Szczęść Boże! Witam Was wszystkich bardzo gorąco w Nowym już 2003 r. Pierwsze święta Bożego Narodzenia, na sposób afrykański, mam już za sobą. Oczywiście żartuję, bo pomimo różnicy temperatur i słonecznej
aury, myślę, że spędziłem je w odpowiedniej dla tych świąt atmosferze radości ze spotkania z Dzieciątkiem Jezus. Nie mieliśmy w kościele choinki, ale była szopka, lampki i figurki przedstawiające Rodzinę
z Nazaretu. Pan Jezus był czarny, ale to chyba normalne, gdy 99% ludności jest tego właśnie koloru. To co mnie zaskoczyło to pieśni. Chór zaśpiewał obok miejscowych kolęd, także nasze - tradycyjne, m.in.
Cicha noc i Gloria in Exelcis Deo. Zabrzmiało to jak w starym, gotyckim kościele. Trzeba przyznać, że chór wykonał je bardzo dobrze i przez chwilę czułem się jakbym był w Polsce. Msza św. trwała oczywiście
trochę dłużej, tzn. prawie 3 godziny, w bardzo gorącej atmosferze śpiewów i tańców. Naprawdę widziałem radość na twarzach wiernych, pomimo problemów, jakie mają ci ludzie na co dzień.
Niestety, sytuacja ekonomiczna pogarsza się z dnia na dzień. Władze nic, ale to zupełnie nic nie robią dla swojego ludu, kłócą się tylko o stołki i starają się aby jak najwięcej wykraść pieniędzy
dla siebie i swoich rodzin. Ludność jest już tak zmęczona, że przestała reagować. Jest w tym coś przerażającego: totalna bezradność i beznadziejność. Najgorszą rzeczą jest brak nadziei, a to chyba dotyczy
większości mieszkańców Kinszasy. I ta ciągła wojna. Pomimo postanowień z Pretorii, które były zawarte pod naciskiem wielkich mocarstw, wojna nie ma końca, a wręcz przeciwnie - walki nasiliły się w ostatnich
dniach. Nie dotyczy to bezpośrednio Kinszasy, raczej wschodniego terytorium kraju, ale ma to swój oddźwięk w sytuacji politycznej i gospodarczej Konga. Przerażające są świadectwa ludzi, którym udało się
przedostać do Kinszasy. Nie chcę Wam opisywać całej brutalności z jaką spotykają się ludzie na terenach objętych rebelią lub okupowanych przez wojska rwandyjskie czy ugandyjskie. Wspomnę tylko, że całe
wioski są palone wraz z ludnością, dzieci są masakrowane, kobiety gwałcone, w tym często i siostry zakonne. Co niektórym z Was może to przypominać II wojnę światową, ale z tego co słyszę przerasta to
czyny komunistów czy nazistów. Między ludnością dochodzi do aktów kanibalizmu, ludzie są łapani, zabija się ich lub obcina im się nogę lub rękę, a następnie wypuszcza, a mięso piecze się na ognisku. Do
czego są zdolni ludzie w skrajnych sytuacjach, nie możemy nawet sobie wyobrazić. Boję się tylko aby dalsze poczynania władz nie doprowadziły do nowego marszu na Kinszasę, a wtedy to już nie chcę sobie
wyobrażać co się może zdarzyć! Modlę się gorąco o pokój i proszę Was o modlitwę za tych biednych ludzi. Ja zawszę mogę wyjechać, ale oni... Najgorsze jest to, że wojska ONZ tylko się przyglądają, zamiast
bronić ludności przed bestialstwem żołnierzy, z których większość to dzieci w wieku 12-16 lat, które są tym bardziej okrutne, bo nie odróżniają swojej wyobraźni od rzeczywistości.
Jak wiemy dla wielkich mocarstw ważniejsze jest zdobycie irackiej ropy, pod pretekstem terroryzmu, niż pokój w Afryce, gdzie w większości państw toczą się wojny, które są popierane przez Francję,
USA, czy inne kraje! Niestety, polityka nie ma nic wspólnego z religią, czy humanizmem, czyli ogólnoludzką moralnością. Ale wróćmy do Kinszasy, gdzie na szczęście ludzie mają jeszcze inne i wcale niełatwe
problemy życia codziennego.
W grudniu deszcze padały dość ulewnie i wiele domów, jeżeli te budynki możemy nazwać mieszkaniami, na terenie naszej parafii znalazło się pod wodą. Było kilka przypadków śmiertelnych, nie wspominam
o stratach materialnych, bo cóż ci ludzie mogli stracić jeżeli prawie nic nie posiadali? Ale nie można popadać w beznadziejność, bo mimo wszystko są ludzie, którzy starają się żyć na ile jest to możliwe,
przecież nie wszyscy są biedni, wielu z nich (10%) ma pracę, wiele kobiet zajmuje się handlem. Życie toczy się swoim biegiem. I to, co mnie bardzo ucieszyło, to fakt, że w miarę możliwości każdy starał
się przeżyć Święta Narodzenia Pana Jezusa w klimacie radości i to, co opisałem na początku tego listu, że niektórzy ludzie szukają i znajdują oparcie w Bogu, modlą się gorąco, mając nadzieję, że może
jutro stanie się cud i ich sytuacja poprawi się choć trochę.
Powitanie Nowego Roku przebiegło bardziej modlitewnie niż święta. Czuwanie rozpoczęło się wraz z nadchodzącym zmrokiem i trwało do godz. 6.00 rano, w międzyczasie, tzn. o godz. 24.00 zaśpiewaliśmy
Chwała na wysokości Bogu a następnie wszyscy uczestniczyli w Eucharystii. Zdziwiło mnie to, że przyszło wielu ludzi z sekt i innych Kościołów chrześcijańskich, nie tylko kościół był pełen ale i cały plac
przed kościołem. Wszyscy chcieli powitać Nowy Rok z Bogiem. Oczywiście tak jak wszędzie część młodzieży bawiła się w barach, czy w domach, ale byłem naprawdę pod wrażeniem, gdy odprawiałem Mszę św. dla
kilku tysięcy ludzi.
Na koniec tego listu mam taką małą prośbę. Otóż na terenie naszej parafii wdowy produkują proszek do prania i mydło, za co mogą wyżywić przez kilka dni swoje dzieci. Niestety nie mają maszyn, nawet
takich najprostszych, które kosztują kilkaset dolarów. Produkują one wszystko ręcznie, co oczywiście pozwala im zarobić co nieco, a maszyny pozwoliłyby im zwiększyć produkcję i przez to zarobić troszkę
więcej. Na dzień dzisiejszy pomagamy im zakupywać produkty, ale widzę, że jest to kropla w morzu potrzeb. Dlatego wraz z modlitwą proszę Was, oczywiście jest to prośba, w miarę możliwości o drobną pomoc.
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany tym projektem, może skontaktować się z o. Janem, proboszczem z Mielnika, który jest moim współbratem ze Zgromadzenia Najświętszych Serc Jezusa i Maryi i który pracował
przez ponad 20 lat w Kinszasie i wie jak przesłać ofiary. Z góry dziękuję, Bóg zapłać wszystkim ludziom wielkiego serca! I przesyłam bardzo upalne pozdrowienia wraz z pamięcią modlitewną.
Pomóż w rozwoju naszego portalu