Podobno to demografia wymusza zmiany w systemie emerytalnym - w naszym społeczeństwie spada liczba osób w wieku produkcyjnym, bo rodziny są mniej dzietne, dłużej żyjemy, więc powinniśmy dłużej pracować itd.
Politycy przymierzający się do wdrożenia zmian uspokajają, że reforma będzie niemalże bezbolesna, bo rozłożona w czasie (wiek przejścia na emeryturę 67 lat - dla mężczyzn w 2020 r.; dla kobiet - dopiero w 2040 r.). Najbardziej „rozbrajające” są jednak zapewnienia, bodaj samego premiera, że zmiany są konieczne, ale korzyści będą ewidentne (jeżeli reforma zostanie wprowadzona, to w 2040 r. przeciętna emerytura kobiet ma być wyższa o 65 proc. w stosunku do wartości emerytury, gdyby reformy nie wprowadzono, konkretnie - 3411 zł zamiast 2062 zł). Ktoś jednak zauważył, że nie ujawniono metodologii takiej symulacji, w związku z czym zasadne wydaje się pytanie, czy nie było to „wróżenie z fusów” i składanie kolejnych deklaracji bez pokrycia. Pytań jest, oczywiście, więcej - o wartość nabywczą potencjalnych świadczeń, o perspektywy zatrudnienia osób starszych, o ich kondycję zdrowotną, o uwzględnienie macierzyństwa w wysłudze lat, a nie traktowanie go jako czynnika ograniczającego przyszłe świadczenia emerytalne kobiet. Demografia to nie tylko liczby.
Pomóż w rozwoju naszego portalu