Widziałem ministranta. Miał może z pięć lat. Dorwał się do gongu, takiego sporego, a tę pałkę to ledwie trzymał. I uderzał, i dzwonił jak potrafił. Dźwięk siłą rzeczy nie był zbyt czysty, ale on miał
z tego tyle radości...
Widziałem, jak szła do kościoła. Podpierała się laską. Robiła może ze dwadzieścia metrów na minutę. Silnemu, młodemu facetowi to aż żal patrzeć. Ale doszła, i to na czas, bo odpowiednio wcześniej
wyszła. A jaka była zadowolona, że jeszcze może przyjść na Mszę św.
Wdziałem w wiosce dziewczynę, co śpiewała psalm. Fałszowała, i to zdrowo, ale ludzie w ławkach jakoś nie mieli do niej pretensji. Może tam u nich nie trzeba ekstra wokalu, żeby się podobać? Zresztą
ludzie powtarzając refren też nie trzymali się zbyt precyzyjnie linii melodycznej.
Widziałem księdza. Włosy nie do końca ułożone, sutanna poplamiona, głos niepewny. Próbował prowadzić spotkanie dla młodzieży przygotowującej się do bierzmowania. Piszę „próbował”, bo nie
szło mu za bardzo, ale nie wycofał się, nie przestraszył. Mówił do nich jak potrafił. A oni słuchali jak potrafili.
I ten Papież też jakiś taki schorowany, słabowity, już nawet ledwie chodzi...
Słyszałem, że to Pan Bóg jest największym satyrykiem, to On ma największe poczucie humoru. Wystarczy spojrzeć, kogo sobie wybrał do współpracy. Jak popatrzymy na siebie, to aż dziw bierze, że Kościół
jeszcze trzyma się na nogach, ba - niewzruszenie trwa od tysiącleci.
Św. Paweł pisze w Pierwszym Liście do Koryntian: „Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych.
Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone...”.
Pośród szpargałów koło mojego biurka leżał taki cytat z Carlo Caretto: „Biada nam, gdyby królestwo Boże było wynikiem działania ludzi. Jako dziedzictwo ludzi silnych, inteligentnych, zdolnych,
przebiegłych byłoby nie tylko niesprawiedliwe, ale też bez żadnej wartości. Ale tak nie jest. Królestwo Boże jest owocem bezgranicznego pragnienia zrodzonego w sercu ludzi ubogich i przeszczepionego do
rozdartego Serca Boskiego Biedaka - Chrystusa”.
Chcielibyśmy, żeby Kościół był skuteczny i silny. Chcielibyśmy, żeby wszyscy księża byli doskonałymi duszpasterzami, porywającymi kaznodziejami, roztropnymi kierownikami duchowymi i do tego, żeby
jeszcze byli święci pod każdym względem. Chcielibyśmy, żeby wszyscy ludzie przychodzący do kościoła w niedzielę gorliwie żyli Ewangelią i mieli zapał do ewangelizacji. Chcielibyśmy, my chrześcijanie,
być bogaci, silni, inteligentni, powalający świat na kolana.
Dzięki Bogu tak nie jest. I dzięki temu pośród naszej nieudolności jest miejsce na Królestwo Boże będące owocem bezgranicznego pragnienia zrodzonego w naszych ubogich sercach. Każdy jest jakoś ubogi:
czy to materialnie, czy intelektualnie, czy duchowo, czy fizycznie. Każdy w czymś niedostaje i „rzeźbi” jak potrafi.
Patrzę w lustro... Ileż razy każdego dnia muszę powtarzać sam sobie: „I czego się spodziewałeś po ośle?” A królestwo Boże wzrasta...
Pomóż w rozwoju naszego portalu