Obserwacje polskiej sceny politycznej, a zwłaszcza prac Sejmu i Senatu, niejednokrotnie dają wrażenie, że historia lubi się powtarzać. Mamy początek XXI w., a wiele zdarzeń
przypomina w. XVII i XVIII, kiedy w Polsce obowiązywała „złota wolność” i wynikające z niej prawa kardynalne. Stanowiły one podstawę ówczesnego
ustroju, a należały do nich: wolna elekcja, liberum veto, prawo wypowiadania posłuszeństwa królowi, szlachecki przywilej wyłączności do sprawowania urzędów i posiadania ziemi.
Zatrzymajmy się na dwóch z tych praw. Liberum veto (z łac. „wolne nie pozwalam”) było prawem pozwalającym jednemu posłowi na zerwanie sejmu i unieważnienie wszystkich
jego ustaw, także wcześniejszych. Notabene weszło w życie 9 marca 1652 r. Tę zasadę szybko zaczęto wykorzystywać w rozgrywkach politycznych między skłóconymi obozami czy wielkimi
rodami magnackimi. Władcy uciekali się do tej praktyki, aby uniknąć niewygodnych dla siebie dyskusji i postanowień, a obce państwa mogły dość swobodnie interweniować w wewnętrzne
sprawy Rzeczypospolitej.
Współczesne liberum veto przejawia się przede wszystkim w korupcjogennym systemie wyborczym, który oparty jest na tzw. ordynacji proporcjonalnej. System ów jest zły z tego powodu,
że w zasadzie odbiera obywatelom możliwość kontroli nad posłami. „Przedstawiciele narodu”, wcześniej umieszczeni wg partyjnego klucza na listach wyborczych, stają się niejako klientami
czy wręcz zakładnikami partii politycznych. Trzeba dużo osobistej determinacji, aby się z takiej zależności uwolnić. W praktyce to partie, a nie obywatele, wybierają posłów.
Nie należy się więc dziwić sporej niechęci Polaków do angażowania się w podejmowanie decyzji politycznych (frekwencja wyborcza około 50%). Tak wybrany sejm nie cieszy się społecznym zaufaniem.
Decyzje przez niego podejmowane, w odczuciu większości społeczeństwa, nie mają na względzie poprawy bytu obywateli, a jedynie troskę o własne dobro. Liczne, bardziej czy
mniej głośne afery ostatnich lat, blokowanie dróg, mównicy poselskiej, czy też przegłosowywanie ustaw głosami jednej tylko partii (podobno demokratyczne), jak żywo przypominają sytuację sprzed wieków.
I drugi przykład: wyłączność sprawowania urzędów. Czy uwłaszczenie dawnych władców PRL-u, ogromne dysproporcje płacowe, brak możliwości dostępu do ważnych stanowisk przez przeciętnego obywatela, niemożność
znalezienia pracy bez znajomości i układów tego nie przypominają? Tak właśnie odbierane jest przez wielu ewentualne kandydowanie na urząd prezydencki pani J. Kwaśniewskiej (sukcesja władzy).
Przysłowie mówi, że historia jest nauczycielką życia. Dzisiejsza Polska i jej polityczno-administracyjne funkcjonowanie jest równie niewydolna, jak w czasach rodzenia się Konstytucji
3 maja. Nasi przodkowie podjęli trud (chociaż spóźniony - rozbiory) naprawy państwa. Dziś, w perspektywie niedalekich wyborów do Parlamentu Europejskiego i naszych nowych władz,
stajemy przed podobnym wyzwaniem. Odpowiedzialność za Ojczyznę przymusza nas do większej roztropności, a zarazem aktywności w dziele naprawy współczesnych błędów. Historia
lubi się powtarzać. Bądźmy mądrzy i nie pozwólmy, aby powtarzała się w tym, co jest złe.
Pomóż w rozwoju naszego portalu