Po parku jasnogórskim biegała mała dziewczynka, 7-9 lat. Na ławeczce siedział starszy pan, obok leżała podróżna torba. „Dziadku, bardzo smaczne te obwarzanki” - zawołała uśmiechnięta
dziewczynka. „Chodź, Haniu, napij się herbatki” - odpowiedział starszy pan. Wyjął z torby termos i nalał małej do plastikowego kubka. „Patrz, mamy jeszcze
kanapki z serem, trzeba to zjeść”.
Spoglądałem na tych pielgrzymów z zaciekawieniem, biła od nich jakaś radość. Widząc moje zainteresowanie (siedziałem na sąsiedniej ławce), starszy pan odezwał się do mnie: „Jesteśmy
z Lublina. To moja wnuczka. Wie pan, miałem firmę, zbankrutowałem w zeszłym roku. Nie mogłem dojść do siebie, ale już się pozbierałem. Żona choruje do dzisiaj. Zabrałem małą do Częstochowy,
pociągiem. To taki mój krótki urlop, na tyle mnie stać, tzn. na kanapki i na te obwarzanki też - dodał ze śmiechem. - Wie Pan, co jest najciekawsze? Jak miałem firmę,
jak mi szło, kupowałem tej małej mnóstwo prezentów. Drogich i przeważnie niepotrzebnych. Była ciągle niezadowolona. Teraz, jak nas dopadła bieda, mogę jej kupić tylko te obwarzanki. I widzi
Pan, jak jej smakują, jak się cieszy? Zadziwiające, co?” - uśmiechnął się.
Pożegnałem się i poszedłem do domu. I tak sobie myślę, czy to naprawdę zadziwiające? A może zachowanie małej Hani jest na wskroś oczywiste. Przecież ty, miły Dziadku,
dałeś jej coś więcej, nie tylko obwarzanki. Dałeś jej swój czas, uśmiech, opiekę - słowem serce. To, czego chyba zabrakło przy tamtych prezentach.
Pytacie, gdzie ślady Ewangelii? Są, są. Bardzo wyraźne. Poszukajcie...
Pomóż w rozwoju naszego portalu