Boli, a miało nie boleć
Było źle. Odkąd pamiętam, zawsze było źle, ciągle awantury, alkohol, bicie. I tak przez pierwsze 14 lat mojego życia. Potem choroba - tata miał raka krtani. Wyrok - wycięcie krtani, przerzuty. Ciągła złość i picie, bicie. Wybijanie okien, prześladowanie, porywanie ze szkoły, ciągle policja i ten paskudny alkohol. W końcu bezsilność, ucieczka z pobitą mamą z domu, eksmisja, tułaczka po tzw. dobrych ludziach. Ojciec zawsze próbował siłą zdobyć miłość, alkohol dodawał mu - sama nie wiem - otuchy, odwagi? To coś strasznego widzieć ojca w delirium oczami 10-letniego dziecka - drgawki, głosy i ta ciągła przeklęta agresja. Agresja wobec mnie, mamy, dziadka, wobec innych ludzi. Tylko wódka, piwo, tanie wino, i do tego psychotrop. Więzienie, uff, jaka ulga. Można chodzić bezpiecznie po ulicy, tato nie zaatakuje, nie pobije, nie wybije okien. Szkoła - wreszcie w spokoju można nadrobić zaległości. W człowieku budzi się lęk, nienawiść, ciągłe pytanie: Dlaczego nasza rodzina? Inne są takie szczęśliwe. Dlaczego tak się dzieje? 13 lat unikania ojca, wymazanie go z pamięci. Dziś mam 27 lat. Ojciec umarł. JEDNAK PEWNA PUSTKA JEST! Myślałam, że będzie łatwo, a nie jest. Dowiaduję się o nim, o tym, co alkohol zrobił z jego życia i zdrowia, jak bardzo zniszczył naszą rodzinę. Dowiaduję się też, że się zmienił, udzielał się w organizacjach AA, że bardzo chciał mnie zobaczyć przed śmiercią. Nie udało się. Dziś myślę o tym i nie umiem dać sobie z tym rady. Tak boli, a miało nie boleć, miało być wybawieniem. A jest następstwem alkoholu, który krzywdzi przez lata. Ból, świadomość utraconych lat - utraconych przez nienawiść, alkohol. Nic już tego nie wróci. Zostało mi to, co opowiedzą mi o nim, o moim tacie, ludzie z AA. I kilka zdjęć, i wspomnień - tych złych wspomnień.
Pomóż w rozwoju naszego portalu