Jednym z największych wyzwań stojących przed Polską po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. było scalenie w jeden organizm państwowy trzech dawnych zaborów, które miały zupełnie inny porządek prawny, monetarny, gospodarczy. Problem dotyczył także administracji kościelnej, szczególnie na kresach wschodnich i w dawnym zaborze pruskim, którego ziemie powróciły do Rzeczypospolitej. Uporządkowania i nowego otwarcia wymagały też relacje odrodzonego państwa polskiego z Kościołem katolickim. Rozwiązaniu tych kwestii miał służyć konkordat podpisany 100 lat temu między Polską a Stolicą Apostolską. Przyjęty został mimo protestów wyrażanych przez niektórych polityków ówczesnej lewicy, ale i przy oporach części episkopatu.
Porządki po zaborach
Gorącym zwolennikiem podjęcia prac nad konkordatem był nuncjusz apostolski w Polsce Achilles Ratti. Już na początku 1919 r. przygotował on nawet projekt takiej umowy i rozmawiał o tym z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim. Obydwaj uznali jednak, że do sprawy należy wrócić, gdy wyłoniony w pierwszych wyborach Sejm uchwali konstytucję. Piłsudski, choć wywodził się z kręgów lewicy niepodległościowej, nigdy publicznie nie krytykował Kościoła, uczestniczył oficjalnie w Mszach św. i nabożeństwach, doceniał i podkreślał rolę duszpasterstwa wojskowego, a ponadto powszechnie był znany jego kult do Matki Bożej Ostrobramskiej. Gdy jego współpracownicy doradzali mu, aby utworzyć w Polsce, na wzór anglikański, niezależny od Watykanu kościół narodowy, kategorycznie się temu sprzeciwiał. Rozumiał doskonale rolę, jaką Kościół katolicki odgrywał w dziejach Rzeczypospolitej. Z nuncjuszem Rattim łączyły go więzy przyjaźni, również wtedy, gdy ten został w lutym 1922 r. wybrany na papieża i przyjął imię: Pius XI.
Pomóż w rozwoju naszego portalu