Po odbiór darów przyjechała s. Jana Lypivska ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Misjonarek, która w rozmowie wspominała pierwsze chwile wojny na Ukrainie. – To było straszne, nie wiedzieliśmy co robić, gdzie uciekać, niektórzy ludzie siedzieli w piwnicach po tygodniu i więcej. Bomby leciały wszędzie. Później opanowałyśmy swój strach i zaczęłyśmy działać ze świadomością, że tym ludziom trzeba pomóc. Dziś żyjemy w strachu i obawie o każdy dzień. Wojna dotyka nas tak, jak i całą Ukrainę. Są przerwy w dostawie prądu, ciepła, trudno o żywność czy ciepłe ubrania. Jest problem z oświetleniem, stąd potrzebne są latarki, agregaty i baterie. Ponadto nie ma wody. W tej chwili najpilniejsze sprawy to pomoc uchodźcom wewnętrznym oraz opieka nad osobami starszymi i wielodzietnymi rodzinami. Ta pomoc jest dla nas bezcenna, bo mamy bardzo dużo uchodźców i osób potrzebujących pomocy. Mamy nadzieję i wierzymy, że z pomocą Bożą wszystko wytrzymamy – powiedziała.
Dar miłosierdzia
Siostra Jana dziękowała wszystkim, którzy wsparli mieszkańców Ukrainy w jakikolwiek sposób. – Staramy się pozyskiwać dary z różnych źródeł. Najwięcej pomaga nam Polska. Polacy tuż po wybuchu wojny zaoferowali swą pomoc i nie przestali pomagać przez kolejne miesiące. Jesteśmy bardzo wdzięczni za okazane serce, za wsparcie i zrozumienie, za miłosierdzie względem naszego narodu – dziękowała.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W pomoc włączyli się oczywiście parafianie i otworzyli swoje serca na drugiego człowieka – zaznaczyła Agnieszka Złamańska. – Inicjatywa, która wyszła od proboszcza znalazła ogromny odzew, z czego bardzo się cieszymy. Ja osobiście łączę się z tymi ludźmi, dlatego by im pomóc, poświęcam swój czas, swoje środki. Ja wiem, że tutaj mam wszystko, a im przez wojnę wielu podstawowych rzeczy brakuje. Chce się więc z nimi podzielić i zapewnić ich, ze nie są sami – powiedziała. – Nasza pomoc to kontente dary, w konkretne miejsce, dla konkretnych potrzebujących ludzi. W akcję włączyła się wspólnota „Przyjaciół Oblubieńca”, działająca przy parafii św. Jerzego oraz wielu ludzi dobrej woli, którym los bliźnich nie jest obcy – dodała Ewa Fusiarz.
Wyjść naprzeciw
– W Żmerynce na Podolu (diecezja Kamieniecko-Podolska) posługę duszpasterską pełni mój kolega ze studiów, ks. Witalij Woskobojnik. Podczas rozmów wyklarowała się idea, by wesprzeć ofiary wojny, jaka toczy się na Ukrainie. Nie chcieliśmy, by była to jakaś przypadkowa, nieprzemyślana pomoc. Naszym celem było wsparcie tym, co konkretnie jest potrzebne, ponieważ widzimy konkretnego człowieka i słyszymy o konkretnych realiach. Przedstawiamy wiernym, którzy chcą pomóc tę sytuację i wspólnie działamy – wyjaśnia ks. Roman Sawic.
– Świąteczna pomoc jest wyjściem naprzeciw obecnym potrzebom i sytuacji. Na Ukrainie nie ma prądu, są duże przerwy w dostawach energii, więc są potrzebne urządzenia, które będą podtrzymywały zasilanie i funkcjonowanie mieszkania choć przez krótki okres czasu, urządzenia do ładowania telefonu czy latarki. Zebraliśmy środki finansowe w kwocie ok. 10 tysięcy zł, które w porozumieniu z ks. Witalisem oraz z ludźmi, którzy znają się na tym od strony technicznej, zamówiliśmy specjalistyczny sprzęt, dokładnie taki, jaki jemu tam jest konkretnie potrzebny, aby mógł podtrzymać zasilanie – dodał ks. Sawic.
Z pozostałych środków zostały zakupione kołdry, ręczniki, koce. Parafianie przynosili również latarki, baterie, powerbanki czyli wszystko to, co teraz na Ukrainie jest szczególnie potrzebne. Wcześniejsza pomoc dotyczyła głównie artykułów spożywczych i higienicznych oraz artykułów dziecięcych, a także wyposażenia dla strażaków.