Reklama

Wywiady

Brak świadomości społecznej – nasz wielki problem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Elżbieta Wieteska-Czechowicz: – Jubileusz 40-lecia posługi kapłańskiej Księdza Prałata przypada w tym roku. Czy Ksiądz dostał też awans? Ks. prał. Józef Maj: – Tak to wygląda… Formalnie jednak będzie to emerytura, realnie natomiast spodziewam się nominacji, czyli dekretu na pierwszego rektora tworzonej właśnie nowej jednostki kościelnej. A 19 lipca 2013 r. kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, powołał mnie na kapelana Towarzystwa Pamięci KL Warschau, obozu koncentracyjnego w Warszawie, który tu był podczas II wojny światowej. Jest to sprawa ogólnopolska. Jeszcze nie wiem, gdzie będzie siedziba, ale chciałbym, aby znalazła się w rejonie starego Mokotowa. – Chciałby Ksiądz Prałat pozostać w swoich stronach? – Można tak powiedzieć, że to moje strony, bo na Służewie w kościele św. Katarzyny głosiłem słowo Boże przez 29 lat i przywiązałem się do parafii, która jest najstarszą parafią w Warszawie. Pierwszy kościół tu zbudowany był równy wiekiem najstarszym kościołom w Polsce: w Płocku i Mogilnie. Tu już w 1065 r. istniał misyjny ośrodek Benedyktynów. Parafię ufundowaną przez księcia Konrada Mazowieckiego w 1238 r. erygował biskup poznański. Pierwszy kościół został spalony przez najeźdźców, ale zachowały się jego fragmenty. Cieszy mnie, że z Bożą pomocą wyremontowałem dolny kościół. Można tu zobaczyć zachowane pozostałe mury z najstarszego kościoła w obszarze miasta, najstarsze mury Warszawy, zbudowane z kamieni połączonych gliną. Architektura i wnętrze kościoła zmieniały się przez wieki. Teraz kościół św. Katarzyny z eklektycznym wystrojem wnętrza tworzy piękną całość. – Przy kościele od strony skarpy stoi figura Matki Niepokalanej. Jakie były jej losy? – To historia sięgająca czasów II wojny światowej. Ten pięknie wykonany odlew figury Matki Niepokalanej umieszczony był na terenie warszawskiego getta, utworzonego przez Niemców. Figura stała przed plebanią kościoła pw. Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim. Tam mieszkał ks. Antoni Czarnecki, skierowany przez kard. Hlonda do pracy w getcie. Figura była darem od fabryki Norblina dla parafii, która znalazła się na terenie getta. Ks. Czarnecki katechizował przy niej, a przychodziło tu dużo Żydów i modliło się. Jak wynika z opisu prof. Hirszfelda, przyjęło tam wiarę katolicką kilka tysięcy Żydów, mieszkańców getta. I kiedy ks. Czarnecki dostał od Niemców nakaz opuszczenia parafii, to do kościoła św. Katarzyny zabrał ze sobą figurę Matki Niepokalanej. Do bramy getta odprowadzała ich wtedy procesja licząca ok. 9 tys. Żydów! Po latach do parafii św. Katarzyny przyjechały z pielgrzymką Żydówki – katoliczki z Hajfy – i pełne wdzięczności, poprosiły mnie o zrobienie i przesłanie fotografii tej figury. Podarowałem im obraz przedstawiający figurę Niepokalanej, który kazałem w tym celu namalować, a potem zawiozłem do Izraela, by miały w swoim kościółku. Ucieszyły się. Kościół św. Katarzyny jest wyjątkowym zabytkiem sakralnym i posiada głęboką atmosferę modlitwy. Tu są ślady historii i martyrologii polskiego narodu. – Po nabożeństwach Ksiądz Proboszcz zapraszał wiernych do świątyni na koncerty połączone z recytacją poezji: krzewił ducha tradycji i patriotyzmu. Dlaczego? – Tak było, w kościele św. Katarzyny popularyzowałem poezję naszych wielkich wieszczów, i Słowackiego, i Norwida… Chciałem,żeby młodzież poznała ich twórczość, nasyconą miłością do ojczyzny. To dlatego też z zapałem gromadziłem dzieciaki przy urnie z ziemią z grobu Norwida, którą poświęcił Jan Paweł II. Kiedy przez prawie trzy miesiące mieliśmy tę urnę u siebie, wówczas w zadziwiający sposób zaowocowały tu spotkania z młodzieżą ze szkół warszawskich i mazowieckich. Przyszły dziesiątki szkół. To było coś pięknego, że przyszło tyle młodzieży. Byłem szczęśliwy. – I co teraz? – Wszystko będzie kontynuowane, tylko przeniesione, bo kard. Kazimierz Nycz traktuje powierzoną mi sprawę rozwojowo. I kiedy jeszcze nie zakończyłem pracy w parafii św. Katarzyny, to on już mi dodał następną kapelanię. Tak, tak… – Niedawno Ksiądz Prałat został odznaczony francuskim orderem państwowym. Skąd ten splendor? – To ciąg dalszy sprawy z 1979 r., gdy w Polsce była trudna sytuacja społeczna i kard. Wyszyński ustanowił mnie oficjalną osobą do kontaktu formalnego z władzami Ambasady Francuskiej. Wtedy sekretarzem Ambasady był pan Jack Faure. Współpracowaliśmy ze sobą owocnie co najmniej 6 lat. I kiedy niedawno odchodził z placówki w Warszawie, złożył wniosek o odznaczenie mnie Narodowym Orderem Zasługi Republiki Francuskiej. Dodam tylko, że moja rodzina ma z Francją relacje od czasów powstania listopadowego. Mój kuzyn, może nie bezpośredni przodek, ale z najbliższej rodziny – Stanisław Maj po powstaniu listopadowym poszedł z gen. Józefem Dwernickim do Francji. Tam się schronił przed rosyjskim odwetem i tam jego rodzina zapuściła korzenie. Jest to już obecność wielopokoleniowa. A i ostatnio wyszperaliśmy w komputerze tablicę pamiątkową Władysława Majewskiego, bo to też nasz kuzyn. My nosimy stare nazwisko Maj, ale ci z naszego rodu, co mieszkali na Mazowszu, zmienili je, bo tu zapanowała w XVI wieku moda na zmianę nazwisk na przymiotnikowe. W Warszawie mam sporo rodziny, ale oni nazywają się Majewscy. To jest moja rodzina, tego samego herbu Starykoń, i ma piękne zawołanie: „Można złamać, ale nie zgiąć”... – Czy Ksiądz Prałat zna język francuski? – Znam nieco francuski… niemiecki, rosyjski, włoski i łacinę. O to zadbali moi rodzice: Wincenty Maj i Janina z Wrublów. I to mi się w życiu bardzo przydaje. Przyznam, że lubiłem uczyć się języków obcych. – W gabinecie Księdza stoi fortepian. Czy Ksiądz gra na instrumencie? – A tak, gram od czasu do czasu. Może nie najlepiej, ale gram! Tej przyjemności nie umiem sobie odmówić. Muzyka daje mi wytchnienie. Ja kocham piękną muzykę i lubię zasiąść do instrumentu, by zagrać dla siebie w gronie najbliższych. Na fortepianie gram od dziecka – i o to też zadbali moi rodzice. – Łatwo zauważyć, że... jest Ksiądz amatorem tabaki. Skąd to upodobanie? – Tabakę zażywam od 48. roku życia, to jest już 22 lata. Miałem przyjaciół: Pawła Dunina i ks. Włudykę, oni chętnie zażywali tabaki i mnie nią raczyli. I tak się stało, że przyzwyczaiłem się. To ziołowa tabaka. Jest tu cynamon, jabłko… Jest w niej dużo ziół, ale tytoniu nie więcej niż 12 proc. Mnie ona smakuje! – Na zdrowie! – Dziękuję! – Gdzie Ksiądz spędził dzieciństwo i młodość? – Pierwszą część życia przeżyłem w Busku-Zdroju, a resztę – w Warszawie. Mój tata, który przed wojną był oficerem w Korpusie Ochrony Pogranicza, pracował w Warszawie przy al. Niepodległości. Kiedy w 1939 r. uciekł z transportu skierowanego przez Niemców do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu – stało się to gdzieś między Pilznem a Krakowem, za miastem, którego na oczy nie widziałem – wtedy usiłował wrócić do stolicy. Ale przypadkiem spotkał po drodze kolegę z zaopatrzenia wojskowego i on ostrzegł tatę, że jest poszukiwany. Dlatego tata nie wrócił do Warszawy, tylko schronił się na Ponidziu, gdzie była nasza rodzina. Tam został, ożenił się. I w tym pokoleniu stoimy dwiema nogami: jedną na Ponidziu, drugą w Warszawie. – Ksiądz przed laty na swej drodze spotkał ks. Jerzego Popiełuszkę. Jaki był ks. Jerzy? – To był mój kolega, przyjaciel – mogę tak powiedzieć i myślę, że nie nadużywam tego słowa. Myśmy się bardzo polubili, naprawdę. Poznaliśmy się w seminarium. I kiedy on miał kłopoty, to ks. rektor Miziołek wysłał mnie do jednostki wojskowej, w której on odbywał służbę wojskową, żeby tam przy nim być. Wtedy zobaczyłem go jako żołnierza. Byliśmy blisko, po pierwsze, poznałem go, a po drugie, jakoś żeśmy się polubili. Ale tak naprawdę to złączyła nas wizja prymasa Wyszyńskiego, dziś sługi Bożego, który w 1979 r. zlecił ks. Jerzemu kapelanię w środowiskach zawodowych, a mnie kapelanię w całej strukturze opozycyjnej, wtedy nielegalnej, konspiracyjnej, z której później powstały organizacje pozarządowe. Byliśmy bardzo blisko, bo tylko nas dwóch otrzymało takie nominacje, ks. Jerzy i ja, on do jednej, ja do drugiej sprawy... – Winni okrutnej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, już błogosławionego Kościoła, szybko wyszli na wolność. Czy to Księdza Prałata nie boli, że kara była zbyt łagodna w stosunku do popełnionego czynu? – To jest w ogóle zagadnienie szersze. Jest to w Polsce problem, o którym pisał już Jan Ostroróg na przełomie XVI i XVII wieku – o wielkiej słabości polskiego życia publicznego co do egzekucji praw. I to jest słabość, która się ciągnie w historii Polski nieustannie. Bo jest u nas prawo, które jest prawem nieegzekwowanym, martwym. Formalnie istnieje na papierze. Mamy zapisy prawne, ale od dawna kuleje egzekucja praw. Natomiast to, co się stało po stanie wojennym, to jest ochrona polityczna przestępców okresu komunistycznego na skutek układu okrągłego stołu. To jest zagadnienie dodatkowe i co do swej natury inne. Historycznie są braki w polskiej egzekucji prawa, a okoliczność bieżąca to osłona zbrodni komunistycznych przez umowy okrągłostołowe. – Staraniem Księdza zbudowano pomnik Męczenników Terroru Komunistycznego w Polsce w latach 1944-56... – 20 lat temu, w 1993 r., odsłoniliśmy ten pomnik. Ale data umieszczona na pomniku nie jest ścisła, bo byli ludzie, którzy wychodzili z więzień w 1959 r., a nawet później. Przecież wojna i partyzantka działała jeszcze do 1964 r. – Pomnik jest na skarpie przed kościołem św. Katarzyny, ma spiżowy krzyż, surowe głazy i rozerwaną kratę… Co skłoniło Księdza do jego zbudowania? – Dwa różne motywy sprawiły, że zająłem się pomnikiem. Po pierwsze – świadomość tego, co się działo na Służewie. I skoro zostałem tu proboszczem, a jest taka straszna prawda o tym miejscu, to chciałem porządnie odnieść się do tych faktów. Po drugie – mam dług wdzięczności wobec całego pokolenia, które wtedy było więzione i mordowane przez komunistów. Mój tata przed wojną był w Korpusie Ochrony Pogranicza, dlatego ja od najmłodszych lat wiedziałem, że to było elitarne wojsko i że tych ludzi nic nie złamało. Ja to wiedziałem od dziecka. I jest to udokumentowane materialnym wyrazem wdzięczności dla tych ludzi. On powstał jakby z potrzeby serca. – Jakie fakty zdecydowały o podjęciu budowy tego pomnika? – Dokładnie to, co wydarzyło się tu w czasach największego terroru komunistycznego w Polsce. O tym dowiedziałem się od pana Skoneckiego, podczas mojej pierwszej proboszczowskiej kolędy w tej parafii, w styczniu 1986 r. Ten pan pierwszy powiedział mi, co się działo na parafialnym cmentarzu na Służewie, przekazał fakty związane z tą straszną prawdą. Zapytał mnie wprost o to, co ja wiem na temat nowego cmentarza przy Wałbrzyskiej. Odpowiedziałem mu, że wiem tyle, ile przeczytałem w dokumentach, nic więcej. Wówczas wyprosił żonę, panią Marię, bo nie chciał jej narażać i opowiedział mi o tajnych pochówkach, które się tu odbywały. – Ile tajnych pochówków się tu odbyło? – On tego nie wiedział, ile ich było... To była wyraźna wypowiedź emocjonalna, bo powiedział wtedy: „Proszę księdza, ja na wszystko księdza proszę, żeby ksiądz nie zapomniał, że to jest drugi Katyń, który był tu, w Polsce!”. – Jest to możliwe? – Aż tak dużo to chyba nie było… w moim mniemaniu. – Czy odnaleziono dokumenty związane z tymi zbrodniami? – Znam jedynie te, które zredagował mój poprzednik na probostwie służewskim – ks. kan. Adam Wyrębowski. Struktura była taka, że ustanowiono niejakiego pana Lesiaka, który odebrał władzę księdzu proboszczowi nad cmentarzem i on tu już dalej rządził… To się stało w 1946 r. Ale proceder zaczął się w 1945 r. Tu po cichu chowano ofiary komunizmu, więźniów politycznych. Niedawno odnaleziono groby na „Łączce Powązkowskiej”. To są ofiary z okresu późnego Stalina i później, z lat 1948-55. Choć sprawa chowania ciał „Na Łączce” na cmentarzu Powązkowskim wymaga wyjaśnienia, bo oni przestali niszczyć ciała... Jaki był powód zmiany taktyki i strategii chowania mordowanych ludzi? My wiemy dobrze, jak oni chowali ofiary na dziedzińcu więzienia przy Rakowieckiej – jeśli można powiedzieć, że „chowali”, ponieważ oni wrzucali ciała pomordowanych do… kloaki. Tak, te ciała likwidowano razem z kałem, no i w ten sposób likwidowano ślady. To była zbiorcza kloaka na podwórzu więzienia... Teraz to więzienie jest skanalizowane, ale kiedyś, za czasów Stalina, w czasach powojennych, tak nie było. To był sposób likwidowania ciał ofiar przejęty od NKWD, metoda rosyjska. Rosjanie wypracowali ją na Sybirze jeszcze za carskich czasów. Rosjanie stosowali metodę likwidacji ciał przez wapno. Wapno rozłoży wszystko, a człowieka w ciągu dwóch lat. Zasypywali ciała wapnem, jak padały deszcze, np. jesienią, a kiedy było sucho, np. zimą – polewali wapnem. Ta metoda wypróbowana na Sybirze, sprawdziła się. I tu, na naszym cmentarzu na Służewie, też ją zastosowali. Podobną metodę stosowali na cmentarzu Bródnowskim, na polach więzienia przy ul. 11 Listopada i przy Wyścigach Konnych. My o tym wiemy. Musiał być jakiś powód, dla którego „Na Łączce” zachowali ciała. Jeszcze nikt tego nie wie. Ale jak się ludzie za to rzetelnie zabiorą, to w przyszłości na pewno zostanie wyjaśnione. – 1 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W roku ubiegłym Msza św. za poległych odbyła się w katedrze św. Jana o godz. 21. Dlaczego uroczystości były o tak późnej porze? – Narodowy Dzień Pamięci ustanowiony został przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w 2010 r., a obchodzony jest od 2011 r. W 2012 r. byłem zaproszony na uroczyste rozpoczęcie tych obchodów przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego do Pałacu Prezydenckiego, ze względu na Łukasza Konrada Cieplińskiego (ps.: „Pług”, „Ostrowski”, „Antek”), ppłk. Armii Krajowej i dowódcy WiN-u, oraz IV Komendę WiN-u, która razem z nim była rozstrzelana (6 osób z Zarządu WiN-u), ponieważ wnieśliśmy jego kandydaturę do procesu beatyfikacyjnego. Oni byli rozstrzelani 1 marca 1951 r. Co do godzin uroczystości, myślę, że na to składają się dwie rzeczy. Nasi bracia i nasze siostry Polacy łatwo oskarżają władzę, a nie ma u nas potrzeby pracy społecznej ani dbałości o pamięć narodową. Uważa się tylko, że to rząd powinien… A może rządowi niekoniecznie jest akurat po drodze… Tu zagadnienie jest szersze, bo brak jest u nas wystarczająco silnej organizacji życia narodowego. Najchętniej zrzuca się to na zastępczą instytucję, jaką jest Kościół. Tak, bardzo łatwo się spycha... I nie ma u nas kultury podtrzymywania tradycji, nie ma kalki świadomości społecznej czuwającej nad pewnymi wartościami życia narodowego. I to jest nasza słabość. Dlatego można nami nawet manipulować, np. mówią teraz o przyjaźni polsko-rosyjskiej, o interesach… To oczywiste, że rządowi nie po drodze z takimi, bo tu był co drugi Ruski lub na rosyjskiej służbie żył. I stąd są tematy niewygodne. Poza tym, nie ma u nas wystarczająco silnej tkanki społecznej, żeby czuwać nad życiem narodowym, jak jest np. u Francuzów. Oni od czasów rewolucji francuskiej mają rządy dziwnie zmieniające się i pokręcone, z tymi i tamtymi, ale tam administracja jest natkana organizacjami społecznymi. Tam żadna rocznica nie przejdzie ot, tak sobie, bo jest silne życie narodowe. Tego u nas brak. – Od kilku lat programy szkolne są okrojone z najnowszej historii Polski i polskiej literatury. Czy to może mieć wpływ na aktywność społeczną młodych pokoleń? – Na pewno tak. Akurat jestem kapelanem Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców, które toczy boje z Ministerstwem Edukacji Narodowej. Jest to w zasadzie jedyna organizacja, która w sposób społeczny co najmniej daje świadectwo innego myślenia. I daje świadectwo oporu społecznego przy wprowadzaniu tej formy edukacji. A przy sprawie edukacji dotykamy niezwykle ważnego i trudnego problemu, jakim jest brak świadomości społecznej. To jest nasz straszliwy problem, bo ostatecznie takie działania Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców powinny być poparte przez solidarność „in gremium” i różne organizacje oraz partie polityczne. A tu i PiS-owi problem wydaje się z księżyca, problemem nierealnym. Tymczasem to jest ważna, wielka sprawa, bo ten brak wykształcenia społecznego wśród ludzi, którzy włączają się w życie społeczne i polityczne, na każdym kroku się uwidacznia. To dlatego popularyzowałem u siebie poezję naszych wieszczów. I byłem szczęśliwy, kiedy w kościele św. Katarzyny miały miejsce piękne wieczory poetyckie Norwida... – ...Autora słów: „Polska to zbiorowy obowiązek!”... – Tak. Bardzo chciałem, by młodzież poznała twórczość Cypriana Kamila Norwida, wielkiego Polaka. Akurat teraz przeżywamy taki dziwny czas, bo ukazują się różne prace o Norwidzie w wielu językach: włoskim, holenderskim, powstaje duże centrum norwidologiczne w Berlinie, w świecie jest ogromne zainteresowanie wielkim poetą Norwidem, a u nas – klops. I dlatego mam taką wewnętrzną złość na ten trend ucieczki od tego, co nasze, wartościowe i piękne. – Czy Księdzu nie przeszkadza, że coraz więcej szyldów sklepów, firm usługowych, kawiarni, reklam ma napisy w obcym języku? – No właśnie… Ja tego nie umiem pojąć. I nie tylko ja tego nie rozumiem. Ostatnio na zaproszenie uczestniczyłem w Krajowym Zjeździe Językoznawców i Dialektologów w Sokółce na Podlasiu. Zjazd zaczął się Mszą św. odprawioną przeze mnie, a później był panel dyskusyjny, w którym wzięło udział wielu znawców z tej dziedziny. Poruszaliśmy bardzo ważne problemy związane z zaśmieceniem języka polskiego. Wszyscy tam obecni uznali, że koniecznie coś z tym trzeba zrobić, i to jak najszybciej, bo tak dłużej nie może być. – Czemu tak się dzieje? – To, co się stało u nas, w Polsce, i dlaczego tak się stało, to jest coś, czego nie rozumiem. A tak jest nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach. Tymczasem jak się pojedzie do Włoch, to są tam miejscowe, regionalne szyldy z napisami po włosku. Jak się pojedzie do Bawarii, to człowiek w mgnieniu oka wie, że jest się w Bawarii. A kiedy pojadę do Francji, do mojego ukochanego masywu górskiego, to od razu wiem, że jestem we Francji – tam wszystko napisane jest po francusku. A u nas… Nastąpiło jakieś znijaczenie swojego, wyparcie przez jakość bez wyrazu... Nam, Polakom, potrzeba ducha odnowy! – Dlaczego duch odnowy Polski jest potrzebny teraz? – Polakom duch odnowy jest bardzo potrzebny właśnie teraz, bo wielkim narodowym problemem jest brak świadomości społecznej! Polacy nie mają ani potrzeby pracy społecznej, ani dbałości o pamięć narodową, bo brak im właśnie świadomości społecznej! Uważam, że w ogóle przy tej tendencji globalnej, która ma na uwadze stworzenie rządów światowych, kosmopolitycznych, nie tylko nasz naród, ale wszystkie narody muszą szybko nadrabiać czas i wypracowywać sobie drogi zachowania i rozwoju swojej duchowości, bo bez tego zginiemy. My, jako naród polski, i inni jako narody też zginą. A taka jest tendencja. Taka tendencja jest w Polsce. I o tym trzeba mówić głośno, póki czas! – Czym jest dla Księdza Prałata wieloletnia działalność na rzecz społeczeństwa? – W Polsce przed laty poeta tak napisał: „Czyń każdy w swoim kółku, co każe Duch Boży, a całość sama się złoży...”. I ja w „swoim kółku” czyniłem, co mogłem.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2013-12-30 14:28

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Światło na drogę

W uroczystość Świętych Piotra i Pawła 29 czerwca ks. Adam Bab przyjmie święcenia biskupie. O nadziejach i zmianach, doświadczeniu młodości i wrażliwości synodalnej Kościoła z biskupem nominatem rozmawia Urszula Buglewicz.

Urszula Buglewicz: Papież Franciszek powierzył Księdzu urząd biskupa pomocniczego archidiecezji lubelskiej. Czy już Ksiądz przyzwyczaił się do tej sytuacji, że jest biskupem?
CZYTAJ DALEJ

W kościołach coraz popularniejsze są ofiaromaty

2024-12-27 07:09

[ TEMATY ]

ofiaromat

Adobe.Stock

W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę. Niektórzy księża decydują się na całkowitą rezygnację z tradycyjnej tacy. To wygodne i służy transparentności finansów Kościoła – powiedział PAP pomysłodawca pierwszego w Polsce ofiaromatu Karol Sobczyk.

Od 2019 r. w polskich parafiach zaczęły pojawiać się ofiaromaty – urządzenia, dzięki którym wierni mogą złożyć ofiarę w formie bezgotówkowej, kartą lub blikiem.
CZYTAJ DALEJ

Pasterka w bazylice archikatedralnej w Przemyślu

2024-12-27 09:35

parafia archikatedralna w Przemyślu

Okadzenie figury Dzieciątka Jezus

Okadzenie figury Dzieciątka Jezus

Tej nocy narodził się Bóg. Radość tej chwili celebrowali mieszkańcy parafii archikatedralnej w Przemyślu podczas pasterki, której przewodniczył abp Adam Szal. Po zakończonej kolacji wigilijnej, rodzinnych spotkaniach i kolędowaniu, centrum obchodów świąt Bożego Narodzenia jest sprawowana o północy 25 grudnia Msza Święta pasterska.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję