Reklama

Historia bez końca

Trzeba było lat, żeby w wolnej Polsce przebiła się myśl, że przeszłość to nie tylko lamus, zakurzona książka, lecz coś, co rzutuje na teraźniejszość i na przyszłość. Do myślenia o historii trzeba długo dojrzewać, a do nadrobienia jest sporo. Jeśli w ogóle to możliwe

Niedziela Ogólnopolska 24/2011, str. 38-39

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Popularna jeszcze przed kilkunastoma laty teza Francisa Fukuyamy o końcu historii okazała się jedną wielką pomyłką. Oto historia wcale się nie skończyła, lecz w spektakularny sposób stała się elementem kształtowania tożsamości we współczesnym świecie. USA, Niemcy, Francja, Anglia i Rosja od lat ostro walczą o kształt zbiorowej pamięci. Z opóźnieniem zaczęliśmy to robić także my. Z jakim skutkiem?
Obowiązek kształtowania polityki historycznej - jak zwraca uwagę prof. Andrzej Nowak, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego - spoczywa na państwie. Tymczasem rozpowszechnione są mity, które mają ten obowiązek unieważnić. Jeden z mitów odwołuje się do tezy Fukuyamy. - Twierdzi się, że żyjemy w czasach pohistorycznych, że nowoczesność to rozstanie z historią, i że po to tak długo walczyliśmy o wolność, żeby teraz historią się już nie zajmować - mówi prof. Nowak. - Natomiast historia się nie skończyła! A najlepszym tego przykładem jest agresywna, neoimperialna polityka historyczna prowadzona przez Rosję. Zresztą wiele państw taką politykę prowadzi.
Na początku lat 90. XX wieku musieliśmy walczyć o wywabianie białych plam, domagaliśmy się prawdy o Katyniu, pakcie Ribbentrop-Mołotow itp. Dziś, 20 lat później, choć Gorbaczow i Jelcyn uznali prawdę o zbrodni katyńskiej, wciąż te plamy wywabiamy. - Po prostu polityka historyczna w Rosji w następnych latach odwróciła ten trend. I znów nie jest jasne, kto w Katyniu mordował, a pakt Ribbentrop-Mołotow jest już właściwie usprawiedliwiony - mówi prof. Nowak. - Cofnęliśmy się wyraźnie. Wywabiamy te same plamy, i to z większą trudnością niż kiedyś. A ciągłe podnoszenie śmierci bolszewików w obozach jenieckich w Polsce, co jest oczywistą kpiną, pokazuje skutki wieloletniego braku odpowiedzialnej polskiej polityki historycznej.
Jest to też efekt innego mitu, paraliżującego prowadzenie w Polsce takiej polityki - stwierdzenia, że państwa nie prowadzą jej, więc i my, Polacy, nie powinniśmy jej prowadzić. - Autorem tego pierwszego hasła poprawności politycznej III RP był Tadeusz Mazowiecki. Spuściznę dziejową, którą musiał brać na barki, określił jako „polskie piekło”. Po przeszłości dziedziczymy „polskie piekło”; nasza historia to historia wstydu, to garb, którego musimy się pozbyć - mówi prof. Nowak. Efektem jest brak polityki historycznej w Polsce i opłakane tego skutki.

Oficjalna wersja historii

Reklama

Historię piszą zwycięzcy - obowiązywanie tej maksymy widać doskonale w oficjalnej wizji historii PRL w latach 90. - uważa dr Sławomir Cenckiewicz, historyk. Obowiązywała jednostronna interpretacja dziejów. W latach 40. mieliśmy zatem wojnę domową, a nie powstanie antykomunistyczne, w 1956 r. był Październik. - Natomiast rewolta z Czerwca ’56 miała wielkie kłopoty z przebiciem się. A jak październik, to Lechosław Goździk walczący o samorząd robotniczy, a nie kard. Stefan Wyszyński, którego po wypuszczeniu z więzienia witały tłumy - mówi dr Cenckiewicz.
Podobne podejście do historii obowiązywało w odniesieniu do wydarzeń z całego okresu PRL, tego wymagała ówczesna poprawność polityczna, nic nie było w stanie jej przełamać. Uważano, że pamięć historyczna jest czymś groźnym dla demokracji, że dezintegruje społeczeństwo, dzieli, uwalnia demony przeszłości. Dlatego zamiast polityki historycznej stosowano pseudopoprawność polityczną. To elity dozowały bezpieczne dawki pamięci historycznej, która rządzącemu postkomunistycznemu establishmentowi wydawała się niebezpieczna i podejrzana. Jeżeli pisać o historii, to krytycznie, demistyfikując to, co uważano za mity narodowe - uważano.
Historię piszą zwycięzcy, dlatego niepoprawne politycznie osoby znikają z historii. Tak było - zwraca uwagę Cenckiewicz - z Janem Rulewskim, znienawidzonym przez komunistów w 1981 r., potem przeciwstawiającym się Lechowi Wałęsie. - Inni natomiast stają się bohaterami narracji. Nagle bohaterem stał się np. Marian Jurczyk, gdy okazało się, że ma problemy lustracyjne - podkreśla dr Cenckiewicz. Miejsce jest tylko dla swoich. - Z pozytywnej narracji wypadli natomiast Lech i Jarosław Kaczyńscy, Jan Olszewski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Henia Solidarność”

Reklama

Z pseudopoprawnej historii próbowano wyrzucić nieżyjącą Annę Walentynowicz - uważa Sławomir Cenckiewicz, autor jej biografii pt. „Anna Solidarność”. W 10. rocznicę powstania „Solidarności” musiała się o nią upomnieć „Wyborcza”. Potem jednak, przy okazji obchodzenia kolejnych rocznic „S”, legendarnej suwnicowej ze Stoczni Gdańskiej w oficjalnym obiegu już nie było. Więcej, gdy Orderem Orła Białego odznaczył ją w 2006 r. prezydent Lech Kaczyński, spowodowało to nie tylko dodatkowy ostracyzm, np. odrzucenie projektu przyznania Annie Walentynowicz honorowego obywatelstwa stolicy. Poszukano zastępczego bohatera.
- Gdy w 2009 r. Donald Tusk mówił o kobietach, które odegrały ważną rolę w najnowszej historii Polski, pominął Annę Walentynowicz, dostrzegł natomiast Henrykę Krzywonos. To ona stała się dla niego ikoną „Solidarności” - zwraca uwagę dr Cenckiewicz. Skąd się wzięła pani Henryka? Jej renesans rozpoczął się w 2005 r., gdy Krzywonos, kojarzona wcześniej z grupą Andrzeja Gwiazdy, wstąpiła do Unii Wolności. W „Wyborczej” pojawiły się artykuły o kobiecie, która zatrzymała tramwaje (jak wskazują badania, nie zatrzymała ich).
- Od tego czasu o Henryce Krzywonos „GW” pisała w związku z rocznicami Sierpnia ’80. Eksplozja jej popularności nastąpiła 31 sierpnia 2010 r., gdy w czasie konferencji poświęconej Sierpniowi Krzywonos zaatakowała Jarosława Kaczyńskiego. Została wtedy człowiekiem roku tygodnika „Wprost”, a TVN zrobiła z niej… „suwnicową tramwajarkę” - zwraca uwagę dr Cenckiewicz. Z oficjalnej historii wyrugowano Annę Walentynowicz. Odpowiedzią na książkę „Anna Solidarność” był artykuł we „Wprost” pt. „Henia Solidarność”…

Kto musi się tłumaczyć

Burzliwa dyskusja o polityce historycznej wybuchła w 2004 r., gdy obchodzono 60. rocznicę Powstania Warszawskiego, po tym, gdy Polacy - głównie warszawiacy - pokazali, że obchodzi ich historia i że chcą ją wspólnie przeżywać. Za sprawcę tego wybuchu uczuć patriotycznych uznano Lecha Kaczyńskiego.
- Jego wybór na prezydenta Warszawy pozwolił stworzyć wiele instytucji, które są dziś widocznym znakiem uprawiania polityki historycznej - zwraca uwagę socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska z PAN. - Powstało nie tylko Muzeum Powstania Warszawskiego, ale zrodziły się także idee powołania Muzeum Historii Polski, Żydów Polskich, Ziem Zachodnich, Muzeum Kresów czy Sztuki Nowoczesnej.
Niestety, dyskusję o polityce historycznej jej przeciwnikom udało się zmanipulować. - Toczyła się wokół tego, czy ta polityka nie jest przypadkiem ograniczaniem wolności badań, swobody twórczej, czy nie jest elementem autorytaryzmu - zwraca uwagę dr Fedyszak-Radziejowska. - Ci, którzy chcieli rozmawiać, jaka polityka historyczna powinna być, musieli pełnić rolę kogoś, kto się tłumaczy.
Wydawało się, że głupota nie ma granic, a jednak... Jak zwraca uwagę prof. Andrzej Nowak, przed kilkoma tygodniami w tekstach „Wyborczej”, jawiącej się dziś jako główny ośrodek pseudopoprawności politycznej, nastąpiło zrównanie mordu katyńskiego i dramatu bolszewików, którzy zmarli w obozach jenieckich w Polsce. - To pokazuje, do czego prowadzi oddanie przez państwo polityki historycznej siłom politycznym, które mają własne partykularne interesy, sprzeczne z dobrem ogólnym.

Pomnik dla najeźdźców

To, że teraz znów tłumaczymy się ze śmierci bolszewików, nie było wynikiem rosyjskiej polityki historycznej, lecz efektem braku naszej, uważa dr Fedyszak-Radziejowska. - Pozwoliliśmy sobie narzucić symetrię, której nie ma - mówi. Bo nie ma symetrii między mordem katyńskim a śmiercią jeńców z powodu chorób zakaźnych. W tym samym czasie, gdy z tego powodu w obozach jenieckich zmarło 16-18 tys. jeńców bolszewickich, w Rosji zmarło ok. 240 tys. żołnierzy bolszewickich!
Według prof. Wiesława Jana Wysockiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, jest kolejny dowód na to, że polska polityka historyczna została skutecznie wciśnięta w ramy pseudopoprawności politycznej. „Pseudo-”, bo ta poprawność często stanowi tylko karykaturę polityki historycznej. Obecna ekipa rządząca ma w tym względzie spory dorobek - zwraca uwagę profesor. Odsłonięcie pseudopoprawnego politycznie pomnika w Ossowie, gdzie w ubiegłym roku uczczono bolszewików, którzy zginęli w 1920 r., jest tu następnym przykładem.
- 15 sierpnia jest dniem Wojska Polskiego, święta Maryjnego, Bitwy Warszawskiej i tzw. Cudu nad Wisłą. Tymczasem w przededniu tej rocznicy odsłonięto tam pomnik najeźdźców, który stanie się w przyszłości centralną częścią monumentu, jaki kiedyś tam się pojawi - mówi profesor Wysocki. - Ten pomnik to zaprzeczenie i tradycji, i prawdy historycznej. To miejsce naszej chwały i ono jest zastępowane przez pomnik, pokazujący, że najeźdźca jest ofiarą. Mamy przepraszać za to, że wygraliśmy pod Warszawą, że bolszewicy przegrali i nie mogli pójść na Europę?...

W tekście wykorzystano m.in. wypowiedzi z konferencji „Wokół polityki historycznej i poprawności politycznej”, zorganizowanej przez Towarzystwo im. Stanisława ze Skarbimierza.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zmarł ks. Tomasz Burghardt

2025-04-17 15:01

https://ostfriesland.parafialnastrona.pl/wydarzenia-i-galerie

16 kwietnia zmarł ks. Tomasz Burghardt. Kapłan zmarł w 59. roku życia oraz 31. roku kapłaństwa.

Kapłan urodził się 26 lipca 1965 roku we Wrocławiu. Święcenia kapłańskie przyjął 22 maja 1993 roku z rąk kard. Henryka Gulbinowicza. Po święceniach został skierowany na swoją pierwszą placówkę wikariuszowską do parafii pw. Podwyższenia Krzyża św. w Środzie Śląskiej [1993-1996], następnie był wikariuszem w parafii pw. św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu [1996-1997], by następnie trafić do parafii pw. Narodzenia NMP w Lądku Zdrój [1997-2000]. Kolejna placówką wikariuszowską była parafia pw. św. Józefa w Bierutowie [2000-2001] oraz parafia pw. św. Karola Boromeusza w Wołowie [2001-2002]. W 2002 roku ks. Tomasz trafił do parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Oławie [2002-2005]. W latach 2005-2010 został mianowany dyrektorem Caritas Archidiecezji Wrocławskiej. Po 2010 roku pełnił posługę w Niemczech. Najpierw do 2013 roku w Polskiej Misji Katolickiej w Münster, a po 2013 roku aż do dziś był proboszczem w czterech katolickich niemieckojęzycznych Parafiach: Geeste, Dalum, Groß Hesepe i Osterbrock w Dekanacie Emsland Mitte oraz Duszpasterzem dla Katolików Języka Polskiego w Ostfriesland i Emsland.
CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: w miłości nie ma handlu; nie chodzi w niej o utarg, ale o wielkoduszność

2025-04-17 21:37

[ TEMATY ]

Warszawa

Wielki Czwartek

Msza Wieczerzy Pańskiej

Abp Adrian Galbas

BP Episkopatu

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Sprawiedliwość nie może być ostatnim zawołaniem chrześcijan. Od niej ważniejsza jest miłość do ostatniego tchnienia – powiedział abp Adrian Galbas podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze warszawskiej. Podkreślił, że w miłości nie ma handlu, ale chodzi o wielkoduszność.

W Wielki Czwartek metropolita warszawski abp Adrian Galbas przewodniczył wieczorem mszy Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze św. Jana Chrzciciela.
CZYTAJ DALEJ

Zwycięstwo ukrzyżowanego – Liturgia Wielkiego Piątku w świdnickiej katedrze

2025-04-18 22:07

[ TEMATY ]

Świdnica

Wielki Piątek

bp Adam Bałabuch

Świdnica ‑ Katedra

ks. Mirosław Benedyk

Bp Adam Bałabuch podczas adoracji Krzyża w świdnickiej katedrze

Bp Adam Bałabuch podczas adoracji Krzyża w świdnickiej katedrze

Wielki Piątek to dzień ciszy, zadumy i kontemplacji męki naszego Pana Jezusa Chrystusa. W katedrze świdnickiej 18 kwietnia liturgii Męki Pańskiej przewodniczył biskup pomocniczy Adam Bałabuch, który także wygłosił homilię. W modlitwie Kościoła uczestniczyli biskup świdnicki Marek Mendyk, biskup senior Ignacy Dec oraz duszpasterze parafii katedralnej.

Centralnym momentem liturgii była adoracja Krzyża – znaku naszego zbawienia, do którego wprowadził zebranych biskup Adam Bałabuch słowami pełnymi wiary i nadziei. – Stajemy dziś w zadumie pod Chrystusowym krzyżem, na którym dopełniło się Jego pragnienie zbawienia każdego człowieka. Tu dopełnia się także moje zbawienie – powiedział biskup. Przypomniał, że ostatnie słowa Jezusa zapisane przez św. Jana: „Wykonało się”, oznaczają wypełnienie Bożego planu odkupienia.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję