Nadeszła kolejna niedziela. Jak zawsze mama, tata i mały Piotruś przybyli na Mszę św. Pogoda była już wiosenna, ciepłe słońce przedzierało się przez chmury. Kościół, w którym każdego tygodnia Piotruś
modlił się wraz z rodzicami, był piękny, stary i miał wspaniałe kolorowe witraże, na których widniały wizerunki świętych. Podczas homilii ksiądz zapytał dzieci, kto to jest święty. Piotruś spojrzał szybko
na rozświetlone przez promienie słońca wizerunki świętych i odpowiedział: - Święty to człowiek, „przez którego przechodzi światło”.
Domyślam się, że mały Piotruś nie był świadom, jak wspaniałego opisu świętości użył. „To człowiek, przez którego przechodzi światło”. W kolejną niedzielę wielkanocną Jezus po raz kolejny
wzywa nas do świętości. Pragnie, aby nasze wnętrza rozpromieniły się Jego łaską, a nasza wierność była świadectwem naszego oddania.
Nie jest łatwo zawierzyć Bogu, całym sercem powierzając mu swoje życie. Dziś mamy do czynienia często z różnymi, czasem wręcz wykluczającymi się postawami tej samej osoby. Kim innym jestem w kościele,
kiedy modlę się, spowiadam, przystępuję do Stołu Pańskiego, a kim innym zdaję się być w relacjach rodzinnych, sąsiedzkich. Nie jest łatwo żyć przesłaniem Ewangelii. Ameryka oferuje nam wiele innych zastępczych
spotkań, zgromadzeń, które stają się treścią naszego życia. Przyjęło się, że przy okazji bankietów, uroczystych spotkań klubowych, poszczególne organizacje spotykają się najpierw w kościele. Jest to wyrazem
wielkiej kultury ducha samych organizatorów, którzy w imię Pańskie pragną rozpocząć swoje zebranie. Jednak trzeba tym razem, byśmy sami siebie zapytali o nasze odczucia, relacje i czyny. Jak postrzegamy
wówczas Mszę św.? Czy stanowi ona „szczyt i kulminację” - jak poucza nas Jan Paweł II - czy może staje się jeszcze jednym elementem, jednym z wielu i to niekoniecznie najatrakcyjniejszym,
który po prostu trzeba przeczekać?
Człowiek ma to do siebie, że poszukuje szczęścia. Nic w tym dziwnego, każdy z nas pragnie na ziemi zażyć choć odrobinę szczęścia, spokoju, radości. Jednak na ile tego szczęścia poszukujemy we wnętrzu
świątyń, w cichych adoracjach, w wyszeptanym może w drodze między domem a pracą Różańcu czy Koronce. Jezus mówi nam: „Błogosławieni, którzy głosu Mojego słuchają” (por. Łk 11, 28), potwierdzając
jednocześnie, że jeżeli będziemy szukali szczęścia bez Niego, to niestety, ale nie odnajdziemy go na długo. Może czas, abyśmy porzucili sieci starych przyzwyczajeń, dziurawe łodzie naszych sumień i na
nowo umieli zamilknąć w fascynacji obliczem Stwórcy. Obecnie, kiedy pogoda sprzyja spacerom czy wycieczkom, może wybierzmy się na wędrówkę szlakiem wiary. Odwiedźmy kościół, odmówmy Różaniec, wyjdźmy
z kościoła po błogosławieństwie końcowym, a nie po Komunii św.
Każdy z nas powołany jest do świętości, przez każdego z nas powinno przechodzić Boże światło nadziei, której świadkami nazywa nas Ojciec Święty. Wykorzystajmy ten radosny czas do zmiany naszego życia
na lepsze. Reklam, zaproszeń i uroczystości mamy aż nadto, a kiedy myślimy o Jezusie ciągle odczuwamy brak łączności z Jego Łaską. To dobry czas, aby w wiosennym chicagowskim wietrze odnaleźć swoją drogę
do świętości i wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu