Reklama

Niedziela Łódzka

Dla nich to trzeba

Z prof. Marianem Głoskiem, łódzkim archeologiem, kierownikiem ekipy, która wytyczyła kształt polskiego cmentarza wojennego w Katyniu, prowadzącym prace poszukiwawczo-ekshumacyjne na Brusie, rozmawia Anna Skopińska

Niedziela łódzka 12/2018, str. VI

[ TEMATY ]

archeologia

Anna Skopińska

Nagroda „Świadek Historii” dla prof. Głoska – czerwiec 2015

Nagroda „Świadek Historii” dla prof. Głoska – czerwiec 2015

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: – Jakiś czas temu głośno było o Brusie przy okazji konfliktu o to miejsce. Mają rację ci, którzy bronią i bronili Brusa przed zrobieniem z tego terenu miejsca pod osiedle?

Prof. Marian Głosek: – Budownictwo w tym miejscu byłoby bardzo kosztowne, bo na Brusie jest jeszcze dużo niewybuchów. Poza tym Łódź ma z jednej strony Łagiewniki, z drugiej strony Tuszyn, więc nie zaszkodzi, by z trzeciej strony było miejsce, gdzie łodzianie mogliby spokojnie wypoczywać.

– Pan, Panie Profesorze, prowadził na Brusie prace poszukiwawcze, więc to jest też miejsce szczególne...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama


– Obszar, na którym znaleźliśmy mogiły, jest dosyć zwarty. To kilkadziesiąt na kilkadziesiąt metrów, które można by wydzielić i postawić tam jakiś monument upamiętniający – zarówno ofiary Intelligenzaktion – niemieckich mordów, jak również rozstrzelania z 1947 r. Do naszych badań w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, na dobrą sprawę, nie było wiadomo nic na ten temat. W 1965 r. co prawda odkryto (i ekshumowano) jedną mogiłę, a szkielety pochowano na terenie Muzeum na Radogoszczu, pod murem od ulicy Zgierskiej. Nie ma żadnego opracowania, poza niewielką i zrobioną na siłę wzmianką w „Głosie Robotniczym”. Wszystko wskazuje na to, że to było jeszcze jedno miejsce egzekucji niemieckiej.
Obok odnalazłem następną mogiłę z tej akcji, ale 10 metrów dalej mogiłę pomordowanych przez Urząd Bezpieczeństwa w 1947 r. Nie mam wątpliwości, że tych czterech, których tam znaleźliśmy, to byli ludzie Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”.

– A on sam? Myśli Pan, że on też tam jest? Czy ten teren dla badań jest już wyczerpany?

– Prokurator Henryk Szwed, który w lutym 1947 roku między 3 a 4 rano został wyrwany ze snu i przywieziony na Brus, by stwierdzić zgon, wskazał miejsce, gdzie jakoby zamordowano i zakopano „Warszyca” i jego ludzi.

– Przeszukaliście to miejsce?

– Bardzo skrupulatnie. Zepchnęliśmy spychaczem warstwę orną próchnicy na głębokość 20-30 cm, a potem każde zaciemnienie – archeolog jest na to wyczulony – sprawdziliśmy. W jednym miejscu znaleźliśmy jakiś ogromny lej, w którym widać ingerencję człowieka na głębokość ponad 2 metry. Może było to spowodowane powtórną ekshumacją? To się zdarzało. Oprawcy, by nie stwarzać precedensu i nie robić miejsca kultu, czasem po cichu potrafili swoje ofiary ekshumować. A w lesie na Aleksandrowskiej, gdzie też rozstrzelano AK-owców, pozwolono nawet ich ciała wyekshumować rodzinom. Niewykluczone, że tutaj też tak z Sojczyńskim zrobiono. Mówi się, i tak wynika z archiwalnych dokumentów, że było ich tam na Brusie rozstrzelanych sześciu, ale w aktach IPN są protokoły, z których wynika, że nie jednocześnie ich rozstrzelano. Najpierw rozstrzelano czterech, a potem dwóch.

– I tych dwóch szukamy nadal...

Reklama

– Tych dwóch to „Warszyc” i jego zastępca, myślę, że dowódca wywiadu. Czy oni tam są? Nie potrafię powiedzieć. Bo przecież czterech znaleźliśmy wcale nie w tym miejscu, które wskazał prokurator Henryk Szwed. Negatywne wyniki badań obszaru wskazanego przez H. Szweda spowodowały, że zaczęliśmy szukać w innych miejscach. Zwrócił naszą uwagę teren za tzw. kulochwytem, gdzie znaleźliśmy najpierw mogiłę rozstrzelanej inteligencji łódzkiej, a potem czterech żołnierzy „Warszyca”. O tym, że byli to żołnierze „Warszyca”, wskazuje łuska pistoletu od tetetki, wyprodukowana w 1943 r. pod Moskwą, a także łuski od pepeszy. Znam takie sytuacje, bo na Wschodzie, w Miednoje, gdzie też pracowałem, znajdowaliśmy łuski w grobie. Oprawcy zbierali je w czapki i wrzucali do mogił. Tylko że na Brusie ich było czterech, a łusek kilkanaście. I tego nie potrafię zrozumieć. Na Brusie sytuacja terenowa jest bardzo skomplikowana, bo 5 metrów od tamtych miejsc znajdują się ogromne doły, gdzie eksplodowały pociski. To były miejsca, gdzie palono ogniska, by unicestwić naboje. Tak robiono po 1945 r. Jak więc pani widzi – teren jest bardzo ciężki, silnie zniszczony, odkształcony. Jeśli w 1947 r. pochowali gdzieś tam Stanisława Sojczyńskiego, to może on tam jest, ale może po prostu wyleciał w powietrze. Bo doły po wybuchach mają po 2 metry średnicy.

– Ale jest sens takich poszukiwań?

– Ja bym jeszcze nie składał broni i próbował szukać. Prokuratorowi Szwedowi do końca nie wierzę. Z tej prostej przyczyny – stary prawnik działał na zasadzie: nie ma ciała, nie ma odpowiedzialności. I nie znaleźliście, to wasza sprawa, ja pokazałem. To nie było nasze pierwsze podejście do szukania Sojczyńskiego. W 1992 r. Andrzej Przewoźnik, gdy został sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, podjął badania na Brusie i zaprosił mnie na nie. Drugi raz poszukiwania odbyły się w 1996 r. W badania te już bezpośrednio byłem zaangażowany, tyle że wtedy kierowaliśmy się całkowicie wskazówkami dostarczonymi nam przez prokuratora H. Dynowskiego i badaliśmy ten teren, który on uważał za stosowny – nic wtedy nie znaleźliśmy. Dopiero prezydent Kropiwnicki jako pierwszy zwrócił się do Uniwersytetu z prośbą o poszukiwania, a potem drugi raz prezydent Zdanowska. W efekcie trafiliśmy na mogiłę ze wspomnianymi czterema żołnierzami. Aż żal było patrzeć, jakie oni mieli buty. To były buty wojskowe, ale zelowane na wszystkie strony, by wytrzymały, jak najdłużej. Więc nie mieliśmy wątpliwości, że to są żołnierze rozstrzelani po 1945 r.

– Ówczesny prokurator wprowadził w błąd, szukaliście na logikę...

Reklama

– Henryk Szwed wskazał miejsce u nasady strzelnicy, a my znaleźliśmy ich po drugiej stronie i – jak się okazało – w miejscu straceń z czasów II wojny. Gdybym chciał ukryć zwłoki na poligonie, to gdzie bym je ukrył? W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych, jako student przeszedłem studium wojskowe. Wtedy pędzano nas po poligonie Brus, dlatego ten teren był mi nieobcy. Za kulochwytem nie można było ćwiczyć ani przebywać. Dobre miejsce. Poza tym ten wielki kulochwyt był kilkakrotnie nadsypywany. Więc pytanie: czy na tej części dosypanej nie ma jeszcze jakiejś mogiły? I nie mówię tu o Sojczyńskim, ale też o straconych w ramach akcji likwidacji inteligencji polskiej.

– Pan by to sprawdził?

– Tym ludziom się to należy. Nie o to chodzi, że to ma być dla nas, że my sobie poszukamy. Zarówno Sojczyńskiemu, jak i tej inteligencji łódzkiej jesteśmy to winni. Przecież do dziś nie wiadomo, gdzie ich chowano. Sądzi się, że także w lesie łagiewnickim. Ale do tej pory nie zrobiono żadnych porządnych badań.

– Takich miejsc, gdzie mogą znajdować się mogiły pomordowanych, jest trochę w okolicach Łodzi?

– Jest. Właśnie m.in. chociażby ten mityczny las łagiewnicki.

– Powiedział Pan, że zwrócił uwagę na ich buty. Tam, w Katyniu, w Miednoje pewnie dużo było takich wzruszeń, ściskających za gardło chwil?

– W 1991 r. brałem udział w rosyjskim terenowym dochodzeniu prokuratorskim, jako jedyny archeolog, więc Andrzej Przewoźnik poprosił mnie o organizację trzech ekip badawczych na Wschód. Ale powiedziałem mu, że jeśli chodzi o Miednoje, to ekipy archeologów nie wyślę. Tam ciała były kompletnie zachowane – kolor oczu, tęczówki, żyłki z zaschniętą krwią, wszystko było widać. W Miednoje jest taka ciężka ziemia, jak koparka wykopała dół i wrzucono tam 300 polskich policjantów, potem popadał deszcz, to wydzielił się tzw. tłuszczowosk, który zabalsamował zwłoki. Nie mogliśmy munduru od munduru odkleić, ale ciała były całe... To była, proszę mi wierzyć, gehenna.

Reklama

– Nie da się tego zapomnieć...

– Nie da się, dlatego nie chciałem dać tam archeologów. Nie byłem w stanie. W końcu wysłałem dwóch archeologów, ale jeden z nich został odesłany z powrotem do kraju. Bo nie wytrzymał, jak zobaczył... Ja też, jak wychodziłem z dołu, to trzęsąc się, czułem się jak pijany. Był tam ks. Zdzisław Peszkowski, i jak widział to, podchodził zawsze ze stułą, i mówił: Synu, to trzeba, dla nich trzeba.

– Prace tam – zmieniają człowieka?

– Myślę, że na zawsze mi to pozostało. Szczególnie Miednoje. Ale jak rozmawiam z moimi ludźmi – a było nas tam ponad 15 osób – to wszyscy oni są skażeni tamtą sytuacją. Niewątpliwie to jest skaza na całe życie. Ja tylko tym się pocieszam, że zrobiłem dobrą robotę. Dlatego nie żałuję wyjazdu tam, bo to trzeba było zrobić. A nie wiadomo, na kogo by trafiło. Różni ludzie, różne metody stosują, nie zawsze adekwatne do sytuacji. A prace należy wykonać z szacunkiem dla nich, w tak bestialski sposób zamordowanych i bezładnie wrzuconych do dołu.

– Przerażające były te zbrodnie?

– Byłem w Twerze, gdzie w podziemiach rozstrzeliwano, byłem w klasztorach w Ostaszkowie, w Starobielsku, Kozielsku. Byłem w okresie, gdy było to jeszcze surowe. Człowiek czuł tę zgrozę ziejącą z tych murów. To było okropne... Zresztą cały Wschód jest taki. Przerażający.

2018-03-21 09:42

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Otton, Lubin i archeologia

Niedziela szczecińsko-kamieńska 27/2014, str. 1-3

[ TEMATY ]

archeologia

Zygmunt Piotr Cywiński

W dniu 13 czerwca br. na terenie gminy Międzyzdroje odbyły się uroczystości związane z 890. rocznicą pierwszej misji chrystianizacyjnej św. Ottona z Bambergu na Pomorzu Zachodnim. Ich pierwsza część zgromadziła uczestników w Sali Teatralnej Międzynarodowego Domu Kultury w Międzyzdrojach i miała charakter wykładowy. Druga część o charakterze religijnym odbyła się w Lubiniu w tamtejszym kościele parafialnym pw. Matki Bożej Jasnogórskiej oraz w miejscu, gdzie we wczesnym średniowieczu wznosiło się grodzisko wolinian. Położone na wysokości 52 m n.p.m., z jednej strony opadające stromo klifem w wody Zalewu Szczecińskiego, z dwóch stron bronione wciętymi parowami ostro wrzynającymi się w ląd, odgrywało we wczesnym średniowieczu dużą rolę, kontrolując wodny szlak handlowy prowadzący ujściem Świny do morza. Obecność bp. Ottona w Lubiniu potwierdzają kronikarze. Żywot z Prüfening podaje: „Umocniwszy zaś wszystkich w wierze Pańskiej, błogosławiony biskup przeprawił się przez Odrę na statku i przybył do pewnego miasteczka zwanego Gridiz, a stamtąd znowu pożeglował do (innego) miasteczka, które zwie się Lubin, położonego nad brzegiem morza; nawróciwszy zaś w obu miejscowościach większą liczbę ludzi, pospieszył z powrotem do mieszkańców Szczecina”.
CZYTAJ DALEJ

O tym, jak Jan Paweł II wprowadził polskie tradycje do Watykanu

2024-12-28 09:56

[ TEMATY ]

Watykan

św. Jan Paweł II

Vatican Media

Ojciec Święty bardzo lubił śpiewać kolędy. Śpiewał głośno i widać było, że bardzo go to cieszy. Kolędowanie w wieczór wigilijny nie trwało bardzo długo, ale dla nas to był dopiero początek. Kolędowaliśmy codziennie aż do Trzech Króli - wspomina drugi sekretarz Jana Pawła II abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, w książce „Najbardziej lubił wtorki. Opowieść o życiu codziennym Jana Pawła II”.

Żywa choinka, szopka, wspólna modlitwa i łamanie się opłatkiem, postna wieczerza w Wigilię 24 grudnia składająca się z 12 potraw oraz puste miejsce przy stole. Cisza pomiędzy Sylwestrem a Nowym Rokiem. Te wszystkie tradycje Papież Polak wprowadził do Watykanu. Przypominamy je w oktawie Bożego Narodzenia.
CZYTAJ DALEJ

UE: W Unii zaczęła obowiązywać wspólna ładowarka do sprzętów elektronicznych

2024-12-28 11:00

[ TEMATY ]

Unia Europejska

Adobe Stock

Od soboty sprzedawane w UE przenośne sprzęty elektroniczne, jak m.in. telefony komórkowe, tablety, aparaty cyfrowe, czytniki, słuchawki, a nawet myszy do komputera, wyposażone muszą być w taki sam port do ładowania, czyli USB-C. Od kwietnia 2026 r. wymogi te będą miały też zastosowanie do laptopów.

W praktyce oznacza to, że konsumenci będą mogli ładować swoje urządzenia jedną ładowarką z wejściem USB-C niezależnie od typu czy marki sprzętu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję