Na miły Bóg, życie nie tylko po to jest, by brać (...)
i aby żyć, siebie samego trzeba dać.
Stanisław Sojka
Dziewiąta rano - zbieramy się, by ugotować kakao, dopracować plan dnia i pomodlić się o mądre wybory w rozstrzyganiu problemów... Dzieci już przed dziesiątą czekają,
by wejść... Zaczyna się kolejny dzień w Świetlicy Środowiskowej przy Duszpasterstwie Akademickim „5” pełen wyzwań dla nas opiekunów - wolontariuszy.
Dzieci jest około trzydzieściorga w wieku od 5 do 17 lat - każde inne, każde wymagające bardzo indywidualnego podejścia. Początkowo nieufnie wypróbowują nas, jak zareagujemy na daną
sytuację. Ich szacunek i zaufanie w dużej mierze zależy właśnie od tego, jak przejdziemy tę próbę. Na ich akceptację trzeba sobie zasłużyć. Nie jest jednak dla nich ważne czy ktoś
ma komórkę, markowe ubrania, czy samochód, najważniejsze jest ile uwagi, miłości im ofiarowuje. Dzieci te często są zranione emocjonalnie i nie potrafią przyjmować pozytywnych komunikatów,
nikt ich tego nie nauczył... Często boją się zaufać, by nie zostać odrzuconym. Doświadczenie cierpienia w ich kilku-, kilkunastoletnim życiu jest często bogatsze niż nas - opiekunów.
Dlatego tak ważne jest, żebyśmy byli wobec nich szczerzy i sprawiedliwi. One mają bardzo wysokie poczucie sprawiedliwości. Ich małe wybryki, które zdarzają się, wynikają z chęci
wzbudzenia czyjegoś zainteresowania.
Najwięcej możemy uczynić miłością. Kiedy dzieci ufają i kochają, to w przypadku niewłaściwego postępowania wystarczy na nie spojrzeć - one wiedzą, że ich złe zachowanie
sprawia nam przykrość. Dziecięcą buzię wówczas zabarwia rumieniec i słyszymy „no przepraszam”... Pracujemy bez wynagrodzenia, dlatego może wkładamy w to więcej serca
- robimy to, bo chcemy, bo kochamy dzieci, bo one kochają nas i możemy się wzajemnie ubogacać. Dajemy im swoją miłość, a one ją pomnażają i zwracają nam jej kilkakrotnie
więcej.
Na początku wydaje się nam, że jako studenci czy nawet już absolwenci posiadamy dużą wiedzę, a jednak one często nas zaskakują. Jesteśmy zbudowani, gdy widzimy jak starsze opiekują się
młodszymi, jak pomagają im ubierać się czy rozweselają, kiedy są smutne. Uczymy się od nich dziecięcej radości. Bezpośredniość dzieci powoduje, że potrafią wytknąć nam każde potknięcie czy złe zachowanie,
ale to uczy nas pokory, uczy nas stawania w prawdzie przed samym sobą i choć czasem taka „szczerość do bólu” nie jest przyjemna, to pomaga nam doskonalić nasze charaktery.
Dzieci wszystko robią z pasją. Gdy tańczą, to do upadłego, gdy rysują to wkładają w to całe serce. My - młodzi opiekunowie musimy starać się im w tym dorównać. Nam
zagraża często przyjęcie pozy, że na niewielu rzeczach nam zależy. Czasem wydaje nam się, że nie mamy z czego się cieszyć. Bywamy zmęczeni i mamy bolące gardła od krzyku, a jeszcze
trzeba posprzątać... A to przecież nie jest najważniejsze. Najważniejszy jest nasz wzrost duchowy i radość, że możemy coś komuś ofiarować - swój czas i miłość...
Przeżyłam kiedyś szczególne doświadczenie. Sześcioletni niepełnosprawny chłopiec, który ma duże problemy z mówieniem, wszedł ze mną do kaplicy, by odnieść śpiewniki. Kiedy chciałam
wyjść, powiedział: „Usiądźmy!”. Zaczęłam więc opowiadać mu o Bogu, najprościej jak potrafiłam, chociaż nie byłam pewna, czy mnie zrozumie. Wysłuchał mnie z uwagą, wskazał
paluszkiem na tabernakulum i zapytał cichutko: „Tam jest?”. Kiedy potwierdziłam, zobaczyłam go machającego rączką w stroną tabernakulum i mówiącego: „Cześć,
Bozia!”. Wtedy dotarło do mnie, że to dziecko ma czystą i głęboką wiarę. Ten chłopiec nie pytał, skąd wiem, że Bóg tam jest, po prostu UWIERZYŁ. Kiedy mu powiedziałam: „Jezus bardzo
cieszy się z tego, że tu jesteś!” - uśmiechnął się tylko... jakby wiedział w tej chwili więcej niż ja. On stanął czysty przed Bogiem z tym, co miał najlepszego
- z całym sobą. Kiedy już wychodziliśmy - odwrócił się jeszcze od drzwi w stronę ołtarza i powiedział: „Bozia, kocham Cię”. To było jedno z najmocniejszych
świadectw, jakie słyszałam. Piękno tej chwili uświadomiło mi po raz kolejny, że Bóg jest blisko wszystkich swoich dzieci.
Niedawno zakończyły się półkolonie, które nasza świetlica zorganizowała dla dzieci. Każdy dzień był wyzwaniem. Każdy dzień był szkołą miłości do drugiego człowieka. Każdy dzień był zaproszeniem do
pracy nad sobą. Dla każdego z nas - opiekunów, były to swoiste rekolekcje.
(Świetlica środowiskowa przy Duszpasterstwie Akademickim „5”)
Pomóż w rozwoju naszego portalu