Parafię św. Jana Kantego w Krakowie odwiedził ks. Wojciech Kościelniak, misjonarz, który od 33 lat posługuje w Tanzanii. Miejscem jego pracy jest Kiabakari, które dzięki działaniom krakowskiego misjonarza stało się narodową stolicą Miłosierdzia Bożego. – W 1991 roku na wzgórzu w Kiabakari znajdowała się kaplica ulokowana w baraku. Na wzniesieniu nie było drzew, jedynie jakieś dzikie chaszcze. 33 lata temu siedziałem tam i myślałem sobie: „Kiedy zobaczę tu jakieś drzewo? Albo usłyszę ptaki śpiewające pomiędzy jego gałęziami?”. Dziś, w 2023 roku wzgórze to porośnięte jest drzewami, jest tu sanktuarium Bożego Miłosierdzia, przedszkole, szkoła podstawowa, ośrodek zdrowa, klinika okulistyczno-dentystyczna i 11 kaplic dojazdowych – mówi misjonarz. Teren misji w Kiabakari to prawie 600 kilometrów kwadratowych. Jak mówi ks. Wojciech, objawy Bożego Miłosierdzia w tym miejscu są widoczne nie tylko w sanktuarium. – Pan Bóg pokazał mi, że chce, żeby było to miejsce, gdzie Boże Miłosierdzie ogarnie i przemieni całego człowieka. Nie tylko jego duszę poprzez sanktuarium, ale też ciało poprzez profesjonalną opiekę medyczną. Miłosierdzie dotyka także umysł człowieka dzięki edukacji na wysokim poziomie. Mamy przecież przedszkole i szkołę podstawową.
W homilii wygłoszonej do krakowian kapłan dziękował im za wsparcie misji. Jak podkreślał, bez życzliwości i otwartości serca dobrych ludzi, misje nie mogą funkcjonować. – Realną pomoc i jej owocne skutki obrazują przykłady sprzed kilku tygodni. Parę dni temu w jednej z parafii na krakowskich przedmieściach opowiedziałem historię mojego ministranta Dawida. Po ukończeniu państwowej szkoły średniej chciał wstąpić do benedyktynów. Jednak wyniki jego matur były słabe, więc zakonnicy skierowali go na studium zawodowe, by został farmaceutą i w ten sposób posługiwał w klasztorze, jako fachowiec. Niestety taką naukę trzeba opłacać. Dawid pojechał do swojego krewnego w mieście, który zatrudnił go do smażenia frytek w budce ulicznej. Zarabiał tam około 100 zł polskich na miesiąc. Żeby opłacić studium farmaceutyczne, musiałby smażyć frytki przez 15 lat. Wezwałem go więc do siebie i zatrudniłem jako ogrodnika. Założyliśmy mu konto w banku i tam kierowana była jego wypłata za pracę w ogrodzie. Pieniądze za pracę ogrodnika wystarczyły, aby opłacić pierwszy rok studiów plus kieszonkowe. Drugi rok nauki opłaciłem dzięki prywatnemu darczyńcy z Bielska-Białej. Teraz Dawid idzie na trzeci rok. Opowiedziałem tę historię w jednej z podkrakowskich parafii. Po Mszy podeszła do mnie kobieta i zapytała ile potrzeba pieniędzy, żeby Dawid ukończył naukę. Sprawdziłem to i przekazałem jej informację na drugi dzień, w poniedziałek. We wtorek zorientowałem się, że na koncie Dawida pojawił się przelew w kwocie wystarczającej na opłacenie wszystkich wydatków do końca studium. Nie trzeba sobie chyba wyobrażać radości, jaka malowała się na twarzy Dawida, gdy się o tym dowiedział – opowiadał ks. Kościelniak. I dodał: – Tak właśnie działa pomoc dla Kiabakari. Konkretnie, bez rozgłosu, ale skutecznie, uczciwie i transparentnie. Tak samo działa też wyobraźnia i kreatywność Bożego Miłosierdzia: minimum słów, maksimum działania.
Ten rok dla ks. Wojciecha jest wyjątkowy. Nie dość, że świętuje 33-lecie posługi misyjnej, to obchodzi jeszcze jubileusz 35-lecia kapłaństwa, a także 60 urodziny. – Ten czas utwierdza mnie w przekonaniu, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Mając 27 lat i zaledwie w drugim roku kapłaństwa, opuściłem Kraków i udałem się na misje do Tanzanii. Nie wiedziałem nic o tym kraju. Nie było telefonów, internetu. Teraz, gdy mam na liczniku 60 lat wiem po co tam pojechałem. Ale dalej nie rozumiem czemu akurat ja. Powtórzę jednak za prorokiem Jeremiaszem: „uwiodłeś mnie Panie, a ja pozwoliłem się uwieść”. Bardzo lubię też powiedzenie, że Bóg wysyłając człowieka na trudny szlak, nie usuwa mu spod nóg kamieni, ale daje porządne buty. Te słowa oddają sedno mojego misyjnego doświadczenia, dlatego jestem Bogu wdzięczny za te właśnie porządne buty – mówił misjonarz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu