Ona i on
Henryka Moszczyńska pochodziła z ziemiańskiej rodziny, mającej mały majątek nad Wierną. Był to dom z tartakiem i urokliwym młynem (uwieczniono go na ślicznym obrazku,
wiszącym w kieleckim domu pani Henryki). Stare fotografie mówią same za siebie: była piękną, czarnowłosą kobietą i taką zapewne ujrzał ją Edward - młodziutką praktykantkę
tuż po maturze.
On pochodził z Hajnówki, z ziemi białostockiej, choć jego rodzina osiadła potem w Suchedniowie. Ojciec był kolejarzem. Edward uczył się w seminarium nauczycielskim
w Kielcach i w szkole podchorążych w Grudziądzu. Po odbyciu praktyk w różnych szkołach, rozpoczął pracę w Bolminie. Władze oświatowe szybko
dostrzegły jego talenty, powierzając mu kierownictwo bolmińskiej szkoły. - Pięknie śpiewał, cudownie grał na skrzypcach, prowadził chór - wspomina Henryka Lulko.
- Miał talent krasomówczy i organizacyjny. Był przystojny i ujmujący, ale to, co nas zbliżyło, to podobny stosunek do życia, specyficzne wychowanie, a najdobitniej
mówiąc - poczucie patriotyzmu.
Henryka pochodziła z rodziny o tradycjach piłsudczykowskich (do dzisiaj ważne miejsce wśród jej fotografii zajmują te z Marszałkiem).
Pobrali się w 1937 r., w wiejskim kościółku w Bolminie. Któż mógł przypuszczać, że okres szczęścia mierzony jest tylko na dwa lata...
Z zachowanych portretów ufnie patrzą w przyszłość: piękni, radośni i promienni. Te ich portrety! Mają w sobie tyle wdzięku…Wpisane niejako w stały
poczet pamiątek objętych wspólnym słowem - symbolem: „Katyń”. Pewnie dlatego pani Henryka i jej najbliżsi napotykają je znienacka podczas wystaw katyńskich. Wśród zachowanych
fotografii jest i ta, zrobiona przed domem w Bolminie. Ubrana w jasną sukienkę kobieta siedzi w naturalnej pozie i tuli do siebie niemowlę, owinięte
w becik, a za jej plecami stoi zawadiacko uśmiechnięty, zabójczo przystojny kawalerzysta (Do kawalerii nie brano byle kogo - z dumą podkreśla H. Lulko).
Maleńka córeczka państwa Lulków ma zaledwie dwa i pół miesiąca, gdy ojciec w sierpniu 1939 r. zostaje zmobilizowany do wojska. Najpierw VIII Pułk Ułanów w Krakowie,
potem X Pułk Strzelców Konnych w Łańcucie.
Zaginiony
Miesiące wojenne upływają bez wieści o Edwardzie. Henryka nie traci nadziei, wysyła kartki, poszukuje jakichkolwiek śladów. Nie chce bezczynnie spędzić okupacji (w tym czasie przebywa u rodziców
na wsi), wstępuje więc do konspiracji. Jest łączniczką i sanitariuszką AK w okolicach Małogoszcza - obecnie w stopniu podporucznika. Ale o sobie i swoich
sprawach mówi krótko, lakonicznie. - Tu nie o mnie chodzi, tylko o męża, o Katyń… Zresztą, czy ludzkie słowa są w stanie oddać tamten ból, z rzadka
rozjaśniany nadzieją? Wylałam tyle łez, że mogłabym się w nich wykąpać - wyznaje ze smutkiem Henryka.
W czasach powojennych Henryka Lulko mieszka w Kielcach i jako urzędniczka pracuje w bankowości - aż do emerytury. Oficjalna wersja o losie jej męża
- w obawie przed UB - głosi, iż zginął podczas wojny obronnej Polski w 1939 r. Ale Henryka od chwili, gdy coraz więcej informacji docierało o mordzie
w Katyniu, prawie nie ma złudzeń.
Otwiera opasły tom książki Mord w Katyniu i na stronie 158 odnajduje nazwisko ppor. Edwarda Lulko, ur. w 1912 r., zamordowanego strzałem w tył głowy.
- Napisał, że czuje się dobrze... Mój Boże. Może zresztą czuł się nieźle. Oni przecież do końca nie przypuszczali, że tak skończą, w takiej mogile…
Henryka Lulko jest związana ze środowiskiem Rodziny Katyńskiej w Kielcach. W miarę sił - a ma już 86 lat - stara się uczestniczyć we wszelkich
uroczystościach, także tych pod pomnikiem ofiar Katynia. Jest tam nazwisko jej męża. Umieściła je również na rodzinnym grobowcu z informacją: „Zginął w Katyniu”.
* * *
13 kwietnia 1943 r. Niemcy informują o odkryciu w Katyniu masowych grobów polskich oficerów. Po dwóch dniach moskiewskie radio i Agencja TASS dementują te
„bezwstydne kłamstwa” i odpowiedzialność przerzucają na Niemców.
17 kwietnia 1943 r. rząd polski zwraca się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie zbrodni katyńskiej. W maju w Katyniu badania prowadzi zorganizowana
przez Niemców komisja ekspertów, która ustala, że zwłoki zostały pochowane wiosną 1940 r., czyli przed zajęciem tych terenów przez Wehrmacht. W 1943 r. rząd sowiecki powołuje tzw.
Komisję Burdenki, która ma udowodnić, że zbrodnię popełnili Niemcy. W tym celu rozkopano groby i podrzucono do nich gazety z datami z drugiej połowy 1941 r.,
czyli już po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej i zajęciu tych terenów przez Niemców.
13 kwietnia 1990 r. TASS opublikowała oświadczenie potwierdzające, iż zbrodni na polskich oficerach dokonało NKWD.
Pomóż w rozwoju naszego portalu