Dziecko do mamy przychodzi nie tylko od wielkiego święta. Dzieli się z nią radościami i smutkami, chce być blisko w ważnych momentach i zwyczajnej codzienności. Nie inaczej jest z miłością do Matki Bożej. Zaproszenie Jej do swojej codzienności stale owocuje. Przedstawiamy cztery zwykłe – niezwykłe historie.
To taki drogowskaz
– W moim przypadku zaczęło się dokładnie od koronacji obrazu Matki Bożej Rokitniańskiej w 1989 r. Wtedy pierwszy raz pojechałem do Rokitna z pielgrzymką rowerową – wspomina ks. Tomasz Sałatka. – Nie przeżyłem jakoś bardzo duchowo tego wydarzenia, miałem wtedy 14 lat, ale jednak związałem się z tym miejscem i później wielokrotnie do niego wracałem. Już po 8 klasie pojechałem z kolejną pielgrzymką rowerową, tym razem ze Strzelec Krajeńskich, i dobrze to pamiętam, bo modliłem o rozeznanie powołania, prosiłem o to Matkę Bożą. Szedłem wtedy do technikum i w tym czasie pojawiły się pierwsze myśli o seminarium.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Matka Cierpliwie Słuchająca towarzyszyła ks. Tomaszowi przez te wszystkie lata aż do dziś. – Kiedy Rokitno weszło do mojego życia, to już zostało. Był czas, kiedy z ekipą jeździliśmy tam, żeby pomagać księdzu kustoszowi – trochę pracowaliśmy, trochę służyliśmy jako ministranci. Właśnie tam po raz pierwszy byłem insygniarzem, do dzisiaj mam zdjęcie z pastorałem bp. Pawła Sochy – opowiada. – Dla mnie jako księdza bardzo ważne jest to, że Rokitno stało się dla mnie miejscem, w którym mogłem dopytać o swoją drogę. Kiedy podczas studiów seminaryjnych miałem urlop dziekański, też udawałem się przed Cudowny Obraz, żeby pomodlić się i zapytać, w jakim kierunku mam iść. To właśnie w Rokitnie ostatecznie poczułem pewność co do mojego powołania. Tutaj też przeżywałem rekolekcje przed święceniami diakonatu. Dla mnie to jest miejsce, w którym wciąż na nowo odkrywam drogę mojego życia. Tu jest mój drogowskaz. Do dzisiaj lubię tam przyjeżdżać, szczególnie w okresie, kiedy nie ma wielu pielgrzymów, żeby pomodlić się przy Matce Bożej.
Jak w domu
Po latach różne wydarzenia zacierają się w pamięci, zostaje czasem tylko wspomnienie atmosfery albo jakiejś szczególnej chwili czy osób, które stały obok. To właśnie takie detale czynią każdą historię wyjątkową i niepowtarzalną. – Czas, w którym odbywała się koronacja Matki Bożej Rokitniańskiej, był dla mnie szczególny z wielu powodów. Świeżo skończyłem 18 lat i 4 czerwca mogłem już brać udział w pierwszych wolnych wyborach. To było tak wielkie przeżycie, że zostało we mnie do dzisiaj – mówi ks. Dariusz Gronowski. – Jeśli chodzi o samą uroczystość koronacji, to przyjechałem do Rokitna dzień wcześniej. Teraz już dokładnie nie pamiętam, co się wtedy działo, ale na pewno było to jakieś wydarzenie dla młodzieży. Pamiętam za to, że mieliśmy nocleg na polu namiotowym i wciąż potrafię pokazać, w którym miejscu to było.
Podczas samej uroczystości jako przedstawiciel młodzieży dziękowałem bp. Józefowi Michalikowi. Oczywiście biorąc pod uwagę całą koronację, moje podziękowanie nie było niczym ważnym – ale dla mnie osobiście to było coś wielkiego.
Reklama
Ważne uroczystości z pewnością służą też temu, że w człowieku budzi się poczucie bycia częścią większej całości. – Na pewno już wtedy, kiedy miałem 18 lat, miałem świadomość, jak ważnym miejscem dla naszej diecezji jest Rokitno. Kilkakrotnie szedłem tam w pieszej pielgrzymce ministrantów z Gorzowa. Również było to dla mnie ważne miejsce ze względu na wrześniowe dni wspólnoty Ruchu Światło-Życie, które się tam odbywały. Tak więc koronacja nie była początkiem mojej więzi z Rokitnem, ale też nie była końcem. Dzięki niej moja świadomość jeszcze bardziej wzrosła i później również bywałem tam często – podkreśla ks. Dariusz. – Cieszyłem się bardzo, gdy pracując w „Aspektach”, jeździłem na różne materiały do Rokitna właśnie. Do dzisiaj, kiedy przychodzę do kościoła, klękam przed obrazem i mówię: Mamo, jestem. To sanktuarium jest dla mnie czymś w rodzaju domu. Poczucie macierzyństwa Maryi przeżywam dość intensywnie.
Taki był Jej plan
Żeby związać się z Maryją, wcale nie potrzeba jakichś spektakularnych wydarzeń. Czasem wystarczy przyjechać na rekolekcje. I nierzadko w domu Matki spotyka się ludzi, którzy stają się dla nas ważni. – Pochodzę z Gorzowa, a mój mąż Mirek z Żar. Poznaliśmy się w Rokitnie we wrześniu 1998 r., a dokładnie na schodach przed Domem Rekolekcyjnym. Odtąd związani przyjaźnią jeździliśmy na oazy do Tylmanowej, a w ferie zimowe przez 13 lat zawsze do Maryi Rokitniańskiej na Kamuzo (Kurs Animatora Muzycznego Oazy – przyp. red.) – opowiada Bogusława Plaszczyk. – Do końca nie jestem w stanie ocenić wpływu Maryi na nasz związek, ale wiem, że taki był Jej plan. Uważam też, że o dobrego męża trzeba się modlić jeszcze przed ślubem. Ja tak robiłam, kiedykolwiek byłam u Matki. Jestem pewna, że bez formacji oazowej, rozmów z księżmi w tym miejscu, bez cennych przyjaciół tu poznanych, a co najważniejsze bez Jej matczynej opieki nie bylibyśmy teraz tym, kim jesteśmy: rodzicami, katechetami, dobrym małżeństwem.
Reklama
Matka Boża Rokitniańska zaproszona do życia rodzinnego towarzyszyła im też w trudnych momentach. – W 2016 r. nasza córka miała wypadek. Miesiąc spędziliśmy w szpitalu w Poznaniu. Kiedy ona spała, ja się modliłam, kiedy była na badaniach, zabiegach, to tylko Różaniec dodawał sił. Dziś Hania jest zdrowa. Kilka dni po powrocie do domu akurat wypadała pierwsza sobota miesiąca i wtedy właśnie odbył się nasz dziękczynny wyjazd do Rokitna.
To jest Mama
Piękne jest rozpoczęcie nowego etapu w życiu przed obliczem Matki. To się zdarzyło w dniu ślubu Joanny i Jakuba Jęczmionków. – Dlaczego ślub w Rokitnie? Na pewno jeden z powodów był taki, że tam się z Asią poznaliśmy, więc dla nas obojga to było miejsce wyjątkowe. Pamiętam, że byłem bardzo wzruszony, kiedy przed ślubem był odsłaniany obraz – mówi Jakub. – Przed Matką Bożą Rokitniańską klęczeliśmy wielokrotnie, zwłaszcza przy okazji rekolekcji diakonijnych. Najpierw osobno, kiedy jeszcze nie byliśmy parą, a później już wspólnie. I miałem w życiu momenty, kiedy powierzałem konkretne sprawy Maryi. Zawsze dawało mi to wewnętrzny spokój i ukojenie. Rokitno to duża część mojego życia.
Dobrze jest często odwiedzać ukochaną Matkę, ale ważne jest też, by o Niej pamiętać, kiedy jest się daleko. – Teraz mieszkamy w Warszawie, mamy małe dziecko, więc przyjazd do Rokitna jest dla nas kłopotliwy. Choć myślę, że już dawno nie byliśmy u Matki Bożej i chyba już by się przydało. Ale w naszym domu wisi ikona Matki Bożej Rokitniańskiej – prezent ślubny od naszego księdza moderatora, który zresztą nam w tym dniu błogosławił. Nasz półtoraroczny syn Edek pokazuje czasami ten obraz i mówi: Mama. A przecież na tym wizerunku Maryja jest bez Dzieciątka. Nie mam pojęcia, skąd on to wie – ale wie, że to jest Mama.