Raczej rzadko mówię, a tym bardziej piszę, o polityce. Ponoć mam jeszcze na to trochę czasu. Zgodnie bowiem z Arystotelesowym (grecki filozof zmarły w 322 r. przed Chr.) postrzeganiem świata, mężczyzna staje się homo politicus dopiero po czterdziestce. Mnie już bardzo niewiele do niej brakuje, niemniej widząc, co się dzieje w obecnej kampanii przedwyborczej, nie mogę odmówić sobie paru zdań komentarza.
„Autorytety” III RP pokazują bowiem po raz kolejny swoje prawdziwe oblicze. Oto eks-prezydent (wybrany aż na dwie kadencje!) na arenie międzynarodowej przekonuje wszystkich do tezy, że Polak pije tylko trzy razy do roku: w Nowy Rok, w Wielkanoc i… przy okazji. W praktyce zatem ciągle chodzi pijany. Każdy wie, o którego prezydenta chodzi, więc dalej nie będę kontynuował tego tematu. Po prostu - wstyd!
Inny ideowy kolega wspomnianego pana, co to ma słabą głowę do mocnych trunków - eks-premier - prawie zmienia partyjne barwy (szkoda, że nadal dominuje w nich biel i czerwień). Mało tego, bez zająknięcia, niekoniecznie „broniąc samego siebie”, kandyduje do Sejmu RP z listy przyjaznego sobie ugrupowania, i to w mieście, w którym ponoć tylko w łodzi można uratować się przed zatonięciem.
Jego zaś kolejny kolega - również eks-premier - staje się doradcą człowieka, który publicznie przyznaje się do tego, że wielokrotnie zdradzał żonę. W dodatku kampanię przedwyborczą rozpoczął na traktorze - niczym budowniczy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zaraz po II wojnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu