Są frazy, na dźwięk których nie pozostaniemy nigdy obojętni. Pełne emocji, związane z pięknem i głębią narodzin Pana kolędy, choć żyją dosyć krótko, to jednak kiedy już się pojawiają w otaczającej nas przestrzeni, bezgranicznie władają naszymi sercami.
Każdy ma swoje refleksje, w które kolędy są wpisane jak obecność bliskich, ważne wydarzenia, chwile miłe i niemiłe. Kolędy stają się w pewien sposób nami, a nasze czyny – kolędowaniem. Nic więc dziwnego, że na ich piękno nie pozostali głusi wielcy twórcy, którzy przez cytat bądź daleko ingerujące w oryginał cytowanie umieścili to kolędowe granie jako element większej układanki: symfonii, scherza czy organowej fantazji. Aby zdać sobie sprawę, jak wszechobecne są kolędy w naszym życiu, warto sięgnąć do niedawno opublikowanej pracy dr. Rafała Rozmusa (Instytut Muzyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej), który badał przenikanie kolęd do literatury muzyki kompozytorów polskich w pierwszych sześciu dekadach po II wojnie światowej. Wnioski są bardzo zaskakujące. Otóż takie zasłuchanie w nasze związane z Bożym Narodzeniem melodie zainspirowało 65 kompozytorów (a zapewne nie jest to wyczerpana lista), którzy opublikowali 617 kompozycji odwołujących się do kolęd i pastorałek.
Oczywiście, kiedy mówimy o takim zjawisku, nie sposób nie zacząć od Fryderyka Chopina, którego cytat kolędy Lulajże, Jezuniu z ujmującego pięknem Scherza h-moll op. 20 to ikoniczny wręcz przykład takiego kolędowego zapożyczenia. Pojawienie się kolędy przypisuje się samotności i tęsknocie Chopina, który tworzył scherzo w Wiedniu, ponoć właśnie w okolicy świąt. Drukiem Scherzo Pour Le Pianoforte, op. 20 ujrzało światło dzienne 1 lutego 1835 r. za sprawą paryskiej oficyny Moritza Adolfa Schlesingera i rozpoczęło swój pochód przez sale koncertowe świata. I jak zauważył Artur Bielecki, który opisał to dzieło na potrzeby Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, jest to jeden z nielicznych cytatów w literaturze Chopinowskiej. Utwór szybko się ukazał nakładem kolejnych wydawnictw, nomen omen w jednym przypadku z podtytułem Le Banquet Infernal (Piekielny bankiet), zapewne z racji karkołomnych od strony technicznej fraz. Sam Robert Schumann skwitował to dzieło słowami: „W co ma się przystroić powaga, jeśli już żart przyobleka się w ciemne welony?”. Do tego czasu scherzo było traktowane jako forma żartobliwa, filigranowa... Do tego czasu.
Przeskoczmy kilka epok, by znaleźć się w domu Krzysztofa Pendereckiego, dokładnie w Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy to maestro zasiadł nad papierem nutowym, aby skreślić pierwsze frazy II symfonii – z racji pojawiającej się w niej kolędy Cicha noc nazywanej Pastoralną. O ile przywołane przykłady można nazwać sztandarowymi, to kolędy pojawiają się także w wielu innych kompozycjach nam współczesnych. Jak choćby w Cassazione per Natale Zbigniewa Bujarskiego (Anioł pasterzom mówił), podobnie jak w preludium organowym, w którym dla kolędy Mizerna, cicha kontrapunktem staje się Bóg się rodzi. Dalej – w Fantazji pastoralnej Mariana Sawy, w której usłyszymy Anioł pasterzom mówił, W żłobie leży, Gdy śliczna Panna czy Jezus malusieńki. Wśród nocnej ciszy słyszymy u Stanisława Hadyny. I tylko tajemnicą pozostanie, jak pierwsze dwa takty Wśród nocnej ciszy trafiły do III Symfonii F-dur op. 90 Johannesa Brahmsa (II część), nomen omen tej samej, która w III części zawiera motyw z hitowego „Love of My Life” Carlosa Santany i Dave’a Matthewsa.
O potrzebie istnienia muzyki w liturgii nie trzeba nikogo przekonywać. W przededniu wspomnienia patronki muzyków kościelnych – św. Cecylii warto przypomnieć, że śpiew liturgiczny to nie tylko sztuka, ale przede wszystkim modlitwa. Bo jak mówił św. Augustyn: kto śpiewa, dwa razy się modli
Nie lubią, gdy mówi się o nich: występują. Oni posługują. Swoim śpiewem chcą pociągać innych do modlitwy i pokazywać piękno Pana Boga. Dotykać nie tylko zmysłów, ale też serc – i swoich własnych, i ludzi, którzy ich słuchają. Choć z pewnymi rotacjami w składzie, śpiewają razem od 8 lat. A wszystko się zaczęło od zachwytu pewną dominikańską scholą...
2025 lat temu nastała pełnia czasu. Od chwili Wcielenia żyjemy w tej pełni. Jako chrześcijanie mamy obowiązek w tę pełnię każdego dnia niejako się zanurzać i w nią wchodzić, stając się synami Bożymi i dziedzicami nieba - powiedział abp Marek Jędraszewski podczas tradycyjnej Mszy św. pasterskiej w katedrze na Wawelu.
W homilii metropolita krakowski zauważył, że treść pełni czasów została rozwinięta w liście św. Pawła do Galatów, w którym Apostoł Narodów wskazuje na skutki narodzenia Bożego Syna, a w liście do Efezjan nadał temu przyjściu na świat Bożego Syna wymiar prawdziwie kosmiczny. Przed pełnią czasów - jak wyjaśniał - czas jawi się jako „chronos” - przemijanie i zdążanie ludzi do śmierci. Gdy Zbawiciel przyszedł na świat, los człowieczy nabrał zupełnie innego znaczenia. - Chrystus przyszedł na świat, abyśmy byli dziećmi Bożymi. Abyśmy byli dziedzicami nieba - mówił abp Marek Jędraszewski, zwracając uwagę na fakt, że nowa sytuacja człowieka jest tak radykalna, że odtąd czas liczy się według szczególnej cezury-granicy, jaką jest przyjście Chrystusa na świat - święty czas kairós. - Ciągle liczy się ten czas, nasz czas, od narodzin Chrystusa. To chrześcijańska, zatem nasza era. Era naszych wartości, wyznaczonych przez święty czas kairós, określonych wolnością dzieci Bożych. Poczuciem, że jesteśmy przeznaczeni do życia wiecznego, ludźmi, którzy żyją już innym kształtem wolności ducha. Wolności polegającej na zdążaniu do prawdy, a to zdążanie wypełniane jest nowym kształtem miłości - wskazywał metropolita krakowski.
W święta Bożego Narodzenia niektóre media na siłę szukają pomysłu na „ugryzienie tematu”. Nie bardzo wiedzą o czym pisać, nie czują tematu, więc kombinują.
Ten największy z portali komercyjnych wybrał uzyskiwanie na tradycje świąteczne, głównie fakt spędzania ich z rodziną z powodu „trudnych pytań”, jakie mogą czytelnicy usłyszeć i opłatka, przy którym trzeba się jakoś na siebie przez chwilę otworzyć. Czytając to miałem różne myśli, ale jedna z nich przebijała mi się najbardziej: współczucie. Jest mi jakoś szczerze żal tych, którzy z takim przerażeniem podchodzą do spotkań wigilijnych i łamania się opłatkiem. Oczywiście jak ilość rodzin w Polsce, tak i sytuacji może być wiele, a z rodziną nieraz wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu, jeśli jednak duży portal internetowy poświęca temu „problemowi” całą górę swojej strony, to może rzeczywiście dla wielu dziś to poważne wyzwanie. To jednak kwestia dotykająca rzeczywistości dużo szerszej niż tylko wigilii Bożego Narodzenia i okresu Świąt, ale świata, w którym żyjemy, w którym we wszystkim musimy iść po łatwiźnie, a gdy z kimś bliskim się poróżnimy, to nie szukamy okazji do pojednania. Czy jednak nie po to właśnie są takie zwyczaje, jak łamanie się opłatkiem? Jest to nie tylko chrześcijańskie, ale też mądre, by przed wspólnym posiłkiem przypomnieć sobie po co się spotykamy (czytanie Pisma Świętego), pomodlić się i pojednać, zamykając sprawy trudne i życząc sobie wszystkiego, co dobre.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.