Wraz z początkiem nowego roku szkolnego 2012/2013 w życie weszła nowa podstawa programowa, kontynuowane są również zmiany rozpoczęte rozporządzeniem Ministerstwa Edukacji Narodowej z grudniu 2008 r. Jednak jak wiele decyzji podejmowanych przez kolejnych ministrów oświaty, także i tych aktualnie wprowadzanych spotyka się z ostrą krytyką. Jak to jest naprawdę z nauczaniem historii? I czy powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie” będzie mogło być używane w kontekście historii naszego kraju?
Przepis na sukces
Reklama
Poszczególne ekipy rządzące zmagają się z wieloma problemami. Jednym z tych, które nie znikają z listy „problematycznych” jest polski system oświaty. Nieustannie jesteśmy świadkami kłótni i debat (tych drugich zdaje się rzadziej), w których głośno mówi się m.in. o błędzie jakim było wprowadzenie gimnazjów. Z biegiem lat pomysłów jednak przybywa. Jednym z ostatnich „przepisów na sukces” jest nowa podstawa programowa. Zakłada ona m.in. bardziej efektywną pracę z uczniem nie tylko przeciętnym, ale i bardzo zdolnym oraz bardzo słabym. W kwestii nauczania historii założenia są również wspaniałe. Dotyczą one szczególnie uczniów szkół ponadgimnazjalnych. W skrócie: cykl nauczania ułożony chronologicznie i tworzący zamkniętą całość; rozszerzony kurs historii dla zainteresowanych (chcących zdawać historię na maturze) - nawet do 4 godzin lekcyjnych tygodniowo; wprowadzenie nowego przedmiotu „historia i społeczeństwo”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Efektywnie i efektownie
Zatrzymajmy się na chwilę nad nowym przedmiotem, nazwanym „historia i społeczeństwo”. Został on przewidziany dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, którzy nie zdecydują się zdawać historii podczas egzaminu maturalnego. Tu również Ministerstwo stawia na sukces. Zajęcia mają być prowadzone ciekawie, z naciskiem na umiejętność wyciągania wniosków z wydarzeń historycznych, a nie na bezrefleksyjne zapamiętywanie dat. Nauczyciele będą wybierać wątki tematyczne oraz mają również możliwość stworzenia autorskich programów. To fakt: bardzo istotne jest przecież takie przekazywanie wiedzy historycznej, aby uczeń miał szansę zrozumieć, jakie konsekwencje miały poszczególne wydarzenia i umieć je ze sobą powiązać. Istotne jest także, by chętnie tę wiedzę zdobywał, a więc by była ona przekazywana w przyswajalny sposób.
„Ale”
Reklama
Zawsze jest jakieś „ale”. Także i w genialnym planie Ministerstwa znalazły się punkty, które nie tylko budzą emocje, ale i bardzo ostry sprzeciw. Przybrał on nawet w wielu miastach Polski formę protestu głodowego, organizowanego przez członków „Solidarności”. Dlaczego tak wiele osób protestuje? Z powodu kilku szczegółów zawartych w nowej podstawie programowej. Skupmy się na historii. Owszem, historii będzie więcej, ale tylko dla uczniów chcących zdawać ten przedmiot na maturze. Owszem, pozostali będą się uczyć przedmiotu „historia i społeczeństwo”, ale ten jeden przedmiot zastąpi dwa przedmioty ze starej podstawy programowej (historia i WOS), a co za tym idzie liczba godzin przeznaczonych na tę dziedzinę wiedzy zmaleje. Wreszcie: owszem, nowe metody nauczania historii są niezwykle potrzebne, ale czy pomysły MEN nie doprowadzą do tego, że z obecnych uczniów wyrośnie pokolenie ignorantów? Poza tym ten model nauczania „wątkowego” zakłada: „Podczas zajęć, które będą miały charakter bardziej seminaryjny, uczniowie pogłębią znajomość historii i uporządkują wiedzę, mimo że nie będą czynić tego w prosty, chronologiczny sposób. Możliwość rozumienia procesów historycznych poruszanych w wątkach tematycznych zakłada bazowanie na szerokim zakresie wiedzy” (fragment tekstu ze strony internetowej MEN). A takie założenie bazuje na wiedzy zdobytej już przez ucznia w szkole podstawowej i gimnazjalnej, więc należałoby już na tych etapach rozpocząć działania modernizujące nauczanie historii.
Nie tylko historia
Reklama
Wprowadzane zmiany dotyczą także innych przedmiotów oraz listy obowiązujących lektur. Specjaliści zwracają uwagę na fakt, iż poprzez owe zmiany tworzyć się będą szkoły, w których nauczanie odbywa się w bardzo wąskich specjalizacjach. A przecież nie taka zdawała się być idea, którą już w nazwie mają zapisane licea „ogólnokształcące”. Poza tym doskonale pamiętam (a przechodziłam jeszcze przez system nauczania ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum), jakim problemem był dla moich rówieśników i dla mnie samej wybór profilu i przedmiotów, które chcę zdawać na maturze. Nie oszukujmy się - absolwent gimnazjum, szesnastolatek, nie zawsze (z może i bardzo rzadko) wie, czego chce w kontekście matury, studiów i przyszłej pracy. Zazwyczaj jego wybory wspomagane są przez środowisko, rodziców… Pytanie, co będzie, jeśli wybierze niewłaściwie?
Kształcenie budzi emocje od zawsze i na zawsze zapewne tak już pozostanie. Przez wieki tworzyły się szkoły, mające różne koncepcje na to, jak wyposażyć młodego człowieka w wiedzę i jaka ta wiedza powinna być. Istotny jest tutaj cel tego typu działań. Jeśli myślimy o edukacji jako o nauczaniu, nabywaniu umiejętności, a także wychowaniu, to możemy powiedzieć, że ostatecznym celem edukacji jest budowanie społeczeństwa. Pozostaje więc pytanie: jak będzie wyglądało społeczeństwo w Polsce za kilka lat? Czy przypadkiem nie będziemy jak Amerykanie występujący w ulicznym quizie, z których dziś tak chętnie i szczerze się śmiejemy?
* * *
Pokażmy dzieciom, w jakim kraju żyją
Temat wychowania dzieci jest mi szczególnie bliski, dlatego bardzo chętnie rozmawiam z innymi rodzicami lub wychowawcami. Przez ostatni rok szczególnie często spotykałam się z wielką troską o edukacje historyczną naszych dzieci. A ponieważ nie lubię narzekać, od razu pojawiło się pytanie: co ja mogę zrobić, żeby było lepiej? Korzystając z dobrych doświadczeń naszych dziadków, którzy organizowali tajne komplety, gdy nauka historii była zakazana, pomyślałam o zorganizowaniu oficjalnych spotkań dla dzieci i młodzieży. Wokół jest tylu ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, czy pokazania, że należy to wykorzystać. Wraz z kilkoma przyjaciółmi chcemy pokazać dzieciom, w jakim kraju żyją. Jak trudne jest nasze położenie geopolityczne i jak ważna jest umiejętność podejmowania odpowiednich decyzji, abyśmy mogli mieszkać w swoim kraju i mówić po polsku. Ile trzeba mieć mądrości, ale też wiedzy o przeszłości i dzielności, aby odważnie z nadzieją patrzeć w przyszłość.
Jako pierwsze planowane jest spotkanie z żyjącymi jeszcze świadkami tak ważnego wydarzenia ostatniego wieku, jakim była II wojna światowa. W późniejszych terminach myślimy o wspólnych wyjściach do muzeum lub ciekawym spacerze po Wrocławiu z przewodnikiem, który „wie dużo”. Moim marzeniem jest wspólny wyjazd większą grupa do Muzeum Powstania Warszawskiego lub Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. My rodzice możemy czytać dzieciom dobre książki, dlatego chcę poprosić znajomych historyków o stworzenie listy lektur domowych przeznaczonych dla różnych grup wiekowych do czytania samodzielnego lub wspólnego.
Aneta Szostek, mama dwójki dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym
Oprac. KK
* * *
Zmiany dla dobra ucznia?
Od 1 września 2012 r. w szkołach ponadgimnazjalnych zaczyna obowiązywać nowa podstawa programowa. Dokona się radykalna zmiana. W cieniu sporu o nauczanie historii pozostają nadciągające negatywne zmiany w liceach ogólnokształcących w obszarze przedmiotów przyrodniczych: fizyki, chemii, biologii i geografii. Najnowsze rozwiązania forsowane przez MEN sprzyjają uczniom, którzy mają sprecyzowane plany i dokonają trafnego wyboru klas biologiczno - chemicznych, matematyczno - fizycznych czy przyrodniczych, w których znajdzie się miejsce dla geografii. Ale ilu takich uczniów będzie? Czy w wieku lat 16 można dokładnie zaplanować życiową karierę? Co z resztą młodzieży, która fizyki, biologii, chemii i geografii na poziomie podstawowym będzie mieć w klasie pierwszej ledwo 1godzinę, a później trafi na 4 „wątki” ciekawostkowego i powierzchownego przedmiotu przyroda? Co z tymi, którzy w klasie drugiej zorientują się, że dokonali błędnego wyboru? A jaki los czeka uczniów, którzy w klasie maturalnej zmienią życiowe plany? Jak mają przygotować się do matury z przedmiotów przyrodniczych, skoro w nowej formule nauczania w liceach godzin do dyspozycji dyrektora w planach nauczania brak, a samorządy nie mają środków na zajęcia dodatkowe i pozalekcyjne, bo subwencja oświatowa przeznaczana przez rząd D. Tuska jest za niska (teoretycznie organ prowadzący szkołę na wniosek dyrektora będzie mógł przydzielić klasie 3 godziny na dany rok szkolny)? Warto też, aby opinia publiczna dowiedziała się, że informatyki dla wszystkich uczniów w zreformowanym liceum ogólnokształcącym będzie zaledwie 1 godzina (obecnie dwie; przedmiot nazywa się technologia informacyjna). Gwoli prawdy dodać trzeba, że będą istnieć klasy z rozszerzoną informatyką (co najmniej 6 godzin w cyklu nauczania), ale takich klas będzie niewiele. Ogół uczniów swoją przygodę z informatyką i to na poziomie podstawowym zakończy na jednej godzinie w klasie pierwszej. A podobno budujemy społeczeństwo informacyjne oparte na wiedzy…
Roman Kowalczyk, dyrektor LO Nr XVII im. A. Osieckiej we Wrocławiu
Źródło: