„(...) Jeśli mnie atakują, to się nie bronię. Bóg mnie obroni, więc atakujcie. Przecież nie zmienię poglądów z powodu jakichś nacisków. Nie boję się o siebie, ale o Polskę. Jesteśmy narodem, który niesie w Europie chrześcijański etos. Jeżeli to stracimy, to się rozpuścimy w Europie, która idzie w kierunku świata bez wartości. Nie mamy żadnego powodu, by czuć kompleksy wobec Zachodu. (...)”. Któż tak mocno zawierza Bogu? Może jakiś zakonnik spod znaku moherowego berecika? Któż tak szczerze boi się o Polskę, a o polskim narodzie mówi tak pięknie, że nikt nie powinien mieć wątpliwości, iż jest tego narodu gorliwym synem i się z nim utożsamia („Jesteśmy narodem...”)? Może jakiś „kaczysta” lub inny „nawiedzony narodowiec”?
Nie! Przytoczone wyżej słowa padły z ust Johna Godsona, posła-konserwatysty z Platformy Obywateskiej, byłego pastora Kościoła Bożego w Chrystusie, w wywiadzie pt. „Liberałowie z PO podrzucają szczury”, jakiego udzielił Mariuszowi Staniszewskiemu z tygodnika „Do Rzeczy” (nr 6, 4-10 marca 2013 r.). Czy to jednak aby nie przesada - cytować Murzyna z Nigerii, jakiegoś protestanta, polityka partii, której poglądy społeczne i obyczajowe są coraz bardziej lewicowe i libertyńskie, za to coraz mniej w niej przyzwolenia dla swobody gospodarczej, wolności słowa, a nawet wolności sumienia?
Nie uprzedzajmy się zawczasu, bo poseł Godson odważnie mówi o rzeczach istotnych, o których niejeden katolik (z tej czy innej partii, także z Podkarpacia) nie miałby odwagi powiedzieć publicznie - o wartości chrześcijańskich korzeni Europy i Polski, o „terrorze relatywizmu” (tu powołując się na słowa bł. Jana Pawła II), o potrzebie poszanowania i umacniania tradycyjnego modelu rodziny, o grzeszności homoseksualizmu i szkodliwości tzw. związków partnerskich. On po prostu politykę traktuje poważnie i odpowiedzialnie, bo jak w dalszej części wywiadu powiedział: „Życie jest poważne i każdy dzień przybliża mnie do dnia śmierci. Odchodząc chciałbym patrzeć wstecz i podziękować Bogu uśmiechem oraz radością, że tak właśnie żyłem. Życie jest za krótkie, by je marnować na pierdoły. Ono musi mieć sens. Jim Elliot [amerykański misjonarz ewangelicki zamordowany w 1956 r. wraz z czterema współbraćmi podczas akcji ewangelizacyjnej w Ekwadorze - przyp. M.S.] powiedział, że jeśli nie jesteś w stanie umrzeć za to, po co żyjesz, to nie jest to warte, by dla tego żyć. (...)”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu