Już czas pomyśleć o wakacjach. Jeśli mają być sensowne i twórcze, to trzeba o nich myśleć już od Bożego Narodzenia. I tak jesteśmy już spóźnieni. Ale lepiej późno niż wcale.
Kiedy w 1977 r., wbrew oczekiwaniom, zostałem przydzielony do pracy z młodzieżą, wiedziałem, że sama praca przy kościele nie wystarcza, że musi być jakiś ciąg dalszy w innym, zmienionym kontekście. Dominikanie mieli od dawna praktykę i doświadczenie w wakacjach duszpasterskich. Wspomnienia tych wakacji, wędrówek i biwaków, ognisk i spływów były legendą duszpasterstwa akademickiego w Poznaniu. Toteż kiedy nadeszły pierwsze wakacje, postanowiłem pojechać na obóz do Paleśnicy. Tam ludzie mnie znali, bo stryj był proboszczem, i tam, w stodole państwa Wodów, stworzyliśmy bazę, wędrując po okolicy. Pamiętam, że programem była Ewangelia wg św. Jana i jej tematy.
Kiedy uświadomiłem sobie, że nie wszystkich mogę zabrać, zaczęły się poszukiwania innego życzliwego i gościnnego miejsca. Po kilku nieudanych próbach gościnna diecezja katowicka przekazała dominikanom parafię w Hermanicach, gdzie na zielonej łące obok plebanii młodzież rozbijała namioty, a w dużym namiocie (po latach we wiacie) spotykaliśmy się na modlitwie, wykładach i tańcach.
To Hermanice były moim pierwszym poligonem duszpasterskim. Tam, w warunkach namiotowych, ćwiczyliśmy prowizorium naszego życia na ziemi, tam uczyliśmy się zauważać innych, braci ewangelików. Wspaniałe, niezapomniane rozmowy, adoracje wypełniające nas obecnością Pana, spowiedzi przy zachodzącym słońcu z widokiem na Równicę i wreszcie apele o godz. 22, na zakończenie i podsumowanie dnia.
To w Hermanicach, w sierpniu 1991 r., przez dwa tygodnie przygotowywaliśmy się do animacji spotkania na Jasnej Górze z okazji VI Światowego Dnia Młodzieży i ćwiczyliśmy hymn „Abba, Ojcze”, do którego napisałem słowa.
To nad Hermanicami przed południem 22 maja 1995 r. zakołował helikopter lecący ze Słowacji do Skoczowa z Janem Pawłem II, który zrzucił garść różańców.
Po latach wakacji w Hermanicach przyszła pora na Jamną, a później na Lednicę. Zarówno nad Lednicę, 2 czerwca 1997 r., jak i nad Jamną, 16 czerwca 1999 r., przybył helikopterem sam Ojciec Święty, by pobłogosławić miejsce i ludzi. Nad Lednicę Ojciec Święty przybył w drodze z Gorzowa do Gniezna, by przeprowadzić młodych w trzecie tysiąclecie, a nad Jamną przyleciał wprost ze Starego Sącza.
A zatem trzy miejsca: Hermanice, Lednica i Jamna zostały szczególnie nawiedzone i pobłogosławione przez Jana Pawła II.
Rolnicze kiedyś pola, na których rosły ziemniaki, buraki i zboża, dzisiaj są miejscami szczególnymi, na których wzrastają nowi ludzie trzeciego tysiąclecia. Pozostało nam wprawdzie słowo kultura - uprawa, tylko że nie jest to już kultura rolna, ale plantacja królestwa Chrystusowego w ludziach.
To tyle, aby uzasadnić wybór tych miejsc szczególnych.
Dlaczego pragniemy zaprosić tam w lipcu i sierpniu młodych?
Otóż pragniemy podzielić się Chrystusem. Wybór Chrystusa dokonany przez Mieszka I stworzył Polskę. Wybór ten rezonuje w sercach polskiej młodzieży. Tym wyborem, który nas określa i który o nas stanowi, pragniemy żyć, karmić się i dzielić. Zupełnie jak chlebem. Pragniemy go wyśpiewać i wytańczyć. Pragniemy nim oddychać w tych szczególnych miejscach.
Hermanice. Tam w roku 1937 przebywał na obozie student Karol Wojtyła. Tam w pobliżu są Górki Wielkie, gdzie bohaterowie książek Aleksandra Kamińskiego spędzali ostatnie wakacje przed wojną 1939 r. Tam zaczynałem i ćwiczyłem liturgię psalmów, wykłady z wiary i nabożeństwa. Tam, patrząc na zachody słońca i Równicę, słuchałem spowiedzi. Byłem szczęśliwy, będąc potrzebny. Niezapomniane apele pod koniec dnia z modlitwą Newmana: „Prowadź mnie, Światło”. Ta modlitwa w ciemnościach zapalała niebiańskie światło w naszych sercach, światło nieugaszone. Tyle osób wspominało Hermanice. Żyliśmy nimi. Jeszcze dobrze nie wyjechawszy, umawialiśmy się na przyszły rok. Hermanice to otwarta przestrzeń. Otwarta na ludzi i na tematy. Zaprzyjaźnione rodziny otwierały swoje podwoje, goszcząc nas i obdarowując sobą i zasobami swoich spiżarni. Wyjechawszy z Hermanic, tęskniliśmy do tej łąki udekorowanej kolorowymi namiotami, do zszywanego co jakiś czas ogromnego namiotu liturgicznego, do wiecznie płonącego ogniska, do rozmów i śpiewów, do bycia razem. Tam zawiązywały się więzi, małżeństwa, przyjaźnie.
Potem przyszła Jamna, jako owoc bierzmowania młodych podczas VI Światowego Dnia Młodzieży w Częstochowie w 1991 r. Wolny rynek ekonomiczny przyniósł nam również wolny rynek ideologiczny. Do Polski napłynęły sekty wraz z kapitałem, budując rozmaite centra szkoleniowe swojej formacji. Myśmy nie mieli nic. W cudowny sposób gmina Zakliczyn n. Dunajcem, pamiętając zasługi mojego stryja proboszcza i mojego ojca, podarowała Duszpasterstwu Akademickiemu Ojców Dominikanów z Poznania górę, dom i las w Jamnej - wsi opuszczonej i zapomnianej, spalonej w wyniku pacyfikacji przez Niemców 24 września 1944 r. Wieś nadawała się do zalesienia, ludzie ją opuszczali. Klasztor wzbraniał się przed przyjęciem darowizny, ale zachęcony przez przyjaciół wsadem finansowym zgodził się. Posesję ofiarowałem natychmiast Matce Bożej i św. Jackowi, a następnie Janowi Pawłowi II. Pod cudownym błogosławieństwem dom zaczął się rozwijać. Pewnego razu ktoś zobaczył, jak ucałował mnie Ojciec Święty i uwierzył, że warto mi pomóc. Kościół powstał w cudownych okolicznościach - prześliczny. Jamna za przyczyną Matki Bożej Niezawodnej Nadziei stała się źródłem nadziei. Ludzie zaczęli przybywać, trzeba było zrobić drogę, bo jej nie było. Na Jamnej zacząłem się czuć dobrze, za dobrze. Myślałem, że ona będzie koroną mojego duszpasterzowania, że tam skończę.
Upłynęło niewiele czasu, jak eksplodowała Lednica. Przeor się uparł, że coś takiego jak Jamna musi powstać w Wielkopolsce. Szukaliśmy. Aż pod wpływem modlitwy ktoś wskazał nam miejsce. Pole orne spółdzielni produkcyjnej. Są koszty, ale koszty pod wpływem listu od Jana Pawła II bierze na siebie pewna Pani z Francji. Powstaje pomysł bramy. Wziąłem go z „Tertio millennio ineunte” Jana Pawła II. Tam jest wzmianka o bramie, że musi być większa, aby z nową świadomością przekroczyć próg czasu. Jan Paweł II krąży nad tą bramą w helikopterze, bo nie pozwalają mu wylądować, no bo i słusznie, kim znowu ja jestem, żebym korygował bieg papieskiej marszruty. - Za krótki - powie jeden z biskupów. Ale zaczęło się. Młodzi porozumiewawczo mrugali do siebie. Do zobaczenia pod Rybką. Spotkania stały się tradycją. Przejście przez Bramę Rybę, wybór Chrystusa, a wcześniej spowiedź, Eucharystia, adoracja. Klasyka, ale istota rzeczy. Wybór Mieszka zaczyna rezonować w polskiej i europejskiej młodzieży. Oni tym żyją.
Spostrzegam, że Lednica staje się nie tyle wydarzeniem, ile ruchem. Ruchem mającym coraz to większy zasięg.
Jeżeli chcecie się zarazić Chrystusem, zapraszamy do nas na wakacje. Tam właśnie - nad Lednicą, w Hermanicach i na Jamnej odpalamy Waszą przyszłość. Szczegóły na stronie:
Pomóż w rozwoju naszego portalu