Lubelski wolontariat, który obchodzi srebrny jubileusz, może cieszyć się długą listą pięknych inicjatyw, a przede wszystkim wielką liczbą oddanych „ochotników miłości bliźniego”. Po ćwierćwieczu ma w swoich szeregach nie tylko młodzież licealną i studentów, ale także osoby dorosłe i spore grono emerytów.
Włoskie korzenie
Wolontariat w naszej diecezji i regionie ma włoskie korzenie za sprawą Stasia Gawrońskiego. Jesienią 1999 r. ukazała się w Polsce jego książka pt. Ochotnicy miłości bliźniego. Staś – takie imię ma w paszporcie – to Włoch spokrewniony z bł. Piotrem Jerzym Frassatim i polską rodziną Gawrońskich. Był koordynatorem półmilionowej rzeszy wolontariuszy pomagających przy organizacji Jubileuszu Roku 2000 w Rzymie. Przyjechał do Lublina i dzielił się doświadczeniem włoskiego wolontariatu, bardzo ściśle powiązanego ze strukturami kościelnymi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W tym samym czasie św. Jan Paweł II ogłosił przesłanie do wolontariuszy całego świata – Miłość najwspanialszą formą ewangelizacji – w którym zawarł pochwałę dla wolontariatu jako owocnego sposobu realizacji Ewangelii. Tekst papieskiego orędzia trafił do wszystkich parafii w naszej diecezji. Przy lubelskim kościele Świętego Ducha powstała także pierwsza forma organizacyjna, czyli Stowarzyszenie Centrum Wolontariatu, z zapisem w statucie o „kształtowaniu czynnej postawy miłości bliźniego inspirowanej wskazaniami Ewangelii”.
Od dzieci po dalekie Indie
Reklama
Początkowo wolontariusze zagościli w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie, największej placówce tego typu we wschodniej Polsce, gdzie blisko tysiąc pacjentów czekało na gry, zabawy i konkursy. Pod koniec ubiegłego wieku nowym i masowym zjawiskiem stali się uchodźcy, przybywający na Lubelszczyznę po wojnach Rosji z Czeczenią; przebywali wówczas w kilku ośrodkach. Do nich wolontariusze przyszli z pomocą w nauce języka polskiego i załatwianiu codziennych spraw w nowej rzeczywistości. Wkrótce zorganizowane grupy wolontariuszy pojawiły się także w więzieniach, schroniskach dla nieletnich przestępców i przy bezdomnych, a także w szpitalach psychiatrycznych.
Chęć ofiarnej służby dla potrzebujących zaczęła też przyciągać osoby dojrzałe, a nawet całe rodziny. Marta Buczkowska usłyszała o trudnej sytuacji ludzi bezdomnych i zaczęła w swojej kuchni gotować co tydzień 30 litrów zupy. O pomoc przy transporcie poprosiła córkę, a ta zabrała ze sobą swoją córkę i tak powstał tercet wolontariacki: babcia, córka i wnuczka. Zgodnie z zasadą sformułowaną przez papieża Franciszka, że horyzont solidarności nie zna granic, lubelscy wolontariusze udawali się na dalekie misje. Lekarka Magdalena Rojek przez kilka miesięcy posługiwała wśród trędowatych w indyjskim Jeevodaya, Ewa Pankiewicz, psycholog, pracowała wśród ubogich w kubańskiej diecezji Santa Clara.
W więzi z Kościołem
Siostry zakonne i księża towarzyszyli i towarzyszą wolontariuszom od chwili rozwoju tej idei. Biskup Adam Bab zaczynał jako wolontariusz przy usuwaniu skutków powodzi na Powiślu, księża Tomasz Adamczyk i Tadeusz Liminowicz wspierali trudną młodzież i osoby z problemami psychicznymi. Jedną z pierwszych sióstr zakonnych, wyrosłą z szeregów wolontariuszy, jest franciszkanka s. Honorata Kidaj, dwie inne trafiły do zgromadzenia Misjonarek Miłości. Siostry Białe czy Franciszkanki Misjonarki Maryi nadal pojawiają się wśród uchodźców i bezdomnych. Wolontariat rozwija się również w kołach lubelskiej Caritas. Zasiane przed laty nasiona ochotnej służby bliźniemu owocują do dzisiaj, a wolontariat jest otwarty na każde kochające serce i gotowe do pracy dłonie.