Reklama

Kościół

Abp Kupny: zatrzymując się na poziomie zwykłego humanizmu, można uśpić sumienie

Zatrzymując się tylko na poziomie zwykłego humanizmu, można uśpić sumienie. Humanizm zachęca bowiem do szacunku wobec drugiego człowieka; miłość chrześcijańska zachęca do pójścia jeszcze dalej - powiedział PAP zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Kupny.

2025-04-18 07:15

[ TEMATY ]

abp Józef Kupny

Episkopat News

Abp Kupny

Abp Kupny

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

PAP: W centrum obchodów Wielkiego Piątku jest męka i śmierć Chrystusa na krzyżu. Czy mimo upływu ponad dwóch tysięcy lat nie jest on wciąż zgorszeniem i znakiem sprzeciwu dla świata?

Zastępca przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Kupny: Krzyż był znakiem sprzeciwu i takim znakiem pozostanie już na zawsze. A to dlatego, że przesłanie krzyża jest uniwersalne i całkowicie odmienne od promowanych współcześnie postaw i zachowań, takich jak: egoizm, władza za wszelką cenę, kult pieniądza, bezwarunkowe dążenie do przyjemności. Krzyż przypomina, że w ludzkim życiu istnieje również cierpienie, dobrowolne ofiarowanie się za bliźniego, przebaczenie i wreszcie miłość aż do końca. Te wartości często wydają się gorszące dla kogoś, kto szuka tylko prostych rozwiązań. To, że krzyż jest dziś często usuwany z przestrzeni publicznej, staje się dowodem na to, że jego przesłanie jest wciąż znakiem sprzeciwu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

PAP: Po 1989 r. w Polsce w wielu miejscach życia publicznego przywracano krzyż. Jakie to miało wówczas znaczenie? Na ile był to wyraz wiary katolickiej?

Reklama

Abp J.K.: Bez wątpienia miało to znaczenie religijne, ale również społeczne. Było manifestacją radości z odzyskanej wolności po wielu latach komunizmu, który masowo usuwał krzyż z życia publicznego. Krzyż w tamtych latach był traktowany nie tylko jako znak religijny, ale nawiązywał do narodowej tożsamości i tradycji, w której chrześcijaństwo odgrywało znaczącą rolę. Z jednej zatem strony przywracanie krzyży stawało się świadectwem wiary, którą na nowo można było publicznie wyznawać, z drugiej zaś świadczyło o patriotyzmie, który nabierał prawdziwie chrześcijańskiego kształtu.

PAP: Po 25 latach przemian społeczno-polityczno-gospodarczych coraz częściej pojawia się pytanie o miejsce krzyża w przestrzeni publicznej. Na ile on wciąż jest tam potrzebny? Jakie ma znaczenie?

Abp J.K.: To pytanie jest dziś podstawowym tematem debaty społecznej. W zależności od światopoglądu, jego obecność budzi niewątpliwie skrajne emocje, rzutując jednocześnie na relacje państwo – Kościół. Dla wielu osób obecność krzyża w szkołach i urzędach nadal jest ważnym symbolem tożsamości religijnej i kulturowej, który przypomina, że to właśnie Kościół przez długi czas był fundamentem narodowej jedności, szczególnie w najtrudniejszych momentach naszej historii. Z drugiej zaś strony pojawiają się głosy podkreślające, że Polska staje się społeczeństwem coraz bardziej nowoczesnym, wręcz zlaicyzowanym, i obecność krzyża w przestrzeni publicznej to faworyzowanie jednej tylko religii.

PAP: Czy w ocenie arcybiskupa powinno się walczyć o miejsce krzyża w przestrzeni publicznej? Na ile ta walka mieści się w kategoriach dawania świadectwa wiary, a na ile jest już wyrazem walki światopoglądowej czy wręcz politycznej?

Abp J.K.: Pytanie dotyczące walki o miejsce krzyża w przestrzeni publicznej dotyka głębszego problemu relacji pomiędzy religią a państwem, świadectwem a ideologią.

Reklama

Jeżeli krzyż jest obecny w przestrzeni publicznej jako wyraz prawdziwej wiary, a jego obrona odbywa się w klimacie miłości, dialogu i przede wszystkim świadectwa chrześcijańskiego życia, to przybiera to wówczas formę prawdziwej ewangelizacji. A więc nie chodzi tylko o symbol na ścianie, ale o życie zgodne z jego przesłaniem. Natomiast gdy obrona krzyża przeradza się w ideologiczne zmaganie, w którym jedna strona na siłę chce narzucić swoje racje drugiej, to wówczas trudno mówić tu o świadectwie wiary. Prędzej o jakiejś walce o wpływy i władzę. Historia pokazuje, że takie instrumentalne traktowanie religii bardzo szybko prowadzi do jej wypaczenia. Tak więc krzyż ma sens tylko wtedy, kiedy jego przesłanie znajduje odzwierciedlenie w życiu człowieka. Św. Jan Paweł II nauczał, że nie wystarczy mówić o Chrystusie, ale trzeba o nim świadczyć własnym życiem.

PAP: Czy obserwowany obecnie kryzys wizerunku Kościoła katolickiego w przestrzeni publicznej w Polsce nie jest zapowiedzią "Wielkiego Piątku" Kościoła, który znamy?

Abp J.K.: Sądzę, że z jednej strony rzeczywiście można mówić o kryzysie. Jest on niewątpliwie związany ze spadkiem autorytetu duchowieństwa, postępującą sekularyzacją społeczeństwa, ujawnieniem skandali moralnych z udziałem niektórych kapłanów. Wszystko to może być określane jako Wielki Piątek Kościoła. Patrząc jednak oczami wiary, musimy pamiętać, że to trudne doświadczenie Wielkiego Piątku nie kończy dziejów zbawienia. Po nim następuje Zmartwychwstanie. Patrząc na dzieje Kościoła, możemy zauważyć, że przechodził on przez liczne kryzysy, a jednak trwa do dzisiaj. Czy Kościół jest gotowy na zmartwychwstanie? Tak! To stanowi przecież centrum naszej wiary. Dzięki pokorze i skrusze, dzięki autentycznemu świadectwu, otwartości na dialog, odnowa jest możliwa.

Z drugiej jednak strony chcę przypomnieć o niebezpieczeństwie wszelkich generalizacji. To nie jest tak, że cały Kościół znajduje się obecnie w kryzysie Wielkiego Piątku. W wielu przestrzeniach Kościoła dostrzegam znaki nadziei: coraz większe zaangażowanie ludzi świeckich, wielka żywotność grup charyzmatycznych, poważne pytania ludzi młodych o sens ich życia, ogromna solidarność katolików w obliczu różnych nieszczęść.

Reklama

PAP: Co dziś oznacza w naszym życiu pozostać pod krzyżem wraz Maryją i Janem? Do odwagi na których płaszczyznach życia zaproszeni są dziś katolicy w Polsce?

Abp J.K.: Dla każdego człowieka wierzącego oznacza to trwanie przy Jezusie i jego nauce nawet wtedy, gdy chrześcijańskie wartości są negowane i gdy za przyznanie się do nich grozi wyśmianie, jakaś forma społecznego wykluczenia. Łatwo jest być przy Jezusie, kiedy uzdrawia i karmi chlebem tysiące, trudniej, gdy wisi na krzyżu.

Odwaga katolików polega dzisiaj na ich bezinteresownej służbie i świadectwie wiary wszędzie tam, gdzie żyją na co dzień. Łatwo jest modlić się w kościele, kiedy wszyscy myślimy podobnie i nikt nas nie obrazi za wyznawaną wiarę. Ale już w zakładzie pracy? Na ulicy? Na spacerze? W sklepie? Podczas spotkania rodzinnego przy wspólnym stole? W tych miejscach przyznanie się do wiary wymaga już odwagi. Taką odwagę mieli pierwsi chrześcijanie, którzy zachwycali swoim stylem życia w codzienności. Przypomina się tu zdanie Tertuliana, który zachwycony postawą pierwszych uczniów Chrystusa napisał: „Patrzcie, jak oni się miłują”.

PAP: Stając w obliczu coraz większej liczby wojen i konfliktów zbrojnych, coraz częściej ludzie pytają, gdzie jest w tym Bóg. Czy nie zostawił nas samych ze swoją wolnością?

Reklama

Abp J.K.: Trudne pytanie, bo jest to pytanie o obecność i działanie Boga w obliczu zła i cierpienia. Bardzo mocno chciałbym to podkreślić, że Bóg jest zawsze z nami, ale na inny sposób, niż byśmy tego nieraz oczekiwali. On nie wchodzi w nasze życie w sposób autorytarny, aby siłowo powstrzymać zło. On kocha i dlatego respektuje wolność każdego człowieka, nawet jeśli prowadzi ona do złych konsekwencji. Bóg liczy na nas i na naszą wolną wolę. Jeden z filozofów zapytany kiedyś: „Gdzie był Bóg podczas zagłady w Oświęcimiu?" odpowiedział: "Był obecny w przykazaniu: nie zabijaj". A ja dodam, był dręczony i umierał z cierpiącymi.

PAP: Papież Franciszek często zachęca nas do pochylania się nad cierpiącymi i wykluczonymi? Jak zatem przejść z humanizmu do miłości chrześcijańskiej?

Abp J.K.: Humanizm zachęca nas do szacunku wobec drugiego człowieka, wspierania jego praw i walki z nierównościami. To wizja z pewnością ważna i potrzebna. Jednak miłość chrześcijańska zachęca nas do pójścia jeszcze dalej. Nie tylko dostrzega w drugim człowieku ogromną wartość, ale widzi w nim samego Chrystusa. On sam powiedział przecież: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".

Ponadto miłość chrześcijańska wymaga osobistego zaangażowania wobec innych. Łatwo jest przecież wysłać komuś pieniądze, czy po prostu mówić o tym, jak ważne jest pomaganie. Dużo trudniej jest poświęcić swój czas, odwiedzić chorego, porozmawiać na ulicy z bezdomnym, a może nawet spróbować wyciągnąć go z tej biedy.

Ta chrześcijańska miłość jest nie tylko wynikiem naszych własnych starań, ale jest przede wszystkim darem, o który powinniśmy prosić, aby nie zatrzymać się tylko na poziomie zwykłego humanizmu, który paradoksalnie może usypiać nasze sumienie.

Rozmawiała Magdalena Gronek (PAP)

mgw/ aba/ mhr/

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wrocław: Abp Kupny przyjął Wielkiego Księcia Luksemburga

Następcy tronu oraz metropolita Luksemburga przebywają w naszym kraju od kilku dni i w międzyczasie spotkali się z ponad 200-osobową grupą młodzieży z tego kraju, która we Wrocławiu spędza Dni w diecezjach przygotowując się do wydarzeń centralnych Światowych Dni Młodzieży. Wczoraj wspólnie modlili się w Lubiążu, gdzie podczas drugiej wojny światowej znajdował się nazistowski obóz pracy, w którym pracowali m.in. obywatele Księstwa.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Niemal 200 interwencji strażaków; wojsko będzie pomagać w usuwaniu skutków ulewy

2025-04-19 00:17

[ TEMATY ]

pogoda

PAP

Blisko 200 razy wyjeżdżali podkarpaccy strażacy do usuwania skutków burz, które w piątek po południu i wieczorem przeszły nad częścią Podkarpacia. Najpoważniejsza sytuacja jest w gminie Pawłosiów, gdzie do pomocy w usuwaniu m.in. błota skierowane zostało wojsko.

Jak poinformował rzecznik podkarpackich strażaków bryg. Marcin Betleja, interwencje polegały głównie na wypompowywaniu wody z zalanych piwnic, budynków, posesji i na udrażnianiu przepustów drogowych.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję