Data 1 września 1939 r. odcina 13 lat dzieciństwa od osiągniętej nieoczekiwanie dojrzałości. We wspomnieniach rodzinne Sokolniki, gdzie był modrzewiowy kościół, szkoła i apteka, jawią się jak najpiękniejsze miejsce na świecie.
Tutaj wszystko się zaczęło
Reklama
- Kierownik szkoły Władysław Kusiak opowiadał nam o wspaniałej przyszłości - podróżach w kosmos i wielkich wynalazkach - wspomina ks. Ludwik. - Nie przewidywał, że za kilka lat zginie w obozie Mathausen-Gusen.
Wojna rozpoczęła się od zbombardowania pobliskiego Wielunia o 4.30. Sokolniki wcielono do Warthegau. Rodziców i brata Edwarda wywieziono aż pod francuską granicę. - Mnie osadzono z kilkoma kolegami w Poznaniu - opowiada ks. Ludwik - Pracowaliśmy przy budowie samolotów myśliwskich - 12 godzin dziennie plus dwie godziny dojazdu. Nasze baraki to sale z dziesięcioma piętrowymi łóżkami, cementowa podłoga i przeciekający dach z płyt pilśniowych. Były pluskwy i głód. Dwa razy na tydzień „cegiełka” chleba, na niej 3 łyżeczki marmolady, którą zlizywało się w drodze do baraku.
Drogę powrotną do domu w styczniu 1945 r. - 200 km przez śnieg i mróz, w zasięgu przechodzącego frontu, wycieńczeni chłopcy przebyli jak na skrzydłach. Rodzice wrócili z tułaczki na Boże Narodzenie. Trzeba było nadrobić edukacyjne zaległości: gimnazjum w Lututowie, liceum w Kępnie, Niższe Seminarium Duchowne w Krakowie. - Czekało na mnie jeszcze wiele trudu i mozołu nim osiągnąłem wymarzony cel: kapłaństwo, było to 29 czerwca 1952 r. - wspomina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pokochać drewno
Reklama
Pierwsza samodzielnie wykonana ramka powstała w czasie seminaryjnych wakacji. Ozdobiła obrazek „Pan Jezus Eucharystyczny” namalowany przez Florence Krogera. - Nazywam ten obrazek „Bożym Pacholęciem ciągle pielgrzymującym” - wspomina ks. Ludwik. - Był ze mną na wszystkich parafiach: w Miedźnie, Sosnowcu, Częstochowie i Bąkowej Górze, a także przez 27 lat kapelanowania u Sióstr Antoninek w Wieluniu. Teraz patrzy ze ściany mojego pokoju w Domu Księży w Częstochowie.
Dlaczego drewno? Drewniana była kołyska i kościół. Stolarką parał się Ojciec, który umiał zrobić wszystko, co było potrzebne w gospodarce. Z drewna była pierwsza powojenna monstrancja, którą wykonał kierownik tartaku w Sokolnikach, bo kościół i całe jego wyposażenie spalili okupanci. Drewno wpisane jest w ludzkie życie, aż po ostatni spoczynek. Ale najważniejsze: słowo drzewo spotykamy często na kartach Pisma Świętego, bo Jezus wiele razy je przyrównuje do życia ludzkiego. „Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, na Drzewie Krzyża została pokonana!” - podkreśla ks. Ludwik w swoich wspomnieniach.
- Drewno fascynowało mnie tak bardzo, że często bywałem w tartaku, aby popatrzeć na pracę i pooddychać powietrzem przesyconym zapachem żywicy - mówi ks. Ludwik. - Byłem też jego kolekcjonerem. Z różnych stolarni dostawałem niepotrzebne klocki. Kupiłem lipę i jawor, które przetarłem w tartaku. W Bąkowej Górze w miejscu wycinki starych dębów znalazłem ciekawie zrośnięte korzenie, z których wykonałem chrzcielnicę, symbol tysiąclecia Chrztu Polski. Na pięterku mojej kapelanii miałem warsztat, gdzie w wolnych chwilach mogłem pracować.
Teologia w drewnie
Pracochłonne, pełne artyzmu i teologicznej symboliki drewniane ramki zaczęły ozdabiać obrazki Matki Bożej: Częstochowskiej, Nieustającej Pomocy, Niepokalanej i kopie Madonn namalowanych przez słynnych malarzy: Piotra Stachiewicza, Raffaella, Lorenza. Z rąk ks. Ludwika wyszły ażurowe arcydzieła zdobiące wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa, św. Józefa i wielu innych świętych. W jego mieszkaniu można zobaczyć wiele prac, wśród nich krzyż precyzyjnie złożony z 292 kawałków drewna: grabu, dębu, akacji, jawora i buku - który „kosztował” ponad 3 miesiące pracy.
- Przez kilka lat pochłaniał mnie temat naszego umiłowanego Jana Pawła II - wyznaje ks. Ludwik. - Wykonałem ponad 40 ramek i płaskorzeźb starając się, choć trochę, ukazać jego wielkie charyzmaty. - Z tych prac powstała wystawa w Wyższym Seminarium Duchownym w Częstochowie.
Ukochany materiał podsuwał kolejne pomysły; na płaskorzeźby przedstawiające Pana Jezusa czy Świętą Rodzinę, intarsjowane - a więc wymagające wiele dokładności i czasu - wyobrażenia Zwiastowania czy Matki Bożej z Dzieciątkiem. Ile było tych prac nie sposób policzyć. Na „misje ewangelizacyjne” w różnych domach, także i takich, gdzie były problemy z wiarą, ks. Ludwik posłał co najmniej 140 krzyży, 30 ramek z obrazem Jezusa Miłosiernego, 200 kapliczek. Ciepłe wspomnienia budzi w sercu szopka krakowska dla Jana Pawła II, wręczona na Jasnej Górze w 1979 r. Na zdjęciu, które trafiło do prasy francuskiej i niemieckiej, widać serdeczny uśmiech, z jakim Papież przyjmuje dar - owoc siedmiomiesięcznego trudu. Najważniejsze prace to także droga krzyżowa, ozdoby krzyża i tabernakulum wykonane na prośbę abp. Stanisława Nowaka do kaplicy w Domu Rekolekcyjnym „Święta Puszcza” w Olsztynie k. Częstochowy, a także wystrój wokół tabernakulum w kaplicy Sióstr Antoninek w Mirkowie. Na zdjęciach w albumie możemy podziwiać przesycony ewangeliczną symboliką, drewniany wystrój kaplicy w Domu Księży w Częstochowie - również dzieło ks. Ludwika Nikodema.
W Roku Kapłańskim
Kiedy zrodziło się powołanie? Może już w czasach ministranckich w Sokolnikach, może w czasie okupacyjnej nocy? - Bóg widział moje łzy, kiedy leżałem na górnej pryczy w baraku w 1944 r. nie wiedząc nic o losie moich rodziców. Dał mi przeżyć trudy obozu, a potem prowadził niełatwą drogą do kapłaństwa - mówi ks. Ludwik. - Jak pisał św. Jan Vianney, kapłaństwo jest naprawdę czymś wielkim. Kapłan zrozumie siebie dobrze dopiero w Niebie. Gdybyśmy zrozumieli na ziemi, czym jest kapłaństwo, umarlibyśmy, nie z przejęcia, ale z miłości.
Za łaskę ks. Ludwik uważa to, że kilka dni po prymicjach udzielił ostatniego sakramentu przyjacielowi z dzieciństwa. Razem byli ministrantami, wojna ich rozdzieliła. Spotkał Julka, gdy ten wycieńczony ubeckim więzieniem za przynależność do AK, umierający wrócił w rodzinne strony. Dotąd pamięta czteroletnią dziewczynkę z chorobą Heinego-Medina, którą rodzice przywieźli nocą do kościoła w Miedźnie. Na pytanie - Czy chcesz być ochrzczona? - odpowiedziała płaczliwym głosikiem: - Chcę, chcę. Rodzice nie zdążyli dowieźć jej do lekarza. I jeszcze jedno wspomnienie z pierwszej parafii. Kiedy księdza wzywano w nocy do chorego, kościelny pukał w okno w umówiony sposób. Na wieś szli razem, bo zdarzało się, że ksiądz, który wychodził sam, już nie wracał.
Ks. Ludwik ze wzruszeniem patrzy na neoprezbiterów, którzy tradycyjnie, jedną z pierwszych Mszy św. koncelebrują w Domu Księży wraz z tymi, którzy mają za sobą 40, 50 i więcej lat kapłaństwa. - Ponad 57 lat temu mój rocznik ubogacony łaską sakramentu, także „opuścił swoją barkę”, by iść za Chrystusem i budować Jego królestwo. Spotykały nas burze i nawałnice, ale Mistrz umacniał słowami: „Ufajcie, jam zwyciężył świat”. Czy im będzie łatwiej?
Kiedy z obawą myślimy o przyszłości warto spojrzeć w historię - radzi Ksiądz Kanonik. Koniec XVIII wieku. Francja przeżywa wielki kryzys religijny. Przyszły święty - Jan Vianney, z wielkim trudem dochodzi do święceń, a jednak w Ars ożywia życie religijne, nawraca tysiące ludzi, u kratek jego konfesjonału klękają penitenci z całej Francji, potem z całego świata, w ciągu 20 lat - 100 tys. osób.
- Myślę, że w związku z Rokiem Kapłańskim zostanie odkrytych wiele wspaniałych postaci i wzorów ludzi, których Bóg powołał do kapłaństwa. A przy okazji popłynie do nieba potok modlitw o dobrych i świętych kapłanów - mówi. - Bóg bardzo ceni modlitwę płynącą od nas, słabych ludzi. Pamiętajmy o tym.