Ci, co wciąż drżą z lęku przed śmiercią, odbierają swojemu życiu przynajmniej połowę wartości i piękna. Bo jeśli umrzeć nie warto, to może i żyć też nie warto?
*
Umieranie i śmierć to tematy tabu. O tym się po prostu nie mówi, by nie odbierać nikomu dobrego samopoczucia i przyjemności życia. Dzieci chroni się przed traumą ujrzenia czy dotknięcia zmarłej babci, włączając komputer z zabawą w zabijanie czy telewizor z czymś podobnym. Zmowa milczenia, strachu czy zawoalowanej rozpaczy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Reklama
W dość dużej rodzinie żyje słabowita i nadwrażliwa pani. Nie wolno jej się denerwować - przynajmniej tak mniema jej rodzina. Nagle w wypadku samochodowym ginie jedyny i ukochany syn tej pani. Wszyscy sądzą, że nie wolno jej o tym powiedzieć, bo do reszty straci zdrowie i równowagę psychiczną. Dlatego informują ją, że syn został wezwany na placówkę dyplomatyczną do odległego kraju i… piszą do niej listy jakoby od niego. Pani cieszy się pierwszymi listami, odpisuje, ale szybko obojętnieje, potem już ich nie czyta, tylko każe służącej odpisywać. Ta zmowa milczenia i fałszowania listów trwa około roku. I nagle następna tragedia - umiera siostra tej kobiety. Ale ktoś z rodziny, udając jej głos, telefonuje do tej pani, powiadamiając, że wyjechała na konieczną kurację do sanatorium. Telefony codziennie informują ją o coraz lepszym stanie zdrowia siostry, ale pani zaczyna rozmawiać jak z automatem, a potem już ich nie odbiera. W końcu ta kobieta naprawdę zapada na jakąś chorobę i zaczyna umierać, choć wszyscy pogodnie i optymistycznie zapewniają ją, że to już przesilenie i że będzie zdrowsza, niż była. Kiedy zaczyna się agonia, której jakby nikt nie dostrzega, kobieta ostatkiem sił mówi: „Dziękuję wam, że tak usilnie dbaliście o mnie”. A kiedy oni udają, że nie rozumieją, dodaje: „Już ani wy, ani ja nie będziemy musieli udawać i kłamać”.
*
Czy milcząc uparcie o śmierci i umieraniu, odpędzimy je od siebie, przedłużymy sobie życie, zaczniemy udawać nieśmiertelnych? Wątpię. Cień śmierci staje się wtedy mroczniejszy, a lęk bardziej dławiący. Poza tym do śmierci się dojrzewa. Uciekając nawet przed myślą o niej, wpada się w końcu w jej objęcia zupełnie niedojrzałym, nieprzygotowanym, miotanym rozpaczą.
*
Nastoletnia Ewa, idąc odwiedzić dziadka w szpitalu, usłyszała: „To choć będę miał przy kim umrzeć...”. I poczuła, jak ujął ją za rękę. Chciała ją wyrwać, ale napotkała jego błagalne spojrzenie i zrozumiała, że on kona. Tak spokojnie, pogodnie prawie. Nie cofnęła ręki, dopóki tamta nie ostygła. Powiedziała potem, że nic lepszego w swoim życiu nie zrobiła niż to właśnie. I że ten chwilowy blask w oczach dziadka wyzwolił ją od zabobonnego dotąd lęku przed śmiercią i umarłymi.