Dlaczego Kościół stoi tak nieugięcie na stanowisku niezmienności zasad moralnych? Tego rodzaju pytanie słyszy się często od ludzi, którzy chcieliby widzieć religię katolicką jako formę religijności instytucjonalnej,
która ustanawia prawa i przepisy życia religijnego i w zależności od potrzeb człowieka może je zmieniać. W takim rozumieniu sprowadza się Kościół do instytucji świadczącej usługi religijne swoim wyznawcom,
najczęściej rytualne praktyki religijne, bez wnikania w konsekwencje moralne wynikające z przyjętej wiary.
Sprowadzanie religii jedynie do potrzeby społecznej człowieka, zaspokajanej we wspólnocie religijnej, pociąga za sobą konsekwencje traktowania Kościoła jako instytucji na rynku ofert kulturalnych.
Efektem tego jest uleganie wpływom instytucji świeckich rządzonych prawami rynku, gdzie wolna konkurencja jest podstawową zasadą rozwoju. Kierując się mechanizmami rozwoju instytucji świeckich, katolicy
ulegają pod ich wpływem sekularyzacji i domagają się tzw. taryfy ulgowej od zasad moralnych, również od Kościoła. Taryfa ulgowa polegałaby na tym, żeby Kościół dostosował się do potrzeb indywidualnych
katolików, wychodząc naprzeciw rzekomej nowoczesności i zezwolił np. na małżeństwa homoseksualne, aborcję, eutanazję, aby dawał rozgrzeszenie żyjącym bez ślubu kościelnego. Czy Kościół może zastosować
taką taryfę ulgową i zmieniać dotychczasowe zasady moralne? Otóż Kościół stoi na straży wartości ogólnoludzkich, takich jak: rodzina, małżeństwo, godność mężczyzny i kobiety i nie może być traktowany
jak każda inna instytucja świecka, kierująca się zasadami ustalonymi przez ludzi. Kościół jest instytucją Bosko-ludzką, żyjącą zasadami Bożymi, które są niezmienne. Czy tak postrzegają Kościół wszyscy
katolicy? Rozczarowani katolicy domagają się od Kościoła „rabatu” - obniżenia wymagań stawianych przez prawo kanoniczne i dyscyplinę kościelną. Nie chodzi tu o dyspensę, którą prawo
kanoniczne przewiduje. Dyspensa, czyli rozluźnienie prawa czysto kościelnego w poszczególnym przypadku, może zostać udzielona przez tych, którzy posiadają władzę wykonawczą w granicach ich kompetencji,
a także przez tych, którym wyraźnie lub pośrednio przysługuje władza dyspensowania, bądź mocą samego prawa, bądź mocą zgodnej z prawem delegacji (kan. 85). Nie podlegają dyspensowaniu ustawy, o ile definiują
to, co jest istotnie konstytutywne dla instytucji albo aktów prawnych (kan. 86). Rozluźnienie prawa nie może dotyczyć norm moralnych, które wynikają z zasad etycznych zawartych w Chrystusowej Ewangelii.
Wiara w Chrystusa zawiera wiarę w Kościół, który On założył, oraz zaufanie do pasterzy, których On ustanowił, aby Kościołem kierowali, i którym On asystuje przez Ducha Świętego. Sfera moralności należy
do istotnych elementów konstytutywnych Kościoła.
Tutaj chodzi o sferę moralności wynikającą przecież z przyjętych zobowiązań na chrzcie św. Wiara i moralność są nierozłączne. Nie ma tu miejsca na katolicyzm z rabatem.
Ojciec Święty w encyklice Veritatis Splendor (Blask Prawdy) przestrzega przed niebezpieczeństwem relatywizmu etycznego. Człowiek dzisiejszy - mówi Papież - jest jakby zbity z tropu przez
nowe władze, jakie zdobył nad światem i nad samym sobą. Potrzebuje on słowa, które przypominałoby mu, kim on jest i jak powinien postępować, potrzebne jest mu słowo Kościoła, który wskazuje, na jakich
fundamentach i na jakich zasadach ma on budować. Współczesny człowiek jest uwrażliwiony na wewnętrzne przylgnięcie do wiary. To jest dziedzictwo Kościoła, jednakże nie może to prowadzić do subiektywizmu,
który utożsamia prawdę samą w sobie z tym, co podmiot postrzega jako prawdę. Subiektywizm zagraża moralności, gdyż zawiera pokusę samowystarczalności. Tym bardziej, że żyjemy w świecie, w którym wygłasza
się mnóstwo różnych opinii na temat dobra i zła, często sobie przeciwstawnych, a słowo tolerancja jest rozumiane coraz bardziej jako pobłażanie osobistym zachowaniom niemoralnym. Spotyka się często twierdzenie,
że człowiek sam sobie określa, co jest dobre a co złe, a nie do Kościoła należy ocena, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Otóż trzeba sobie dobrze uświadomić, że zasady moralne, które głosi Kościół, wynikają
z przyjętej Prawdy objawionej przez Boga. Subiektywizm w określaniu prawdy i moralnych zasad przypomina herezję Pelagiusza (354-427), który głosił, że wolność i niezależność woli ludzkiej jest wystarczająca
do osiągnięcia najwyższej doskonałości moralnej, czyli zbawienia. Można to osiągnąć wysiłkiem własnego zaangażowania, pomijając nadprzyrodzoną pomoc - łaskę Bożą. Grzech Adama nie obciąża człowieka
- nauczał Pelagiusz - nie jest bowiem dziedziczny, a Objawienie Boże i całe dzieło Chrystusa ma tylko wartość pouczenia i dobrego przykładu. Jest to tzw. moralność woluntarystyczna, wspierana
przez nadmierny optymizm, gdy chodzi o ludzkie moralne uzdolnienia. Bardzo wielu katolików ulegało i do dziś ulega tym zwodniczym teoriom, w których ani Bóg, ani Kościół nie jest im już potrzebny. Kościół
nauczał od początku (sobór w Kartaginie w 418 r. i w Efezie w 431 r.), że do osiągnięcia zbawienia potrzebna jest dana od Boga łaska, jako dar darmo dany, na który człowiek nie zasługuje. Wiara
jest takim darem, przekonaniem, że wszystko od Boga się otrzymało. W myśli soborowej wszystkie sakramenty, które udziela Kościół, zostały nazwane sakramentami wiary, gdyż wymagają wiary, wyrażają wiarę
i dają jej wzrost. Przyjmując sakramenty święte nie wykonujemy jakiegoś tam rytuału, lecz stajemy w obecności Chrystusa i rzeczywistości nadprzyrodzonej. Nie możemy sobie sami wziąć chrztu albo udzielić
innego sakramentu. Łaskę sakramentalną otrzymujemy od Chrystusa przez pośrednictwo Kościoła. To Kościół jako wspólnota wiary staje się miejscem naszej osobistej wiary, a nasza wiara staje się cząstką
wiary Kościoła, poza którym nie moglibyśmy rosnąć ku Chrystusowi, który jest i pozostanie na zawsze głową Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu