WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Zamachy terrorystyczne w Paryżu wstrząsnęły całą Europą. Mamy do czynienia z realnymi symptomami „zderzenia cywilizacji”, Panie Doktorze?
DR JAN BURY: – Moim zdaniem, „zderzenie cywilizacji” to jednak tylko książkowa teoria, w dodatku dziś już podważana przez zachodnich naukowców. Po zamachu na WTC w 2001 r. była wykorzystywana do tłumaczenia tego, co się wtedy wydarzyło, a później do uzasadniania globalnej wojny z terroryzmem, która w istocie jest prowadzona przez Stany Zjednoczone i NATO w celu zapanowania nad ważnym geopolitycznie rejonem i – zwłaszcza od 2011 r. – w sposób bardzo znaczący doprowadza do destabilizacji wielu krajów muzułmańskich.
– Po zamachu na paryską redakcję amerykański sekretarz stanu John Kerry powiedział, że mamy obecnie konfrontację nie między cywilizacjami, a między cywilizacją a tymi, którzy z nią walczą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– I właśnie te słowa jednoznacznie udowadniają, że nie ma konfliktu między cywilizacjami, a jest dążenie do hegemonii przez USA.
– Faktem jest, że teraz to Europa drży ze strachu przed islamskimi terrorystami... Kim są ci, którzy dziś podejmują walkę z naszą cywilizacją?
Reklama
– Są oni niejako produktem ubocznym zachodniej cywilizacji, a czasem nawet jej bezpośrednim wytworem. W 2011 r. bojówki Al-Kaidy, których zadaniem miało być obalenie Kaddafiego w Libii, były szkolone i uzbrajane właśnie przez Francuzów! Szczególnie Libijska Islamska Grupa Bojowa (LIFG), która została później przerzucona do Syrii w celu obalenia prezydenta al-Asada. Gdy to się nie udało, te najbardziej radykalne bojówki w 2013 r. wybrały sobie łatwiejszy cel, czyli już zdestabilizowane państwo irackie. W czerwcu 2014 r. 700 bojówkarzy podróżujących toyotami (za które zapłacił amerykański Departament Stanu) bez większych przeszkód zdobyło Mosul, miasto wielkości Warszawy bronione przez ponad 20 tys. żołnierzy i policjantów...
– I mamy tu głównego winowajcę dzisiejszych niepokojów – islamistów, którzy stworzyli ponadterytorialne Państwo Islamskie?
– Tak. Jest to dziś coś w rodzaju „franczyzy” Al-Kaidy, czyli bezpośredni sprzedawca jej idei.
– A te idee są obecnie skutecznie sprzedawane także w Europie...
– Tak. Naukowcy mówią dziś o „nieświętym przymierzu” między radykalnymi muzułmanami, starającymi się destabilizować kraje, w których przebywają, a radykalną europejską antyimigracyjną prawicą, która z kolei od dawna tropi wszelkie zagrożenia z ich strony. Obydwie strony niejako nawzajem się wspierają w budowaniu strategii napięć, w pogłębianiu rozdźwięku i niepokoju w całym europejskim społeczeństwie.
– Na ile cywilizacja zachodnia sama z siebie prowokuje obecnie muzułmańskich ekstremistów? Satyrycy lewicowego „Charlie Hebdo” zawsze naśmiewali się z religii, szydzili z Mahometa nie od dziś...
– Podobnych prowokacji od dawna było już wiele. Film Geerta Wildersa pt. „Fitna” z 2008 r. ukazywał Koran jako źródło nienawiści. W 2012 r. pojawiła się „Niewinność muzułmanów”, zmanipulowany film, który oczernia Mahometa...
– Dlaczego wtedy nie było aż tak radykalnych reakcji, jak to ma miejsce obecnie? „Charlie Hebdo” 2 lata temu szydził z Mahometa znacznie okrutniej niż teraz.
Reklama
– Wtedy były w świecie muzułmańskim masowe protesty, był napad na ambasadę amerykańską w Libii, wydaje się jednak, że bezpośrednie przyczyny tamtego wzburzenia były bardziej polityczne niż religijne... Gdy we wrześniu 2012 r. w tygodniku „Charlie Hebdo” ukazały się wręcz obsceniczne rysunki Mahometa (pokazujące proroka jako aktora w filmach pornograficznych), muzułmanie byli oburzeni, ale – co wydaje się dziwne – nie aż tak bardzo, jak wcześniej, np. w 2006 r. w Danii...
– O czym świadczy ta „dziwność” reakcji?
– O tym, że jest ona w dużej mierze uwarunkowana i sterowana politycznie. Mamy do czynienia z bardzo przemyślanymi atakami, bardzo dobrze przygotowanymi, z świetnie wyposażonymi i przeszkolonymi przez wojskowych profesjonalistów zamachowcami. To nie jest już ten chaos, który prezentowali bojownicy Al-Kaidy w Libii lub Syrii...
– Do paryskich zamachów przyznały się jemeńska Al-Kaida oraz Państwo Islamskie. Zamachowcy byli obywatelami Francji algierskiego pochodzenia, zostali przeszkoleni w Jemenie. Dlaczego zaatakowali właśnie teraz?
– Byłbym bardzo ostrożny w ocenie ich głębszych motywacji i powodów uderzenia akurat teraz na „Charlie Hebdo”. To prawda, że wiele złych emocji nagromadziło się w świecie muzułmańskim i może powoli zaczyna się przepełniać czara goryczy. Ale czy mamy tu do czynienia z prawdziwymi islamskimi terrorystami, tego nie jestem pewien... Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach prawdziwych terrorystów nie ma.
– A może ten obecny terroryzm jest po prostu „nowy”, mniej przewidywalny?
Reklama
– To wcale nie wyklucza jego nieprawdziwości. Patrząc na globalną wojnę z terroryzmem, biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone i Al-Kaida od 2011 r. są niejako sojusznikami, uważam, że mamy dziś do czynienia z terroryzmem dość precyzyjnie sterowanym i precyzyjnie rozniecanym. Patrząc na tych rzekomych terrorystów z Al-Kaidy, biorąc pod uwagę krzywdy, jakich doznają niewinni muzułmanie, muszę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ci dzisiejsi terroryści są albo agentami rządów państw, albo najemnikami.
– Kim zatem są tzw. samotne wilki, czyli młodzi europejscy muzułmanie, których desperacja oraz religijny fanatyzm mogą prowadzić do nieobliczalnych czynów?
– Moim zdaniem, to wymysł zachodnich służb specjalnych. Nie wierzę w zjawisko „samotnych terrorystów”. Za dzisiejszym terroryzmem stoją rządy państw, które finansują, szkolą, wspierają ideologicznie bojowników, a później wykorzystują ich do swoich gier. Także „samotne wilki” mogą być istotnym elementem tej wielkiej gry.
– Europejska lewica jest skłonna tłumaczyć islamski terroryzm przede wszystkim pobudkami religijnymi oraz tym, że imigranci z krajów arabskich są w Europie źle traktowani...
– To jest właśnie także przejaw owego „nieświętego przymierza”; z jednej strony rzeczywiście istnieje zjawisko radykalizacji młodych europejskich muzułmanów, patrzących bardzo krytycznie na degrengoladę lewicowego świata zachodniego, a z drugiej – istnieje antyimigracyjna prawica, która dostrzega zagrożenia – religijne i gospodarcze – ze strony umacniających się w samym sercu Europy społeczności muzułmańskich.
– Można powiedzieć, że niektóre państwa europejskie, głównie Francja, znalazły się dziś w potrzasku? Powinny ograniczyć napływ imigrantów, czy może lepiej o nich zadbać?
Reklama
– Moim zdaniem, w już zaistniałej sytuacji trudno cokolwiek robić. Z pewnością większe wsparcie dla muzułmanów może wywołać w dzisiejszej Europie – mimo tradycyjnie lewicowej przychylności i tolerancji dla obcych – wielkie protesty. Przeciętny Europejczyk już dziś z poczuciem zagrożenia dla swej przyszłości patrzy na wielodzietne arabskie rodziny. A ci imigranci przybywają do lepszego świata z krajów, które są dziś pod względem socjalnym totalnie niewydolne. Tu żyją sobie dość komfortowo, ale też czują się coraz bardziej zagrożeni.
– Przewodniczący polskiego związku religijnego muzułmanów, oceniając obecną sytuację, mówi, że świat zachodni powinien się zdecydować, czy walczy z islamem czy z terroryzmem.
– To prawda. Z pewnością globalna wojna z terroryzmem nie jest walką z islamem, choć przez muzułmanów może być tak odbierana. Dlatego łatwo tu pobudzić religijny ekstremizm, łatwo nim straszyć, zwłaszcza lewicową, zlaicyzowaną Europę. Zamach na lewicowy tygodnik doskonale wpisuje się w ten dość przewrotny scenariusz. Z terrorystami, kryminalistami oczywiście należy walczyć, natomiast niedobrze byłoby, gdyby całe odium spadło na muzułmanów.
– Bo islam nie zagraża dziś w żaden sposób bezpieczeństwu i cywilizacji Europy?
– Islam, jak każda religia, nie nawołuje do przemocy. Zdecydowanie mamy do czynienia jedynie z niebezpieczną instrumentalizacją religii w ramach walki politycznej.
– Nie powinniśmy się zatem bać nawet tych najbardziej radykalnych muzułmanów, tzw. islamistów, mających już swoje państwo i coraz większe wpływy, także w świecie zachodnim?
Reklama
– Ściśle biorąc, chodzi tu o salafitów, którzy odwołują się do czystego islamu z VII wieku, do jego dosłownej interpretacji. Jednak nawet oni sami z siebie nie są agresywni. Zmieniają się w bojowników dopiero w stanie zagrożenia, siłą rzeczy stają się terrorystami i rzeczywiście, jeśli urosną w siłę, mogą być groźni. I to tym bardziej groźni, im bardziej będą pustoszone ich kraje, ich wartości.
– Zachód coraz mocniej powtarza tezę, że świat islamski się radykalizuje; trzeba zatem walczyć z religią.
– Jeżeli świat islamski się radykalizuje, to właśnie pod permanentnym ostrzałem Zachodu, który swym interwencjonizmem zdestabilizował ten rejon świata. W islamie jest faktycznie mowa o świętej wojnie, czyli dżihadzie, ale zawsze jest to tylko i wyłącznie wojna obronna – w obronie islamu i ziemi islamu, jeśli zostanie ona napadnięta. Można zatem dziś mówić, że po uderzeniach Amerykanów na Irak i Afganistan muzułmanie rozpoczęli swój dżihad. Ale generalnie 99 proc. społeczności arabskich martwi się wciąż tylko o to, żeby jakoś przeżyć, nie zajmuje się dżihadem...
– Zajmuje się nim teraz przede wszystkim Państwo Islamskie? Dlaczego jest tak trudne do spacyfikowania przez siły walczące z terroryzmem?
– To rzeczywiście dość dziwne... Nad Irakiem i Syrią nieustannie latają amerykańskie samoloty, a irackie władze wciąż alarmują, że te samoloty koalicji wcale nie bombardują obozów Państwa Islamskiego, lecz przeciwnie – zrzucają im wyposażenie i broń, zaś bomby zrzucają wokół miejscowości kurdyjskich, i to dlatego, że tam patrzą dziennikarze... Jeśli śledzi się w Internecie tego rodzaju doniesienia zachodnich mediów alternatywnych, naprawdę można się martwić o świat.
Reklama
– Świat zachodni bardzo się dziś boi konsekwencji dżihadu, bo – jak twierdzą analitycy – zamachy islamistów nie skończą się nigdy, nawet gdyby ustały zachodnie prowokacje. Istnieje poważna obawa przed marszem świata muzułmańskiego na Zachód...
– To skrajnie pesymistyczna wizja. Powiem tu rzecz niepoprawną politycznie – są na Zachodzie ugrupowania i ruchy polityczne, które by się z tego marszu bardzo ucieszyły, jako że napędzałby on permanentną wojnę, która de facto trwa od 1991 r. (od ówczesnej operacji przeciwko Irakowi zaczął narastać zachodni interwencjonizm w świecie muzułmańskim). Z takiego obrotu spraw cieszy się przemysł zbrojeniowy, korzyści mają firmy świadczące usługi w dziedzinie bezpieczeństwa. W mitycznej wojnie z terroryzmem nie chodzi o walkę z terrorystami, lecz o potężne pieniądze.
– Europa ze swoją cywilizacją, ze swoimi wartościami ma dziś poważne powody, żeby się bać?
– Tak, ponieważ świat islamu traktuje ją jako miejsce degeneracji obyczajowej i degrengolady, a więc miejsce wrogie wartościom islamu, ale też jako źródło interwencjonizmu w świecie islamu. Panujący w niej nurt lewicowy jest odbierany jako źródło zepsucia.
– Europa zatem powinna nie tyle bronić swoich wartości, ile raczej może wrócić do swych religijnych, chrześcijańskich korzeni? Czy wówczas nie musiałaby się bać islamskiego, terrorystycznego zagrożenia?
– Tak. Tym bardziej że Jezus w islamie jest traktowany jako ostatni prorok przed Mahometem i jako taki jest przez tę religię bardzo szanowany. Wyobrażam sobie, że na chrześcijańską Europę muzułmanie patrzyliby zupełnie inaczej... Muzułmanie bardzo szanują tych, którzy też wierzą w Boga. Uważają, że dzisiejsza Europa jest bezbożna.
* * *
Dr Jan Bury
Arabista, ekspert ds. Bliskiego Wschodu, UKSW