Szanowna Pani Aleksandro!
Jest Pani moją sympatią, bardzo lubię czytać Pani korespondencję w „Niedzieli”, jest bardzo ciekawa i trafnie oceniająca różne poglądy ludzi, którzy piszą do Pani. Bardzo dobra z Pani dziennikarka.
Późno zdecydowałam się napisać do redakcji, choć jestem czytelniczką „Niedzieli” od kilkudziesięciu lat.
Choruję już 65 lat na nerki, obecnie są niewydolne. Mam też wiele innych schorzeń, przeszłam wiele operacji. Obecnie już piąty rok jestem dializowana, od roku dializy wykonuję sama w domu. Dzięki Panu Bogu, że żyję, że wokoło dla siebie jeszcze wszystko mogę zrobić. Dużo czytam, również książki religijne, ostatnio ks. Malińskiego „Jezus”, t. II.
Serdecznie Panią pozdrawiam i niech wszyscy święci będą pomocni dla Pani i czuwają nad czytelnikami „Niedzieli”. Bóg zapłać za wszystko.
Leokadia
List wprost ociekający cierpieniem i ani jednej łzy! Ani jednego słowa użalania się czy buntu! Pani Leokadio - jak Pani to robi? Jak Pani to robi, że jest w Pani tyle ciepła, serdeczności, miłości, i ani krzty żalu? Żalu do losu, Boga czy jeszcze kogoś innego? To prawie niezrozumiałe. Tak wiele listów przychodzi do nas z opisami różnych niedoli, nieszczęść. Z błaganiem o pomoc czy wsparcie, o pocieszenie. A Pani tak po prostu - czyta sobie o Jezusie, życzy nam pomyślności, przesyła serdeczności, wyraża wdzięczność Bogu. A przecież każdy, kto umie czytać między wierszami, z pewnością się domyśli, co może Pani przeżywać na co dzień, i co Pani przeszła w życiu. A to przecież jedno pasmo ciągłych cierpień. Bo za wyrazami „dializa”, „wiele operacji” czy „wiele schorzeń” kryją się przecież bolesne konkrety. I potrafi Pani jeszcze znaleźć dobre słowo dla mnie, dla Redakcji.
Co do książek ks. Malińskiego, i mnie on kiedyś „poprowadził” swoimi „Myślami na każdy dzień”, a potem mojego Tatę. To było dobre kierownictwo duchowe.
Pani Leokadio, niech Pan Bóg dalej Panią wspiera i prowadzi, umacnia i pociesza. Wszyscy się za Panią modlimy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu