Niedawno widziałam wystawę pt. „Dzieci Afryki”.
Na planszach fotografie różnych dzieci afrykańskich: na niektórych dzieci, które dzięki siostrom pallotynkom przywracane były życiu i dochodziły do zdrowia, ale i te, które były w stanie agonalnym, drobne ludzkie szkieleciki. Wrażenie było wstrząsające! Przy spożywaniu niedzielnego deseru miałam wyrzuty sumienia, że mnie stać na taki luksus, a w Afryce moje biedne siostrzyczki i braciszkowie umierają z głodu. Po obejrzeniu tej wstrząsającej wystawy wysłałam na znany mi pallotyński adres i rachunek pieniądze z dopiskiem: „Na głodujące dzieci Afryki”.
Wystawę tę urządzili pallotyni w Kielcach 16 sierpnia br. z okazji „posłania misyjnego” ks. Grzegorza Majewskiego, od którego otrzymałam zaproszenie, gdyż uczyniono mnie jego „patronką misyjną”. Mój „podopieczny” ma 28 lat i wyjechał już na misję do Kolumbii. Z pallotynami mam kontakt od ponad
30 lat, a byłego sekretarza - ks. Stanisława Kuracińskiego uważałam za przyjaciela, choć nie znaliśmy się osobiście. Tylko jeden raz wymieniliśmy korespondencję - po otrzymaniu mojego haftowanego obrazu na potrzeby misji odpisał tego samego dnia i podziękował. To był święty człowiek, urodzony misjonarz.
Do pallotynów mam zaufanie. Na jaki cel wpłacam pieniądze - na taki cel są przeznaczane.
Sama nie mam siły przebicia, ale przy okazji pielgrzymki „Niedzieli” można coś uzbierać na ratowanie dzieci Afryki. Chciałabym przyjechać we wrześniu do Częstochowy, ale nie wiem, czy mi się to uda - jestem inwalidką pierwszej grupy i mam trudności z poruszaniem.
Hafciarstwo stało się od kilku lat moją życiową pasją, a zaczęłam się brać za to po siedemdziesiątce. W takim przypadku, gdy jeszcze można być aktywnym - wszystkim samotnym czy osamotnionym pozwolę sobie rzucić hasło: „Bogu i Matce Najświętszej powierzcie siebie, ducha nie traćcie, pomagajcie potrzebującym, bo tym sposobem pomagacie i sobie”.
Anna z Kielc
Niedawno spotkałam się z kuzynem z zagranicy, po kilkudziesięciu latach niewidzenia. Jego rodzina z Francji pomagała naszemu Kościołowi w czasie komuny. Jedna z ciotek była u Prymasa Tysiąclecia osobiście, a moi bliscy też jako „przystawka” polska. Kuzyn ten miał dla mnie tylko kilka godzin, przejazdem, między samolotami z USA na Ukrainę. Wystarczyło na rundę taksówką po Warszawie i na kawę z ciastkiem. Ale bardzo mu zależało na wizycie w katedrze i modlitwie przy sarkofagu kard. Stefana Wyszyńskiego, więc byliśmy tam i nawet dyżurujący ksiądz zezwolił, by kuzyn dotknął grobu, a ten - bardzo uszczęśliwiony - ucałował go z czcią. Potem wyciągnęliśmy ze szklanej kuli po jednej myśli Kardynała. Moja pasuje szczególnie do tego listu, więc dedykuję ją wszystkim poszukującym: „Człowiek wyzwala się i rozwija wewnętrznie przez wrażliwość na otoczenie, przez przemyśliwanie nie tego, co się jemu należy od innych, ale tego, co innym należy się od niego”.
Zapraszam do słuchania „Familijnej Jedynki” - niedzielnej audycji Redakcji Katolickiej w Programie I Polskiego Radia (godz. 6-9), gdzie w „Kochanym życiu” w niektóre niedziele odpowiadam na listy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu