Przed zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia często odwiedzamy cmentarze, dając w ten sposób wyraz swojej pamięci o bliskich, z którymi tyle razy zasiadaliśmy do wieczerzy wigilijnej, a których już nie ma wśród nas. Chcemy w jakiś sposób doświadczyć ich obecności i podzielić się z nimi radością nadchodzących świąt.
Chciałbym zaproponować Czytelnikom rozwinięcie tego bardzo chrześcijańskiego w swej treści zwyczaju. Otóż nabądźmy w swym parafialnym kościele dodatkową świecę Caritas i zapalmy ją na grobie tych, których życie „zmieniło się, ale nie skończyło”. Zamiast plastikowych mikołajów, przypominających bardziej Santa Clausa niż dobrego biskupa z Mirry, zamiast pozytywek, mechanicznie odtwarzających obcojęzyczne kolędy.
Nie chcę wdawać się w teologiczne rozważania na temat treści tego fragmentu Credo, w którym co niedzielę wyznajemy swą wiarę w „świętych obcowanie”, instynktownie czuję jednak, że w ten sposób dopełnilibyśmy tej wiary i włączyli naszych bliskich w realizowane przez Caritas dzieło miłosierdzia, którego oni - w tej formie - spełniać już nie mogą, a niekiedy nigdy nie mogli, gdyż akcja ta ma stosunkowo niedługą historię.
Tak właśnie było z moimi Rodzicami. Ale od kilku lat wigilijne świece, których zakup niesie ze sobą maleńki wkład w wielkie dzieło miłosierdzia, płoną i na naszym stole, i na ich grobie. W ten sposób jesteśmy razem w te radosne święta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu