Holandia należy do najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy. Symbolem tego są opustoszałe świątynie, a znakami - marihuana kupowana w „coffee shopach” i zalegalizowana prostytucja. „International Herald Tribune” zamieścił tekst o niewielkim, 18-tysięcznym miasteczku Urk, które jest wyjątkiem na religijnej mapie Holandii. 70% Holendrów prawie nigdy nie uczestniczyło w religijnym nabożeństwie - wynika z badań przeprowadzonych w 2003 r., a w Urk 97% społeczności uczestniczy w nabożeństwach w każdą niedzielę. Ludzie gromadzą się w 19 miejscach modlitwy i to jest za mało. W najbliższym czasie powstaną dwa kolejne. Wszystkie protestanckie.
Dziennik zastanawia się, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego ludzie w Urk są tak inni i nie ulegają pokusom odległego o godzinę jazdy Amsterdamu? Dlaczego odtrącają z pogardą telewizję z jej przekazem i internet z przeciwnymi ich przekonaniom treściami? Nie zdarza się tam wspólne zamieszkanie dziewczyny i chłopaka przed ślubem, kobiety wcześnie wychodzą za mąż, a rodziny są w większości wielodzietne.
Jedną z przyczyn tej odrębności komentatorzy widzą w fakcie, że Urk jeszcze kilkadziesiąt lat temu było wyspą. Miasto ma swój własny dialekt i inne od reszty Holendrów postawy, wynikające ze świadomości ludzkiej małości wobec potęgi morza.
Dziennik zwraca też uwagę na problemy społeczne w Urk, zwłaszcza dotyczące ludzi młodych. Rybacy z tego miasta mają m.in. problemy z alkoholem. Widać to szczególnie w piątki i w soboty, kiedy wracają z morza.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu