Reklama

Mongolia - nie tylko step (3)

Zanim tu przyjechałam, Mongolia wydawała mi się nieosiągalnym i niemal legendarnym miejscem, gdzieś na krańcu świata. Ile razy czytałam w Dziejach Apostolskich (1, 8): „gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” - tyle razy Mongolia była jednym z tych miejsc, które kojarzyły mi się z określeniem „krańce ziemi”. Teraz jednak stała się centrum „mojego świata” i zupełnie nie dziwi mnie, że Rafał z Małgosią tak głęboko wtopili się w tutejszą rzeczywistość.
A ojciec Kim Stefano? Czy on również identyfikuje się z tym miejscem? Jaki dystans musiał pokonać w swoim myśleniu, aby się tu znaleźć? Te i inne pytania przychodzą mi do głowy, gdy spotykamy się codziennie i z tak bliska mogę obserwować jego pracę. Chciałabym mu zadać przynajmniej niektóre, umawiamy się więc w końcu na specjalną rozmowę. W środowe popołudnie wchodzę do jego biura i zastaję go opatrującego jednemu z chłopców ranę odniesioną na boisku. Za chwilę chłopiec wychodzi i możemy spokojnie usiąść. Mamy czas do wieczornej Mszy św.

Niedziela toruńska 3/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stanisława Iżyk-Dekowska: - O. Stefano, nie jest Ojciec członkiem żadnego zgromadzenia misyjnego, lecz księdzem diecezjalnym. Jak to się stało, że znalazł się Ojciec tu - na misjach w Mongolii?

O. Kim Stefano: - Należałoby zacząć od historii. Mój przyjazd tutaj stał się możliwy dzięki pewnej zmianie, jaka dokonała się w Kościele. W roku 1957 papież Pius XII napisał encyklikę Fidei donum. Zwrócił się w niej do biskupów z prośbą o wysłanie pewnej liczby księży diecezjalnych na misje. Chodziło o wyjście naprzeciw potrzebom Kościoła afrykańskiego. Od tego czasu zaczął się nowy styl w misjonarstwie. Wcześniej w pracę misyjną zaangażowane były tylko zgromadzenia misyjne. „Propaganda Fidei” przydzielała poszczególnym zgromadzeniom określone terytoria do pracy misyjnej. Ten system został zmieniony, szczególnie po Soborze Watykańskim II, który zasugerował, aby partykularne Kościoły pomagały sobie nawzajem. Zatem księża diecezjalni, pozostając wszczepieni w swoją diecezję, mogą stać się darem danej diecezji dla nowego, rodzącego się wśród pogan Kościoła. Nazywani są misjonarzami fidei donum.

- W takim razie jak Ojciec stał się misjonarzem „fidei donum”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Pewnego dnia Biskup mojej diecezji zwrócił się do wszystkich księży z pytaniem, czy ktoś z nas chciałby wyjechać na misje do Mongolii. I ja się zgłosiłem.

- Dlaczego Ojciec odpowiedział na wezwanie swojego Biskupa? Czy wcześniej Ojciec myślał o misjach?

- Chociaż jestem księdzem diecezjalnym, myślałem o życiu misyjnym. Na moją decyzję składa się kilka wątków. Byłem wychowany w starej koreańskiej parafii, założonej 150 lat temu przez francuskiego misjonarza z Paryża. Kiedy byłem małym chłopcem, często podchodziłem do tablicy upamiętniającej jego pracę i myślałem: Kim on był? Dlaczego przyjechał tak daleko? Zatem najpierw pewne doświadczenie z dzieciństwa. Później - w seminarium - jeden z wykładowców, o ile pamiętam również ksiądz diecezjalny, pracował jako misjonarz w Papui-Nowej Gwinei. Kiedyś powiedział: „Pewnego dnia jeden z Was też zostanie misjonarzem”. Pomyślałem - może to ja. Do tej pory sądziłem, że jako ksiądz diecezjalny mogę pracować tylko w swojej diecezji. Teraz jednak zacząłem się zastanawiać i stawiać sobie pytania. Po pewnym czasie moja diecezja wysłała mnie na studia do Rzymu.

- Co Ojciec studiował?

- Misjologię.

- Czyżby to był Ojca wybór?

Reklama

- Nie. Biskup poprosił, abym wypisał kilka kierunków, które chciałbym studiować. Sporządziłem więc listę preferowanych przeze mnie specjalizacji i na ostatnim miejscu dopisałem jeszcze misjologię. Biskup powiedział: „Będziesz studiował misjologię”. W pierwszej chwili nie chciałem, ale będąc seminarzystą, nie mogłem odmówić. W ciągu trzech lat moich studiów w Rzymie dużo rozmyślałem. Często rozważałem wielki nakaz misyjny Jezusa „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19). Coraz wyraźniej zaczynałem odnosić to do siebie. Gdy Jezus założył pierwszy Kościół, to ten Kościół wysyłał misjonarzy. Wszyscy jesteśmy naśladowcami Jezusa. Ksiądz parafialny też jest misjonarzem, jak każdy uczeń Jezusa. Dzięki studiom misjologicznym mogłem odnaleźć tożsamość księdza diecezjalnego, który jest misjonarzem. To duży dar dla mnie. Dlatego też było mi łatwo zaakceptować inne miejsce. Tu, gdzie teraz jestem, jest moje miejsce. Tu mnie Bóg posłał. Różnice nie są tak ważne.

- Czy to znaczy, że mógłby to być równie dobrze jakikolwiek inny kraj?

- Na początku chciałem jechać do Korei Północnej. Było to pierwsze miejsce, o którym myślałem, ponieważ nie musiałbym się uczyć języka. Mógłbym też głębiej prowadzić pracę apostolską. Jednak pytałem Boga, gdzie chce mnie mieć, gdzie jest to właściwe dla mnie miejsce. W drugiej kolejności myślałem o jakimś innym kraju, gdzieś w Azji, mogłyby to być np. Chiny. Nie myślałem natomiast w ogóle o Mongolii. Kiedy studiowałem misjologię, to widziałem, że w Mongolii jest 0,00... % chrześcijan (śmiejemy się). To moja historia.

- Skoro okazało się, że będzie to jednak Mongolia, ile czasu zajęły przygotowania do wyjazdu?

- Dwa miesiące. Wcześniej pracowałem 3 lata w parafii w Korei Południowej. Do Mongolii przyjechałem w Wielki Piątek Roku Jubileuszowego 2000.

- Jakie były początki pobytu Ojca tutaj? Nie znał Ojciec języka, prawda?

Reklama

- Byłem „wolnym” misjonarzem, trochę tu, trochę tam. Pytałem innych, czy mogę w czymś pomóc. Najważniejsze było nauczenie się języka. W ciągu 2 lat, zanim została stworzona ta parafia, nauczyłem się języka i poznałem pracujących tu misjonarzy. Uczyłem się, przyglądałem, rozmyślałem. Byłem „wolnym” misjonarzem, ale też „więźniem” miłości. Poznałem wielu bardzo dobrych ludzi z Mongolii, bardzo miłych, uprzejmych.

- Z jakimi trudnościami spotkał się Ojciec w pracy, kiedy już opanował język i utworzył tę parafię?

- Najtrudniejsze rzeczy nie pochodzą z zewnątrz, ale z wewnątrz. Mam na myśli moją osobistą drogę duchową. To jest mój krzyż. Zaakceptowałem go. Nie napotkałem żadnego większego problemu z zewnątrz, natomiast wewnątrz niekiedy przeżywam trudności. Kiedy jestem wypełniony pokojem, wszystko jest dobrze, rozumiem ludzi, mogę zaakceptować wszystkie dzieci, rozmaite trudności, zepsute ogrzewanie, kłamstwa... Kiedy mam pokój wewnątrz, mogę wszystko przetrwać. Kiedy jednak tracę pokój, wszystko staje się trudne. W takich sytuacjach czasami czuję się samotny, gdyż nie mam takich osób, z którymi mógłbym o tym porozmawiać, ponieważ nie jestem w żadnym zgromadzeniu. Gdy spotykam innych misjonarzy, widzę różnicę. To, co dla mnie jest dużym problemem, dla nich jest drobiazgiem. Kiedy oni mają duży problem, mnie nie wydaje się to niczym szczególnym. Nasze odczucia się nie pokrywają, więc nieraz czuję się samotny. Myślę jednak, że czasem taka samotność jest potrzebna. Wiem, do Kogo mam pójść. To jest dla mnie dobry punkt. Gdybym miał wielu przyjaciół, próbowałbym się opierać na nich.

- Tymczasem „szczęśliwy, komu pomocą jest Bóg Jakuba, kto ma nadzieję w Panu, Bogu swoim (...)” (Ps 146, 5).

Reklama

- Bóg zesłał mi też dobrych przyjaciół, choć nie tak, jak ja to sobie wymyśliłem. Są to, oczywiście, Rafał i Małgosia, nasi pracownicy, cała moja tutejsza rodzina. Są dobrym darem Boga dla mnie. Czasem, gdy byłem zniechęcony, również nasze dzieci dawały mi nadzieję.

- Bóg posyła ludzi, aby nas pocieszać.

- Tak jest. Więc gdyby Jezus zapytał mnie teraz, czy jestem szczęśliwy, odpowiedź brzmiałaby - tak. To jest bardzo ważne dla mnie. Kiedy odpowiedź brzmi - tak, wtedy mam pokój. Kiedy odpowiedź brzmi - nie, są dni, kiedy nie mam pokoju. Czasami myślę, że Bóg przysłał mnie tutaj nie tylko, żeby zmienić życie Mongołów, ale również mnie samego. On chce także mnie prowadzić przez tę pracę. Kiedy tak myślę jak teraz, mam pokój.

- A marzenie Ojca związane z rozwojem Kościoła mongolskiego?

- Moją pracą jest pomoc nowo narodzonemu Kościołowi w Mongolii. Mam nadzieję, że pewnego dnia Kościół mongolski stanie się żywą wspólnotą chrześcijańską. Chciałbym również doczekać chwili, kiedy ktoś zakorzeniony w tutejszym języku i kulturze mógłby dobrze głosić Ewangelię. Potrzebujemy mongolskiego księdza. Ja, jako obcokrajowiec, mam pewne ograniczenia i trudność w tym, aby dotknąć głęboko niektórych problemów. Mając taką nadzieję, mieszkam z dziećmi i modlę się, żeby wśród nich lub tych, którzy tu przychodzą, pojawił się ktoś, kto zechce w ten sposób służyć Jezusowi.

- Moglibyśmy teraz bardziej szczegółowo porozmawiać o życiu Ojca parafii, ale przyszedł czas na modlitwę. Za chwilę Eucharystia.

- Modlitwa jest tym, czego tu w Mongolii najbardziej potrzebujemy. O taką właśnie pomoc proszę i doceniam każdego, kto w taki sposób chciałby wesprzeć naszą misję przekazania Dobrej Nowiny o zbawieniu narodowi mongolskiemu.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czym jest celibat? Kard. Grzegorz Ryś wyjaśnia

2024-11-16 10:31

[ TEMATY ]

Kościół

miłość

klerycy

charyzmat

celibat

kardynał Grzegorz Ryś

archidiecezja łódzka

Kard. Grzegorz Ryś z klerykami

Kard. Grzegorz Ryś z klerykami

- Celibat to nie tylko kwestia przepisów prawnych. W momencie, kiedy ksiądz ustawia sobie celibat na poziomie prawa, można powiedzieć, że już należy się wyłącznie za niego modlić. Celibat jest charyzmatem, a każdy charyzmat jest miłością, celibat jest miłością do Kościoła - mówił do kleryków kard. Grzegorz Ryś. Metropolita łódzki, na początku pierwszego roku formacji WSD, tradycyjnie, spotkał się alumnami roku propedeutycznego.

Kard. Grzegorz Ryś, dziś rano, przewodniczył Eucharystii w kaplicy seminaryjnego domu formacyjnego w Łasku - Kolumnie.
CZYTAJ DALEJ

Cierpienia młodego Polaka

[ TEMATY ]

depresja

Karol Porwich/Niedziela

Ponad 2,5-krotnie zwiększyła się liczba prób samobójczych podejmowanych przez polską młodzież na przestrzeni ostatnich 8 lat.

Okazuje się, że samobójstwa są jedną z najczęstszych przyczyn zgonów wśród młodych Polaków. Tylko w minionym roku każdego tygodnia co najmniej dwie młode osoby umierały w wyniku skutecznej próby samobójczej. Oznacza to, że ponad 100 dzieci i młodzieży w akcie desperacji odebrało sobie życie. Najmłodszy samobójca miał zaledwie 8 lat, ale psychologowie odnotowali myśli samobójcze już u 6-latków. Zazwyczaj jednak to osoby w wieku 13-18 lat targają się na swoje życie. Według szacunków badaczy, liczba prób samobójczych jest 10-15 razy większa niż samobójstw zakończonych zgonem, a jeszcze liczniejsza jest grupa osób, które pogrążone w czarnych myślach każdego dnia zastanawiają się nad odebraniem sobie życia, lecz z różnych powodów tego nie czynią. Są one potencjalnymi samobójcami, których przed ostatecznym krokiem chroni tylko ledwo tlący się płomień nadziei, że nie wszystko jest bez sensu, że jeszcze jest szansa na szczęśliwe życie. Co zrobić, aby ten płomień nie zgasł? Jak uratować osobę, która chce odebrać sobie życie?
CZYTAJ DALEJ

Ósmy Światowy Dzień Ubogich

2024-11-16 14:01

Biuro Prasowe AK

    Rozpoczęły się obchody Światowego Dnia Ubogich. W Archidiecezji Krakowskiej potrwają one od 15 do 17 listopada.

Ich zwieńczeniem będzie niedzielna modlitwa w bazylice Mariackiej pod przewodnictwem metropolity krakowskiego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję