Wielki Post trwa. W tym szczególnym czasie bardzo wielu ludzi wręcz oblega konfesjonały, aby skorzystać ze spowiedzi przed zbliżającymi się wielkimi krokami świętami wielkanocnymi. Księża więc na brak pracy raczej nie narzekają. Wręcz przeciwnie. Nie mogą się po prostu, po plebańsku mówiąc, obrobić.
Dzisiaj na wiele sposobów próbuje się deprecjonować wartość sakramentu pojednania i pokuty. Prym wśród nich wiedzie lansowanie przekonania, że przecież wcale nie musimy się udawać do księdza, aby np. w konfesjonale zapytać o dręczące nas problemy czy też poradzić się w kluczowych dla nas sprawach (nie wspomnę nawet o wyznaniu swoich grzechów). Wiele mediów popularyzuje bowiem niby powszechną tendencję do tego, by tłumnie nawiedzać gabinety psychologiczne czy też psychiatryczne.
Osobiście nie mam nic przeciwko psychologom i psychiatrom. Uważam, że ich praca i wiedza bardzo przydaje się w konkretnym życiu. Z pewnością pomaga też ludziom w zmaganiu się z wieloma problemami stwarzanymi przez okoliczności, w których przychodzi nam żyć. Wbrew pozorom bowiem, nasza egzystencja w niektórych jej wymiarach staje się bardziej skomplikowana niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Będąc spowiednikiem, na pewno nie dysponuję tak rozległą wiedzą nt. ludzkiej psychiki jak profesjonalni psycholodzy, psychoterapeuci czy psychiatrzy. Niemniej żaden z nich nie może powiedzieć swoim pacjentom: „Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna, i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Sądzę, że największą rzeczą, jaką kapłan może zrobić dla przychodzącego penitenta, jest uświadomienie mu, że miłosierny Bóg tak go kocha, iż jest w stanie darować mu każde zło, które popełnił.
Pomóż w rozwoju naszego portalu