Pani Niedzielowa wybrała się na zakupy. Chciała w ten weekend zrobić trochę przetworów na zimę. Myślała o konfiturach z wiśni i moreli, kompocie z czereśni i śliwek. Z czerwonej porzeczki zawsze robiła galaretkę, a z czarnych jagód, wekowanych w małych słoiczkach – wyśmienite lekarstwo na dolegliwości żołądkowe. Przebierała więc w koszykach z wiśniami i czereśniami, oceniała wygląd moreli i śliwek. Patrzyła na czarne jagody: jedne owoce wydawały się jej za drobne i nieświeże, drugie – zbyt niedojrzałe i za małe. Wcale nie grymasiła, ale chciała wybrać jak najlepsze. Przecież przetwory mają przetrwać do zimy, dobra jakość jest więc podstawą sukcesu.
Reklama
A poza tym Panią Niedzielową na ryneczku wszyscy znali. Dla sprzedających swoje towary byłoby czymś niestosownym wobec stałej klientki, która zawsze miała dla nich dobre słowo, cierpliwość, wyrozumiałość – nawet jeżeli ktoś chciał jej „wcisnąć” nie pierwszej jakości towar – zarzucać jej złe intencje. Chodziła zatem spokojnie po warzywniaku od stoiska do stoiska, zapamiętując ceny i jakość owoców. Niezdecydowana, co kupić, wybrała w końcu... agrest. Wyglądał dobrze, a w smaku nie był kwaśny – czyli był taki, jaki lubiła rodzina Niedzielów. A że był niezbędny przy zimowych przeziębieniach i gorączce, to rodzina Pani Niedzielowej nieraz korzystała z jego dobroczynnych właściwości. Dlatego również z tego powodu pani domu postanowiła zrobić z niego esencjonalny kompot, odkładając na później plany co do innych przetworów. Zadowolona z wyboru, zagarnąwszy do zakupowej torby na kółkach „agrestowy skarb”, Pani Niedzielowa wolnym krokiem wracała z ryneczku do domu. Po drodze spotkała Panią Jasny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Widzę, że korzystamy z naszego osiedlowego warzywniaczka – zagadnęła Jasny.
– Tak. Jest w czym wybierać, wszystkich się zna i wiadomo gdzie, u kogo i co kupować – odpowiedziała Niedzielowa.
– Właśnie odziedziczyliśmy sporą działkę pod miastem – pochwaliła się nieoczekiwanie Pani Jasny.
– To świetna wiadomość – ucieszyła się Niedzielowa.
– Może posadzimy tam drzewka owocowe. Dobrze by było mieć własne produkty. Własny dżemik... – kontynuowała wątek Jasny.
– Tak, to dobry pomysł. Ale ja nie narzekam, w naszym warzywniaku jest w czym wybierać...
A poza tym po tylu latach wiem, któremu sprzedawcy mogę zaufać i dżemy zawsze wychodzą mi dobre.
Owocna rozmowa obu pań zaprowadziła je niepostrzeżenie pod kamienicę Niedzielów.
– Dziękuję Pani za miłe towarzystwo – zwróciła się do koleżanki Niedzielowa.
– Nie ma za co. Tak rzadko ostatnio się spotykamy... A może dalibyście się namówić do odwiedzenia nas na wsi? Zapraszamy z samego rana... Tak na „dżem dobry”– zażartowała Jasny.
– Na „dżem dobry”– Pani Niedzielowa z uśmiechem przytaknęła, chociaż doskonale wiedziała, że będzie to dżem z supermarketu, a nie własny, który rodzina Niedzielów tak bardzo ceniła.