy czas prowadzą do schorzeń. Ten problem nie był do tej pory zauważany, np. w przepisach dotyczących ochrony środowiska, wszelkie normy dotyczące zanieczyszczeń przemysłowych uwzględniają cząsteczki „makro”, tymczasem te „nano” są nieporównywalnie groźniejsze dla zdrowia. Nowe metody pozwalają na monitorowanie tych zjawisk i ich eliminowanie.
- Interesujące jest, że nanomedycyna pozwoliła w nowy sposób spojrzeć również na chorobę Jana Pawła II, na związki między zamachem na jego życie w 1981 r. a późniejszą chorobą Parkinsona...
Reklama
- W tym przypadku mamy do czynienia z kumulacją pewnych zdarzeń, które, gdyby wystąpiły osobno, nie wywołałyby określonych skutków. Badania wykazują, że w przypadkach dużej utraty krwi - powyżej 20 proc. - w organizmie dochodzi do kaskady niekorzystnych zdarzeń, dają o sobie znać pewne geny, które w innych warunkach najprawdopodobniej nie uaktywniłyby się. Precyzyjne naukowe wyjaśnienie całego mechanizmu jest dość skomplikowane. Powiem ogólnie, że trzeba na to spojrzeć przez pryzmat roli cząsteczki tlenku azotu, o której fundamentalnym znaczeniu już mówiłem, a która jest nieodzowna do sterowania układem krwionośnym i przenoszenia informacji w mózgu oraz drugiej cząsteczki, która nazywa się nadtlenek azotynu i która, jeżeli zostanie wytworzona, inicjuje łańcuch zniszczeń. Konsekwencją może być rozwój choroby neurodegradacyjnej. Dodać przy tym trzeba, że, jak pamiętamy, Ojciec Święty w wyniku zamachu utracił ok. 3 litrów krwi i już sam ten fakt sprawia, że na uratowanie go trzeba patrzeć bardziej w kategoriach cudu niż medycznej rzeczywistości.
- Kim dla Pana jest Ojciec Święty Jan Paweł II i jego nauczanie?
- To wielki duszpasterz i charyzmatyk, wybitny umysł. Miałem okazję do krótkiej rozmowy z nim, kiedy, jeszcze jako kardynał, na kilka dni przed wyborem uczestniczył w pogrzebie bp. Antoniego Baraniaka w Poznaniu. Potem, podczas pierwszej pielgrzymki Papieża do Ojczyzny, brałem udział w spotkaniach w Poznaniu i Gnieźnie, a później w większości spotkań w Kanadzie i USA. Dla mnie to również człowiek tytanicznej, nieustannej niemal pracy, skutecznie pokonujący trudności na swojej drodze. To wszystko budzi chęć naśladowania go, chociaż, biorąc rzecz po ludzku, wydaje się to niemożliwe.
- Czy prowadzona przez Pana praca naukowa pozwala poświęcać czas innym zainteresowaniom?
Reklama
- Moje dodatkowe zainteresowania także miały charakter naukowy. Była to analiza, głównie chemiczna, dzieł sztuki - obrazów mistrzów holenderskich i flamandzkich, interesowałem się archeologią, sam także malowałem. Stopniowo jednak musiałem, z braku czasu, rezygnować z dodatkowych zajęć. Jestem szczęśliwy, że udało mi się zaprojektować i zorganizować Muzeum Armii Krajowej w USA w Orchard Lake k. Detroit, ważny ośrodek polskiej historii i kultury. Było to pierwsze muzeum AK na świecie, bo w tamtym czasie niemożliwe było utworzenie takiego muzeum w Polsce. Wielu członków Armii Krajowej pozostało na Zachodzie, mieli pamiątki i informacje, które zgodzili się przekazać. Ponieważ organizowanie tego muzeum przypadało na lata moich intensywnych prac naukowych, projekt i wystrój przygotowywałem nocami. Właśnie w sierpniu otrzymałem od rządu polskiego Medal Pro Memoria za zorganizowanie tego Muzeum.
- Chciałabym jeszcze zapytać o Pańskie kontakty naukowe z Polską...
- W Polsce moje prace zostały zauważone dość późno, 5-7 lat po tym, kiedy badania te zostały dostrzeżone w innych krajach. Obecnie mam dobre i częste kontakty z wieloma placówkami, przyjeżdżam do Polski kilka razy w roku. Chętnie przyjmuję zaproszenia, ponieważ uważam, że to, co robimy, warte jest upowszechnienia. Nasze badania, zwłaszcza nad chorobami serca i chorobą Alzheimera, stwarzają możliwość wprowadzenia tanich i skutecznych metod leczenia. Chciałbym, aby opracowane przez mój zespół metody zostały wykorzystane właśnie tutaj, aby przyspieszyć proces wdrażania w Polsce tego, co już jest stosowane w wielu krajach, m.in. w Irlandii, Austrii, Szwajcarii. Światowa nauka pędzi bardzo szybko. Chciałbym, aby polskie placówki czerpały z niej, wykorzystywały to, co pozwala zmniejszać cierpienia chorych i skutecznie przywracać im zdrowie.