Burza wokół Stadionu Narodowego w Warszawie całkowicie odkryła - moim zdaniem - intencje, jakimi zamierza się kierować rząd Platformy Obywatelskiej. Z jednej strony będzie to odwracanie tego, co uchwalił PiS, a z drugiej - tzw. kręcenie lodów. Właśnie przykład budowy Stadionu Narodowego doskonale to obrazuje. Oto bowiem prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz dopiero teraz domaga się nowej lokalizacji dla tego stadionu, mimo że pół roku temu wyraziła zgodę na jego budowę w obrębie Stadionu X-lecia. W tym czasie uchwalono odpowiednią ustawę oraz dokonano wielu ważnych ekspertyz, które pozwalają przystąpić do dalszych prac. Zdaniem minister sportu Elżbiety Jakubiak, rozpoczęcie prac od początku oznacza, iż mecz otwarcia Euro 2012 nie odbędzie się w stolicy Polski (stadion musi być gotowy na początku 2011 r., jak tego wymaga UEFA).
Prezydent stolicy podniosła dwa zarzuty przeciw budowie stadionu w centrum stolicy. Po pierwsze: taki obiekt sparaliżuje miasto (dodam od siebie, że w całej Europie narodowe stadiony są w centrach miast, ponieważ spełniają nie tylko sportową funkcję); drugi zarzut: będzie to najdroższy stadion na świecie, ponieważ dopiero teraz dokonano wyceny gruntów na praskich błoniach i okazało się, że są warte ok. 4 miliardów złotych. Gdyby ten teren sprzedano pod budowę apartamentowców - uważa poseł PO Mirosław Drzewiecki, kandydat na ministra sportu - za te pieniądze wybudowano by darmo stadion poza Warszawą.
No i jesteśmy w domu. Szkoda, że nie powiedziano tego warszawiakom przed wyborami, może wtedy wynik wyborczy byłby inny. Już nawet nie chodzi o to, że Platforma spowoduje, iż mecz otwarcia - najważniejszy mecz mistrzostw, poza finałowym - odbędzie się poza Warszawą, ale o to, że miasto planuje sprzedać coś, czego nie jest właścicielem (to do Skarbu Państwa należy teren wokół Stadionu X-lecia i tylko rząd może zdecydować o zmianie jego zagospodarowania). Ale - jak słusznie domniemywa prezydent stolicy - rząd jest w „naszych” rękach, więc zapadną jedynie słuszne decyzje.
Przykład burzy wokół budowy Stadionu Narodowego w Warszawie dowodzi, że nienawiść do PiS-u może odebrać PO rozum. A rozumowanie jest takie: skoro „kaczory” postanowiły wybudować stadion w centrum stolicy, to należy go wybudować albo w Łomiankach, albo w Białołęce, albo na Służewcu. Jako Ślązak zacieram ręce z takiego zaćmienia umysłu, ponieważ rząd zainwestuje dodatkowe pieniądze w Stadion Narodowy w Chorzowie. A tak mimochodem dodam, że jakoś do tej pory nikt nie wpadł na pomysł, aby oszacować wartość terenu wokół Stadionu X-lecia. Co więcej, nikt przez tyle lat nie potrafił rozprawić się z największym europejskim bazarem w tym miejscu, a właściwie ze stadionową mafią ze Wschodu. Uczynił to obecny rząd, być może także za to PiS zapłacił druzgocącą porażką wyborczą właśnie w stolicy. Skoro jednak PO woli zawrzeć układ z developerami i budować apartamentowce, zamiast kontynuować budowę wielofunkcyjnego centrum sportowego, życzę powodzenia. Na biznesie mało się znam, ale widocznie piętnem tego miejsca jest i pozostanie kręcenie lodów, po co więc zmieniać jego przeznaczenie. A tak już całkiem serio dodam, że PO tuż przed wyborami „kupiła” głosy związkowców z PGNiG za wypłatę akcji wartych ok. 4 miliardów złotych. I jakimś cudem znajdzie się akurat tyle pieniędzy, ile mogłoby zabraknąć w budżecie. Co jednak z marzeniami o kompleksie sportowym w stolicy? Obiecywał go również b. premier Kazimierz Marcinkiewicz, dziwnie sprzymierzony ostatnio z PO!
Jak znam życie, wkrótce przekonamy się, że PO jest partią Pustych Obietnic, a swoje zwycięstwo zawdzięcza socjotechnice, czyli zwyczajnemu praniu mózgów Polaków. Doskonale to widać na innych przykładach. Po wyborach odtrąbiono jako wielki sukces, że koalicję PO-PSL zawarto w ciągu 15 min., tymczasem nazwiska ministrów poznamy dopiero po 5 listopada. Co więcej, odbywają się tajne spotkania liderów, niedostępne dla mediów, aż dziw, że nikt z dziennikarzy nawet nie spekuluje o korupcyjnym charakterze tych negocjacji - gdyby chodziło o PiS, nazwano by je handlowaniem stanowiskami. I co najbardziej oburzające, już widać, że kandydat na premiera Donald Tusk obsadzi rząd według klucza partyjnego, czyli odwdzięczy się swoim najlepszym kolegom stanowiskami ministrów. Ciekawy jestem, co z koalicyjnym programem, ponieważ obydwie partie dzielą poważne różnice w wielu kwestiach, m.in. podatkowych, gospodarczych czy bodaj najpoważniejsza: w sprawie Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (PO od zawsze domagała się likwidacji KRUS-u).
Trochę żal, że PiS oddał tak łatwo władzę, zaprzepaszczając dorobek rządu przełomu i w pewnym sensie biorąc na siebie odpowiedzialność za błędy nowej ekipy. Zobaczymy to bodaj na przykładzie CBA, które nie zostanie oficjalnie zlikwidowane, ale PO postawi na jego czele superpolicjanta, człowieka neutralnego politycznie, ale jednocześnie tak ostrożnego, że wiele spraw będzie bał się ruszyć. Pod takimi kierownictwem CBA faktycznie przestanie funkcjonować.
PO złożyła niebywałą liczbę obietnic, m.in. podwyżek dla urzędników budżetówki (sfera budżetowa to przeszło 2 miliony pracowników, na podwyżkę potrzeba wielu miliardów złotych). Tymczasem słyszymy zapowiedzi taniego państwa, łączenia ministerstw, dyscypliny finansowej (tylko 20 miliardów złotych deficytu w 2009 r.). A więc będą ogromne zwolnienia, głównie w Warszawie. A co z zapewnieniem miejsc pracy i wyższych pensji dla powracających z emigracji zarobkowej? Jak sądzę, wkrótce duża część naszego społeczeństwa poczuje się zawiedziona, oszukana, ponieważ w najbliższych latach sytuacja nie będzie lepsza niż teraz, a może stać się pod nieudolnymi rządami PO gorsza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu