O tym, kto wyrzucony drzwiami, wraca oknem, mówimy, że to natręt. Ale czasem może to być także Anioł lub Łaska…
*
Reklama
Bazyli miał się za mędrca lub przynajmniej za uczonego, bo wiedzę miał imponującą. I taką też zarozumiałość. Tropił i tępił wszelkie nierozumne wierzenia, mity i zabobony, zwłaszcza religijne. Nie znosił słowa „tajemniczy”, bo uważał, że wszystko jest do wyjaśnienia. Gdy któregoś dnia przez uchylone drzwi wślizgnął się do jego domu kot, Bazyli wpadł w złość, bo właśnie kotów nie znosił najbardziej, a zwłaszcza tych wszystkich zabobonów z nimi związanych, tej ich niby tajemniczości i niezależności w chodzeniu własnymi dróżkami. Z krzykiem wypędził zwierzaka z domu i zatrzasnął drzwi. Jednak rano ów kot leżał pod drzwiami i wpatrywał się w niego nienaturalnie wielkimi ślepiami - jakby rozumiał coś więcej niż ów uczony. A tego Bazyli znieść nie mógł. Cisnął czymś w kota i gdy usłyszał żałosne miauknięcie, pomyślał, że ma już spokój. Ale kot był uparty i wciąż siadywał a to na parapecie, a to na ganku, a to na gałęzi tuż przy oknie. Bazyli wpadał w coraz większą złość, widząc wciąż kota i te jego wielkie ślepia. Schwycił go więc, włożył do worka i wyniósł do lasu. Ale ledwie gdy go tam wypuścił, kot - jeszcze przed nim - był przed domem z powrotem. Powtórnie wyniósł go znacznie dalej, ale utrapione kocisko wracało. W końcu Bazyli postanowił się z nim rozprawić ostatecznie. Znów włożył go do worka i poszedł daleko za miasto, celowo klucząc po bezdrożach, aż w końcu sam zgubił drogę. Zapadał zmierzch, wokół było pustkowie, a kiedy Bazyli rozwiązał worek, kot wyszedł ze ślepiami świecącymi jak latarki i ruszył przed siebie. Bazyli za nim. Kiedy po dłuższej wędrówce za światełkami kocich oczu Bazyli zauważył, że doszli do jego domu, uśmiechnął się, pogłaskał kota i wpuścił go do środka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Może jeszcze inna historia. Pewien człowiek miał obsesję na punkcie krzyży. Zwalczał je szczególnie w szkołach, usuwał ze ścian, z murów, przy drogach. Uważał, że te znaki są jakby przekreśleniem szczęścia i godności człowieka. Że rzucają okropny cień na świetlaną przyszłość ludzi wyzwolonych spod władzy ciemnej przeszłości. Ze swoją partią dopracował się odpowiednich paragrafów, by prawnie zwalczać krzyże, gdzie tylko było to możliwe. Wpadł już w istną obsesję… Kiedy dowiedział się, że zmarła jego matka, nie zdążył na pogrzeb, ale gdy poszedł na cmentarz, stanął przerażony, widząc istny las krzyży. Nie szukał już grobu matki, zaczął przewracać, wyrywać krzyże i zrzucać je ze stromej skarpy. Tak się w tym zapamiętał, że w pewnym momencie za którymś z krzyży runął w dół. Kiedy odzyskał przytomność, ujrzał, że wiozą go karetką pogotowia z… czerwonym krzyżem. „Co to za ambulans?” - spytał. „Tak się złożyło, że wszystkie pojechały na wezwania, a został nam taki stary, wojskowy, jeszcze z krzyżem. I to on uratował Panu życie” - powiedział sanitariusz. Jak jakiś błysk podziałało na niego to słowo - „uratował”, bo dawno temu ksiądz na religii powiedział to słowo, mówiąc o krzyżu… Ale on zapomniał.
*
Bóg, religia, krzyż - usunięte, zwalczone, zapomniane - będą wracać uparcie jak cień albo jak światło dla ociemniałych.